,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Po co go budzić.Pewnie nawet niewie, że ona tu jest.A używając słowa tu", ma na myśli tuż przy nim, zestopami tuż przy jego stopach.Absolutnie nie na drugim końcu łóżka, gdziesię wczoraj położyła.Ugięła kolana i zaparła się nogami, żeby lepiej się odepchnąć.Najpierwpodniosła biodra i przesunęła je o dwa centymetry w prawo.Potem ramiona.Potem biodra, a potem stopy, dla równowagi.Znów ramiona, aż nagle.Bum!Marcus przekręcił się i jedna jego ręka ciężko na nią opadła.Dziewczyna znów znieruchomiała.I co teraz? Może, jeśli zaczeka minutę lubdwie, on wróci na swoje miejsce.Czekała i czekała.Poruszył się.I przesunąłw jej stronę.175RLTNerwowo przełknęła ślinę.Która godzina? Jakiś czas po świcie, aledokładnie? Nie chciała, żeby weszła pani Wetherby i zobaczyła, jak leżyprzytulona do Marcusa albo, co gorsza, jej matka.Na pewno nikt o niej zle nie pomyśli, zważywszy na to, co się działowczoraj.Ale jest panną, a on kawalerem, leżą w łóżku, i on prawie nic nie mana sobie, i.Dosyć tego.Wychodzi.Jeśli Marcus się obudzi, to trudno.Przynajmniejnie obudzi się z pistoletem na karku, którym zmuszą go do małżeństwa.Wysunęła się z łóżka, usiłując zignorować miłe odgłosy, które wydawał,kiedy przewracał się i mościł pod kołdrą.Gdy już mocno stanęła na dywanie,szybko zerknęła na nogę Marcusa.Wydawała się dobrze goić.Ani śladuzłowróżbnych czerwonych pręg, przed którymi ostrzegał doktor Winters. Dziękuję szepnęła i zmówiła szybką modlitwę za jego dalszezdrowienie. Proszę bardzo mruknął.Zdziwiona, cicho krzyknęła i odskoczyła od niego. Przepraszam roześmiał się.Był to najpiękniejszy dzwięk, jaki Honoria usłyszała w życiu. Nie tobie dziękowałam powiedziała zadziornie. Wiem. Uśmiechnął się.Spróbowała rozprostować spódnicę, strasznie wygniecioną.Miała nasobie tę samą sukienkę, którą włożyła w Londynie, a to było co tu mówić dwa dni temu.Wolała nawet sobie nie wyobrażać, jak okropnie wygląda. Jak się czujesz? zapytała. Dużo lepiej odparł i usiadł.Zauważyła, że naciągnął pod brodę kołdrę.Pewnie dlatego tylko lekkosię zaczerwieniła, a nie spłonęła rumieńcem.Ale przecież to śmieszne.176RLTPoprzedniego dnia ze sto razy widziała jego nagi tors, przyciskała i kłuła jegogołą nogę, nawet tego mu nigdy nie powie zobaczyła kawałek jegopośladków, kiedy w gorączce rzucał się na łóżku.Teraz jednak oboje byli wpełni przytomni, niebezpieczeństwo śmierci minęło.i ona nie mogła spojrzećmu w oczy. Wciąż jeszcze cię boli? zapytała, wskazując nogę, która wystawałaspod przykrycia. Taki tępy ból. Będziesz miał straszną bliznę.Uśmiechnął się cierpko. Będę się nią chwalić i zmyślać o niej kłamstwa. Kłamstwa? powtórzyła jak echo rozbawiona.Przechylił głowę na bok i przyglądał się ogromnej ranie na nodze. Pomyślałem, że mogę opowiadać, jak to walczyłem z tygrysem. Z tygrysem? W Cambridgeshire?Wzruszył ramionami. To bardziej prawdopodobne niż rekin. Z dzikiem postanowiła. Za mało romantyczne.Zacisnęła usta, a potem parsknęła śmiechem.Marcus też.I dopierowtedy pozwoliła sobie uwierzyć: on wyzdrowieje.To cud.Nie potrafiłaznalezć innego słowa, aby to opisać.Jego twarz znów nabrała koloru i nawetjeśli trochę zeszczuplał, to nic, skoro odzyskał przytomność.Wyzdrowieje. Honorio?Podniosła wzrok. Zachwiałaś się.Podtrzymałbym cię, ale.177RLT Czuję się trochę niepewnie. Podeszła do krzesła przy łóżku.Chyba. Jadłaś coś? Tak.Nie.No, trochę.Powinnam coś zjeść.Ale tak mi.ulżyło. Apotem, ku jej największemu przerażeniu, rozpłakała się.Przyszło to do niejnagle, jak wielka fala oceanu.Cały czas była taka zdenerwowana.Trzymałasię, jak najdłużej mogła, a teraz, kiedy już wiedziała, że Marcus wyzdrowieje,załamała się.Była jak struna skrzypiec, którą tak napięto, że pękła na dwoje. Przepraszam powiedziała, szlochając i w przerwach starając się łapaćpowietrze. Nie wiem.Nie chciałam.Jestem taka szczęśliwa. Ciii uspokajał ją. Już dobrze.Wszystko będzie dobrze. Wziął jąza rękę. Wiem łkała. Wiem.I dlatego płaczę. Ja też dlatego płaczę.Odwróciła się.Po jego twarzy nie popłynęły łzy, ale miał mokre oczy.Nigdy nie widziała u niego tak silnych emocji, nie sądziła nawet, że sąmożliwe.Wyciągnęła drżącą rękę, dotknęła jego policzka, a potem kącikaoka.i zrobiła coś tak niespodziewanego, że oboje się zdziwili.Objęła go ramionami, twarz wtuliła w zagięcie szyi i mocno do niegoprzywarła. Tak się bałam szepnęła. Sama nie wiedziałam, jak strasznie.On też ją objął, najpierw z wahaniem, a potem, jakby potrzebował tylkolekkiego impulsu, rozluznił się i przytulał ją, głaszcząc po włosach. Nie wiedziałam.Nie zdawałam sobie sprawy.178RLTZnaczenia tych słów nawet ona nie rozumiała.Nie miała pojęcia, o czymmówi: czego nie wiedziała i z czego nie zdawała sobie sprawy.Po prostu.nopo prostu.Spojrzała na niego.Musiała. Honorio szepnął i patrzył na nią, jakby nigdy przedtem jej niewidział.Oczy miał ciepłe, brązowe jak czekolada i błyszczące z emocji.Cośgłęboko w nich rozpaliło się jak ogień, coś, czego nie potrafiła w pełnirozpoznać, i powoli, bardzo powoli, jego usta spotkały się z jej ustami.Marcus nie umiałby wytłumaczyć, dlaczego pocałował Honorię.Bo niewiedział dlaczego [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|