, Romeo i Julia na wsi Keller G 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Nie, tak nie odejdę, od wczoraj ciągle tylko o tobie myślę i nie mogę odejść z niczym.Musimy pomówić z sobą, choćby godzinkę, choćby pół godzinki, koniecznie.Weronka zastanawiała się chwilę, potem powiedziała: Wychodzę co wieczór na nasz zagon po jarzyny, wiesz który  mamy teraz tylko tenjeden.Na pewno nie będzie tam nikogo, bo ludzie żną teraz gdzie indziej.Jeśli chcesz,przyjdz tam, ale teraz idz i uważaj, by cię nikt nie zobaczył, bo wprawdzie ludzie się z namijuż nie zadają, ale mimo to narobiliby plotek i ojciec zaraz by się o tym dowiedział.Rozłączyli teraz ręce, które się natychmiast znowu spotkały, i oboje zapytalirównocześnie: Co u ciebie słychać?Zamiast odpowiedzi zapytali powtórnie o to samo, odpowiedz zaś można było wyczytać wich wymownych oczach, bo zwyczajem zakochanych nie mogli znalezć słów i niepowiedziawszy sobie nic więcej rozeszli się na poły szczęśliwi, na poły smutni. Wkrótce przyjdę, idz tam zaraz  zawołała za nim Weronka.Sali pospieszył na ciche, piękne wzgórze, gdzie leżały dwa zagony; wspaniałe lipcowesłońce, białe obłoki przeciągające nad falującym zbożem, błyszcząca modra rzeka szumiąca ustóp pagórka  wszystko to, pierwszy raz po wielu latach, napawało go znowu nie troską,lecz szczęściem i zadowoleniem; rzucił się jak długi w przejrzysty półcień zboża,graniczącego ze zdziczałym polem Martiego, i szczęśliwy patrzył w niebo.Chociaż zaledwiekwadrans czekał na Weronkę i o niczym innym nie myślał, tylko o swoim szczęściu i jegoimieniu, to  gdy nagle i niespodziewanie pochyliła się nad nim z uśmiechem  zerwał się zradosnym przestrachem i zawołał: Weronisiu!Cicho i z uśmiechem podała mu obie dłonie i trzymając się za ręce poszli wzdłuższumiącego zboża w dół pagórka nad rzekę i z powrotem; niewiele ze sobą rozmawiającprzemierzyli tę drogę dwa lub trzy razy, cisi, spokojni i szczęśliwi.Zgodna ta paraprzypominała teraz konstelację gwiezdną, wschodzącą i zachodzącą nad słonecznymgrzbietem wzgórza, jak to czyniły niegdyś stateczne pługi ich ojców.Ale gdy w pewnejchwili oderwali wzrok od modrych bławatów, ujrzeli nagle przed sobą inną, ciemną gwiazdę,czarniawego człowieka, o którym nie wiedzieli, skąd się wziął, niepostrzeżony.Leżałzapewne w zbożu; Weronka wzdrygnęła się, Sali, strwożony, powiedział: Czarny skrzypek.Istotnie, człowiek idący przed nimi niósł pod pachą skrzypce ze smyczkiem i byłrzeczywiście całkiem czarny: oprócz czarnego filcowego kapelusza i brudnego czarnegokaftana miał także czarne jak smoła włosy i niestrzyżoną brodę, twarz jego i ręce również16 były czarne; uprawiał bowiem różnego rodzaju rzemiosła  głównie lutowanie kotłów pomagał też węglarzom i smolarzom leśnym; ze skrzypcami zaś chodził tylko tam, gdziespodziewał się dobrego napitku, gdzie się chłopi wesoło bawili i świętowali.Sali i Weronka szli za nim cichutko jak myszki, myśląc, że zejdzie z pola i zniknie nieoglądając się na nich.Zdawało się, że istotnie tak będzie, bo skrzypek udawał, że ich niewidzi.Sali i Weronka, jak urzeczeni, nie śmieli opuścić wąskiej ścieżki i mimo woli szli wślad za niesamowitą postacią; tak doszli aż na koniec pola, gdzie złożona bezprawnie kupakamieni ciągle jeszcze pokrywała sporny róg gruntu.Wyrosła tam niezliczona ilość głogów ipolnych maków, od których mała górka była teraz płomiennoczerwona.Nagle czarnyskrzypek jednym susem wskoczył na okryty czerwienią kopczyk kamieni, odwrócił się irozejrzał dokoła.Młodzi przystanęli i zmieszani patrzyli na ciemną postać człowieka; niemogli go minąć, bo droga prowadziła ku wsi, a nie chcieli także w jego oczach zawracać.Onspojrzał na nich bystro i zawołał: Znam was, jesteście dziećmi tych, którzy mi ukradli tę ziemię.Cieszę się żeście zeszlina dziady, a na pewno dożyję jeszcze waszego pogrzebu.Przypatrzcie mi się dobrze,wróbelki, czy podoba się wam mój nos?Miał w istocie nos straszliwy.Sterczał w suchej i czarnej twarzy jak mularska kątownica,a właściwie podobny był raczej do potężnego orczyka czy kłonicy wbitej w twarz.Pod nimbył mały, okrągły otwór ust, które ściągały się i wykrzywiały nieustannie w ciągłym sapaniu,gwizdaniu i syczeniu.Mały filcowy kapelusik wyglądał niesamowicie; nie był bowiem aniokrągły, ani spiczasty, lecz tak dziwacznie uformowany, że zdawał się co chwila zmieniaćkształt, jakkolwiek tkwił na głowie nieruchomo; w oczach chłopa widać było jedynie białka,ponieważ zrenice poruszały się bez przerwy, z błyskawiczną szybkością skacząc jak zające tow lewo, to w prawo. Przyjrzyjcie mi się  ciągnął dalej  ojcowie wasi znają mnie dobrze i każdy we wsi, ktotylko spojrzy na mój nos, wie, kim jestem [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl