, Prus Lalka I (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Czymże byłbym bez niej? Małym, galanteryjnym kupcem.A dziś mówią omnie w całej Warszawie, ba!.Odrobina węgla porusza okręt dzwigający dolę kilkuset ludzi, a miłośćporusza mnie.A jeżeli mnie spali tak, że zostanę tylko garścią popiołu?.O Boże jaki to nędzny świat.Ma rację Ochocki.Kobieta jest podłym zwierzęciem: bawi się tym, czego nawet nie może zrozumieć."Był tak pogrążony w bolesnych medytacjach, że nie usłyszał otwierania drzwi do pokoju i szybkichkroków za sobą.Dopiero ocknął się poczuwszy dotknięcie czyjejś ręki.Odwrócił głowę i zobaczyłmecenasa z dużą teką pod pachą i posępnym wyrazem na twarzy.Wokulski zerwał się zmieszany, posadził gościa na fotelu ; znakomity adwokat ostrożnie położył swojąrękę na stole i szybko pocierając sobie jednym palcem kark rzekł półgłosem:- Panie.panie.panie Wokulski! Kochany panie Stanisławie!.Co to.co to - wyrabiasz pandobrodziej?.Protestuję.replikuję.zakładam apelację od wielmożnego pana Wokulskiego,letkiewicza, do kochanego pana Stanisława, który z chłopca sklepowego został uczonym i miał namzreformować handel zagraniczny.Panie.panie Stanisławie - tak nie możnaTo mówiąc pocierał sobie kark z obu stron i krzywił się, jakby miał pełne usta chininy.Wokulski spuścił oczy i mruczał; adwokat mówił dalej:- Panie drogi - jednym słowem - zle słychać.Hrabia Sanocki, pamięta pan, ten stronnik groszowychoszczędności, chce zupełnie wycofać się ze spółki.A wie pan dlaczego? Dla dwu powodów: naprzód,bawisz się pan w wyścigi, a po wtóre - bijesz go pan na wyścigach.Razem z pańską klaczą ścigał sięjego koń i - przegrał.Hrabia jest bardzo zmartwiony i mruczy: "Po diabła mam składać kapitały? Czypo to, ażeby kupcom dawać możność ścigania się ze mną i chwytania mi nagród sprzed nosa?."Na próżno przekonywałem go - ciągnął odpocząwszy adwokat że przecież wyścigi są takim dobryminteresem jak każdy inny, a nawet lepszym, gdyż w ciągu kilku dni na ośmiuset rublach zarobiłeś pantrzysta; ale hrabia od razu zamknął mi usta:"Wokulski - odparł - całą wygraną i wartość konia oddał damom na ochronkę, a oprócz tego Bóg wie ilezapłacił Yungowi i Millerowi."- Czy mi nawet tego robić nie wolno! - wtrącił Wokulski.- Wolno, panie, wolno - potakiwał słodko znakomity adwokat.- Wolno robić, ale robiąc to - powtarzaszpan tylko stare grzechy, zresztą daleko lepiej spełniane przez innych.Ani zaś ja, ani książę, ani cihrabiowie nie po to zbliżyli się do pana, ażebyś odgrzewał dawne potrawy, tylko - ażebyś wskazał namnowe drogi.- Więc niech się cofną od spółki - odburknął Wokulski - ja ich nie wabię.- I cofną się - mówił adwokat trzęsąc ręką - zrób no pan tylko jeszcze jeden błąd.- Albożem narobił ich tak wiele!.- Pyszny pan jesteś - złościł się mecenas uderzając ręką w kolano.-- A pan wiesz, co mówi hrabiaLiciński, ten niby-Anglik, ten: "t e k"?.On mówi: "Wokulski jest to skończony dżentelmen, strzela jakNemrod, ale.to żaden kierownik interesu kupieckiego.Bo dzisiaj rzuci miliony w przedsiębiorstwo, ajutro wyzwie kogo na pojedynek i wszystko narazi."Wokulski aż cofnął się z fotelem.Ten zarzut nawet nie przyszedł mu do głowy.Mecenas spostrzegłszy wrażenie postanowił kuć żelazo, póki gorące,- Jeżeli tedy, kochany panie Stanisławie, nie chcesz zmarnować tak pięknie rozpoczętej sprawy, więcjuż nie brnij dalej.A nade wszystko nie kupuj kamienicy Aęckich.Bo gdy włożysz w nią dziewięćdziesiąttysięcy rubli, daruj, ale spółka rozwieje się jak dym z fajki.Ludzie widząc, że umieszczasz duży kapitałna sześć lub siedem procent, stracą wiarę do owych procentów, jakieś im obiecywał, a nawet.Pojmujesz.Gotowi podejrzewać.Wokulski zerwał się od stołu.- Nie chcę żadnych spółek!.- krzyknął.- Nie żądam od nikogo łaski, raczej wyświadczam ją innym.Kto mi nie ufa, niech sprawdzi cały interes.Przekona się, żem go nie mistyfikował, ale - i nie będziemoim wspólnikiem.Hrabiowie i książęta nie mają monopolu na fantazje.Ja mam także moje fantazjei nie lubię, ażeby mi się wtrącano.- Powoli.powoli.uspokój się, kochany panie Stanisławie - mitygował adwokat, na powrót sadowiącgo na fotelu.- Więc nie cofasz się od kupna?.- Nie; ta kamienica ma dla mnie większą wartość aniżeli spółka z panami całego świata.- Dobrze.dobrze.Więc może byś na pewien czas podstawił kogo zamiast siebie.W razieostatecznym nawet ja pożyczę ci firmy, a o zabezpieczenie własności nie ma kłopotu.Najważniejszarzecz- nie zniechęcać ludzi, którzy już są.Arystokracja, raz zasmakowawszy w interesach publicznych,może do nich przylgnie, a za rok, za pół roku pan staniesz się i nominalnym właścicielem kamienicy.Cóż, zgoda?- Niech i tak będzie - odparł Wokulski.- Tak - mówił adwokat - tak będzie najlepiej.Gdybyś pan sam kupił ten budynek, znalazłbyś się wfałszywej pozycji nawet wobec państwa Aęckich.Zazwyczaj nie lubimy tych, którzy coś po nasdziedziczą, to jedno.A po wtóre - kto zaręczy, że nie zaczęłyby snuć im się różne kombinacje pogłowach?.Nużby pomyśleli: kupił za drogo albo za tanio?.Jeżeli za drogo - jak śmie robić namłaskę, a jeżeli za tanio, to - wyzyskał nas.Ostatnich wyrazów adwokata Wokulski prawie nie słyszał pochłonięty innymi myślami, które go jeszczemocniej opanowały po odejściu gościa."Jużci - mówi do siebie - adwokat ma rację.Ludzie mnie sądzą i nawet wyrokują: ale że robią to pozamoimi plecami, więc nie wiem o niczym.Dziś dopiero przychodzi mi na myśl wiele szczegółów.Już odtygodnia kupcy związani ze mną mają kwaśne miny, a przeciwnicy- triumfują.W sklepie także cośjest.Ignacy chodzi smutny, Szlangbaum zamyślony.Lisiecki stał się opryskliwszy niż dawniej, jakbyprzypuszczał, że niedługo wylecę z budy.Klejn ma minę żałosną (socjalista! gniewa się na wyścigi ipojedynki.), a frant Zięba już zaczyna kręcić się przy Szlangbaumie.Może przeczuwa w nimprzyszłego właściciela sklepu?.Ach, wy kochani ludzie!."Stanął na progu gabinetu i kiwnął na Rzeckiego; stary subiekt istotnie był jakiś niewyrazny i swemupryncypałowi nie patrzył w oczy.Wokulski wskazał mu krzesło i przeszedłszy się parę razy po ciasnym pokoju, rzekł:- Stary!.Powiedz otwarcie: co mówią o mnie?Rzecki rozłożył ręce.- Ach, Boże, co mówią.- Gadaj prosto z mostu - zachęcał go Wokulski.- Prosto z mostu?.Dobrze.Jedni mówią, że zaczynasz wariować.- Brawo!. - Drudzy, że.drudzy, że chcesz zrobić szwindel.- Niech mnie.- A wszyscy - że zbankrutujesz, i to w niedługim czasie.- Jak wyżej - wtrącił Wokulski - a ty, Ignacy, co sam myślisz?- Ja myślę - odparł bez wahania - że wklepałeś się w jakąś grubą awanturę.z której nie wyjdzieszcały.Chyba że cofniesz się w porę, na co zresztą masz dosyć rozumu.Wokulski wybuchnął.- Nie cofnę się! - zawołał.- Człowiek spragniony nie cofa się od krynicy.Mam zginąć, niech zginępijąc [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl