, Quinn Anthony Grzech Pierworodny Autobiografi 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.I kobiety.jakże one się w nim kochały! Wszystkie mi go zazdrościły.Bo takiego nie widuje się na ulicy codziennie, to muszę przyznać.Och, miał ładne usta.Wargi miał piękne, widzi się takie czasem na obrazach.Ale nigdy z tych ust nie słyszałam: „Kocham cię”.Przykro mi to powiedzieć tobie, jego synowi, ale to jest prawda.Nigdy nie słyszałam: „Kocham cię” z ust waszego ojca.Raz tylko na samym początku napisał mi te słowa na kartce.Pierwszy i ostatni raz.Twój ojciec był bardzo dziwnym człowiekiem.Pewnego dnia przyniósł do domu polędwicę.Już przeprowadziliśmy się i miesz­kaliśmy o parę przecznic bliżej śródmieścia.Wciąż jeszcze na tej samej ulicy nad kanałem, ale już w lepszym miejscu.Twoja siostra, Stella, już się urodziła.Ojca nie byto, kiedy przyszła na świat.Prawie nie miałam pieniędzy, żeby kupić pieluszki.Ostatnie trzy dolary musiałam dać położnej za pomoc przy porodzie.W każdym razie wtedy wieczorem on przyszedł z mięsem w papierze i zaczął bawić się z wami, a ja je usmażyłam.Wyszły z tego trzy befsztyczki.Jeden dla niego, drugi dla ciebie, trzeci dla mnie.Ledwieśmy zjedli parę kęsów, ty, biedny dzieciak, zdawałoby się, ciągle niesyty, powiedziałeś:- Ja chcę więcej.- Masz jeszcze dużo na talerzu - powiedział Francisco.- Ja chcę więcej - upierałeś się.Na to Francisco chwycił mój talerz i przerzucił całą moją porcję na talerz tobie.- Dobrze, możesz zjeść to wszystko.Ty nie zrozumiałeś.Cieszyłeś się, że dostałeś tyle, i zacząłeś jeść.Francisco pił kawę powoli.Po chwili najadłeś się i odsunąłeś talerz od siebie.Większość mięsa została.Francisco pchnął ci talerz pod nos i powiedział:- Zjedz do końca, Słoniu.- Już nie jestem głodny - krzyknąłeś.- To mnie nie obchodzi - upierał się Francisco.- Powiedziałeś, że chcesz to wszystko, więc teraz masz to wszystko zjeść.Płakałeś, ale starałeś się zmusić do jedzenia.Zjadłeś jeszcze trochę i zakrztusiłeś się.Złapałeś się za szyję.Wyciągnęłam rękę, żeby ci pomóc, ale Francisco mnie powstrzymał.Siedział tam i pił kawę, kiedy ty się dławiłeś prawie na śmierć.Aż zsiniałeś.Nie mogłeś oddychać, bo kawałek mięsa tkwił ci w tchawicy.Błagałam Francisco, żeby coś zrobił.Wreszcie wstał bardzo powoli, podniósł cię, odwrócił do góry nogami i potrząsnął tobą jak starym workiem po mące.Zrzuciłeś ten kawałek mięsa razem z całą resztą kolacji.Byłeś tylko o parę sekund od śmierci.Francisco wyraźnie się nie przejął.Posadził cię na krześle z powrotem i zapytał, czy chcesz jeszcze jeść.Byłeś chory ze strachu.- Nie, tato.- Następnym razem bądź przedtem pewny, że masz miejsce na to, czego chcesz, synu.- Tak, tato.- Nie płacz.Przyjmij tę nauczkę jak mężczyzna.Bądź wdzięcz­ny, że się czegoś nauczyłeś.No, łyknij kawy, Słoniu.Wyobraź sobie tylko.jego syn prawie umiera, a on mówi, że powinien być mu za to wdzięczny!Nigdy nie rozumiałam tej logiki.Ale taki był Francisco.Bardzo dziwny.Nigdy nie wiedziałam, jak się zachowywać przy nim.Jeżeli śpiewałam, mówił, żebym siedziała cicho, bo mu przeszkadzam myśleć.Jeżeli siedziałam cicho, mówił, że ja go przygnębiam, bo zawsze jestem smutna.Po prostu chyba nie byliśmy zgrani.Szczególna rzecz, synu, ty pamiętasz to zdarzenie z mięsem i widzisz je inaczej.Nadal uważasz, że ojciec miał rację.Cóż, kiedy ty jesteś taki sam jak on.Nie pamiętasz, że potem przez wiele dni chorowałeś.Nie pamiętasz, że byłeś o krok od śmierci.Mogłoby się wydawać, że ja nie mówię o waszym ojcu dobrze, że przedstawiam go w kiepskim świetle.Ale to z pewnością mylne wrażenie.Kiedy Stella się urodziła, on był bardzo z niej dumny.Jako ojciec kochał swoje dzieci do szaleństwa.Gdyby bodaj raz mi powiedział: „Kocham cię”, dałby mi w tych słowach cały świat.Ale i tak zawdzięczam mu dwoje moich dzieci.I to był jedyny ,niężczyzna, jakiego kochałam.Moje dzieci oprócz innych cech, odziedziczonych po ojcu, wielu zalet i wielu wad, odziedziczyły dobroć dla matki.Mogę umrzeć w spokoju, bo wiem, że moje dzieci zawsze były dla mnie dobre.Jednego tylko nigdy w was nie rozumiałam: dlaczego nie czujecie się najwspanialsi i najszczęśliwsi pod słońcem? Oboje macie pieniądze, oboje jesteście zdrowi, inteligentni, oboje umiecie czytać i pisać - czegóż więcej może chcieć ktokolwiek ze wszystki­mi klepkami w porządku?Po tym ślubie w kościele już się nie bałam dońi Sabiny.Poszłam do niej z tobą i ze Stella.Przyjęła nas dosyć zaskoczona.Ty byłeś tak bardzo podobny do jej syna.Oboje byliście wyraźnie Ouinnami.I tyś już chodził jak ojciec i patrzyłeś tak chmurnie jak na Ouinna przystało.Dońa Sabina prawie nie rozmawiała ze mną, ale wprost nie mo­gła oderwać oczu od dzieci.Widziałam, że kocha was ogromnie.To była wielka pani i szanowałam ją, chociaż traktowała mnie tak zimno.Potem ją pokochałam.Stała mi się bliższa niż moja własna matka.To było już wtedy, kiedy ona przeprowadziła się do El Paso.Utraciła wszystkie swoje pieniądze i musiała pracować.Znalazła posadę w delikatesach.Wyobraź sobie, ta dumna pani, która nigdy przedtem nic nie robiła, teraz musiała sprzedawać w jakimś sklepie serdelki i pikle.Ale pomimo to zachowywała dumę.Pewnego dnia.pamiętam, padał śnieg.przyszła i zapytała, czy może zabrać ciebie ze sobą do pracy.Powiedziała, że tam są różne przysmaki i wolno jeść je na miejscu.Otuliłam cię i dałam.Ja w tamtym czasie miałam pracę u kobiety imieniem Carmen.Prałam i prasowałam u niej.Wyście mogli być przy mnie.Karmiła nas dobrze.Była hojna.Twój ojciec wtedy znów się nie pokazywał.Przykro mi wciąż powtarzać, że nigdy nie wiedziałam, kiedy on przyjdzie, kiedy odejdzie.Ale tym razem wyjechał.Zgłosił się do wojska ameryka­ńskiego i wysłano go do obozu rekrutów gdzieś w stanie Pensyl­wania [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl