, Slodka choroba Patricia Highsmith 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zaparł się nogami bokiemdo drzwi, które pani Barber właśnie przed nim otwierała.Jeszcze jakiś mężczyzna - dwóch mężczyzn pojawiło się whallu.Dawid schylił się usiłując rzucić się na Granta, ale tylkowyrżnął głową o ścianę.Stracił chyba nawet przytomność, leczświadom był, że walczy wytężając wszystkie swe siły, walczy okażdy stopień schodów wiodących w dół.Było ich chyba zpięciu - tych, co się z nim mocowali.Aapali go za kostki u nóg,chwytali za przeguby, ciągnęli za włosy, za wszystko, co było wzasięgu ich rąk.Dawid opierał się im, mając w sercu takągorycz, jakiej nigdy dotąd nie zaznał, jak gdyby tych pięciu albo dziesięciu to były same panie Barber, które ma teraz pełneprawo kopać i bić.Na dole on i dwóch z nich upadło napodłogę, a potem podnieśli go z taką łatwością, jakby nic nieważył.Uświadomił sobie, że powłóczy nogami, że słyszy gwargłosów, między innymi głos Annabelli, że nie jest w stanie nicpowiedzieć, zupełnie jakby go sparaliżowało.Uderzył głową o ramę drzwi swego wozu.Drzwiczkizatrzasnęły się.Oczy miał zamknięte, tkwił w pozycji półleżącejna przednim siedzeniu, tkwił całkiem nieruchomo, mimo żewściekłość wciąż nim miotała, rozpierała go od środka.Gdy poruszył się i chwyciwszy kierownicę podciągnął się dogóry, nacisnąwszy niechcący klakson, stwierdził, że ani woknachAnnabelli, ani w żadnym innym oknie tego domu nie pali sięświatło.Namacał ręką zegarek i spojrzał na fosforyzującątarczę.Była za dziesięć trzecia.Zapalił momentalnie silnik iodjechał.Pulsowało mu w przednim zębie.Wyczuł jednakjęzykiem, że nie jest nawet wyszczerbiony.I co dalej, pomyślał,co dalej?W tym momencie nienawidził tych wszystkich ludzi, którychtam zostawił.Rozdział 25Nazajutrz był poniedziałek i Dawid nie poszedł do pracy.Odziewiątej zatelefonował do Rosalie, jednej z sekretarek,powiedział, że ma wirusową infekcję żołądka i że zalecono mutego dnia pozostanie w łóżku.Obecnie głównym przedmiotemjego troski była pokaleczona twarz i solidnie spuchnięta dolnawarga, nie mówiąc już o podbitym oku oraz różnych innychbolących miejscach.Miał jednak nadzieję, że do wtorku będziewyglądał lepiej.Wstyd mu było, że toczył walkę w sensiefizycznym, jak również wstyd mu było, że tę walkę przegrał.Fakt ów nie ulegał najmniejszej wątpliwości.A Annabella - czymusiała mu mówić, że wychodzi za Granta Barbera, i to w oczy!Czy musiała użyć aż takiego fortelu, żeby pozbyć się go z domu?I to koszmarne babsko szarpiące go tymi swoimi ohydnymi łapami!Dawid chodził po domu, przykładając ręcznik z lodem dooka, ust, policzków.Rękaw marynarki miał rozpruty, popołudniu więc pojechał do Troy do krawca, by mu go zeszył.Przed wieczorem nie miał już złudzeń co do tego, czy uda musię doprowadzić twarz do jakiego takiego wyglądu.Zastanawiałsię nad tym, czyby nie opowiedzieć kolegom w pracy historii ojakimś włóczędze.Nie chciałby, żeby sobie pomyśleli, że wdałsię po pijanemu w bijatykę.Ale z drugiej strony dlaczego nibyma im cokolwiek opowiadać? Czyż nie ma prawa do własnychtajemnic? Gerald Delaney przeszedł przez życie z dolną wargągrubszą niż jego obecnie i prawdopodobnie nikt nigdy nie zadałmu na ten temat żadnego pytania.I nawet ożenił się zAnnabellą.Dawid uśmiechnął się, w wyniku czego dolna wargamu pękła.Bardzo wcześnie poszedł do łóżka.Obudził się zupełnie odmieniony, jakby nie ten sam człowiek.Wróciła mu zdolność logicznego myślenia.Niechaj wychodzi zatego Granta Barbera, kalkulował sobie, niech popełnia kolejnyoczywisty błąd.To długo nie potrwa.Ale zaraz uświadomiłsobie następną idiotyczną nieuchronną zwłokę, jaką owodrugie małżeństwo musi spowodować.I aż spocił się na samąmyśl, że ta świnia właduje się do niej do łóżka! Coś na pewnotrzeba zrobić.Znowu list? Z listami skończył.Z przyjemnościąudusiłby Barbera, tylko że wówczas wylądowałby w więzieniu.Nienawiść sprawiała mu niewielką ulgę, nienawiść i pogardadla nich wszystkich.Tylko że absolutnie nie potrafiłnienawidzić Annabelli.Ona była po prostu kompletnie przeznich skołowana.Skazała, się sama na brzydotę i mierność.Aledlaczego?Dawid wyjechał do pracy uspokojony, niemal pełen skruchy,świadom, że gwałtowny wybuch nic mu nie dał i nigdy nie da,pełen wiary, że dziś, jutro, pojutrze przyjdzie mu do głowy jakiśsposób rozwiązania sytuacji.Każdy problem w przyrodzie jestdo rozwiązania.Należy być tylko wytrwałym.Rozważ to sobie,a potem odpręż się i popuść wodze fantazji.Postanowiłskoncentrować się dziś na pracy, być czujny, mieć się nabaczności wobec doktora Osbourne'a podczas popołudniowej konferencji.Wierzył, że nim minie godzina szósta, wydarzy sięcoś, dzięki czemu sprawa z Annabellą przybierze wspaniałyobrót.Kenneth Laing spojrzał badawczo na Dawida i zapytał go, cosię stało.- Ooo, podczas tego weekendu załatwiałem stare porachunki- odparł Dawid z uśmiechem.Laing gwizdnął.- I kto zwyciężył?- Ja.%7ładnych ponadto uwag.Laing nie był facetem skłonnym dozażyłości.Zawsze utrzymywał pewien dystans.Tegoż popołudnia doszło do sprzeczki między Dawidem adoktorem Osbourne'em.Dawid wyliczył krótko problemy,które dziś winni byli omówić, i wszystko szło jak najlepiej,dopóki doktor Osbourne nie powiedział czegoś na temataktywności węgla promieniotwórczego w tufie, który gdzieśtam kiedyś badał.Może nawet doktor zażartował sobie na tentemat.Upłynęła zaledwie minuta po wymianie uwag w kwestiioddziaływania promieni radioaktywnych na żywe organizmy iDawidowi tak się wszystko pomyliło, że miotając się w tę i we wtę zupełnie nie wiedział, jak z tego wybrnąć.Bredził coś oswojej postawie i obowiązkach naukowca, a doktor Osbournetwierdził, że to, co on mówi, nie ma żadnego związku zzagadnieniem.Do Dawida docierały słowa doktora Osbourne'a,docierały doń również jego własne słowa, ale sęk w tym, że niepotrafił ich ze sobą powiązać, że nie potrafił ani zamilknąć, anizmienić tematu.Odgrażał się pod adresem naukowców, którzypodnoszą krzyk przeciwko wszelkim badaniom, mogącymdoprowadzić do produkcji broni masowej zagłady, a zarazemgardłował - słyszał swój głos - przeciwko dalszym badaniompromieniotwórczości, przeprowadzanym na całej kuliziemskiej.Dlaczego? Ponieważ stwierdzenie, że stopieńradioaktywności jest obecnie niski, a więc nieszkodliwy,mogłoby doprowadzić do wzmożenia eksperymentów, co wkonsekwencji zwiększyłoby skażenie ziemi oraz powietrza.- Ubawiłeś mnie, a zarazem wprawiłeś w zakłopotanie - rzekł doktor Osbourne z uśmiechem, ale Dawid nie zwrócił na jegosłowa większej uwagi.- Nie znaczy to, że dokładnie tę rzecz rozpracowałem - ciągnąłszybko, uświadamiając sobie, że wrogość i uraza, jakie przedchwilą czuł do doktora, gdzieś się ulotniły.- Nie jestem z tych,którzy tworzą systemy.Ale w gruncie rzeczy opracowałempewien system, który mógłby ten świat ulepszyć.Rzecz polegana związku między akceptacją a negacją.Dotyczy to wszystkichod najskromniejszego osobnika do ludzi parających siędyplomacją [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl