, Prus Boleslaw Lalka 9789185805365 (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Cóż - rzekłem po chwili, zabierając się do wyjścia - cóż, czyprzypuściłby kto, że taka drobna rzecz jak lalka może przyczynić siędo uszczęśliwienia dwojga ludzi?- Jak to lalka?- No, jakże?.Gdyby pani Stawka nie kupiła u nas lalki, nie było-by procesu, Stach nie wzruszyłby się losem pani Heleny, pani Hele-na nie pokochałaby go, a więc i nie pobraliby się.Bo, ściśle rzeczybiorąc, jeżeli w Stachu zbudziło się jakieś gorętsze uczucie dla paniStawskiej, to dopiero od owego procesu.- Zbudziło się, powiadasz pan?.- Bah! Czy to pani nie widziała, jak wczoraj szeptali na tej kana-pie?.Wokulski dawno już nie był tak ożywiony, nawet wzruszonyjak wczoraj.- Bóg cię zesłał, kochany panie Rzecki! - zawołała staruszka i napożegnanie pocałowała mnie w głowę.Dziś kontent jestem z siebie i choćbym nie chciał, muszę przy-znać, że mam metternichowską głowę.Jak to ja wpadłem na myślzakochania Stacha w pani Helenie, jak ja to wszystko ułożyłem, aże-by im nie przeszkadzano!.Bo dziś nie mam już najmniejszej wątpliwości, że i pani Stawka,i Wokulski wpadli w zastawioną na nich pułapkę.Ona w ciągu parutygodni zmizerniała (ale jeszcze lepiej wyładniała, bestyjka!), a on729Bolesław Prusformalnie traci głowę.Jeżeli tylko nie jest wieczorem u Łęckich, cozresztą trafia się nieczęsto, bo panna wciąż baluje, to zaraz chłopaksprowadza się do pani Stawskiej i siedzi tam choćby do północy.A jak się wtedy ożywia, jak jej opowiada historie o Syberii, o Mo-skwie, o Paryżu!.Wiem, bo choć nie bywam wieczorami, ażeby imnie przeszkadzać, to zaraz na drugi dzień wszystko opowiada mipani Misiewiczowa, rozumie się pod najwiçkszym sekretem.Jedno mi się tylko nie podobało.Dowiedziawszy się, że Wirski załazi czasem do naszych pań i,naturalnie, płoszy gruchającą parę, wybrałem się, ażeby go ostrzec.Właśnie już ubrany wychodzę z domu, gdy wtem spotykamw sieni Wirskiego.Naturalnie, zawracam się, zapalam światło, po-gadaliśmy trochę o polityce.Następnie zmieniam przedmiot roz-mowy i zaczynam obcesowo :- Chciałem też panu poufnie zakomunikować.- Wiem już, wiem!.- on mówi śmiejąc się.- Co pan wiesz?- A że Wolkulski kocha się w pani Stawskiej.- Rany boskie! - wołam.- A panu to kto powiedział?.- No, przede wszystkim nie bój się pan zdradzenia sekretu mówion poważnie.- W naszym domu sekret to jak w studni.- Ale kto panu powiedział?- Mnie, widzisz pan, powiedziała żona, która dowiedziała sięo tym od pani Kolerowej.- A ona skąd?- Pani Kolerowej powiedziała pani Radzińska, a pani Radziń-skiej pod najświętszym słowem powierzyła tę tajemnicę pani Deno-wa, wiesz pan, ta przyjaciółka pani Misiewiczowej.- Jakaż nieostrożna pani Misiewiczowa!.- Ale! - mówił Wirski - cóż miała robić, nieboga, jeżeli Denowawpadła na nią z góry, że Wokulski przesiaduje u nich do rana, że tojakieś nieczyste sprawy.Naturalnie, zatrwożona staruszka powie-730LALKAdziała jej, że tu nie chodzi o figle, ale o sakrament, i że może pobiorąsię około świętego Jana.Aż mnie głowa zabolała, ale cóż robić? Aj, te baby, te baby!.- Cóż słychać na mieście? - pytam Wirskiego, ażeby raz skończyćkłopotliwą rozmowę.- Awantury - mówi - awantury z baronową! Ale daj mi pan cyga-ro, bo to dwie duże historie.Podałem mu cygaro, a on opowiedział rzeczy, które ostatecznieprzekonały mnie, że źli prędzej czy później muszą być ukarani, do-brzy wynagrodzeni i że w najzakamienialszym sercu tli się przecieżiskra sumienia.- Dawnoś pan był u naszych dam? - zaczyna Wirski.- Ze cztery.z pięć dni.- odparłem.- Pojmujesz pan, że nie chcę przeszkadzaćWokulskiemu, a.i panu radzę to samo.Młoda z młodym prędzejporozumie się aniżeli z nami, starymi.- Za pozwoleniem! - przerywa Wirski.- Mężczyzna pięćdziesię-eioletni nie jest starym; jest dopiero dojrzałym.- Jak jabłko, które już spada.- Masz pan rację: mężczyzna pięćdziesięcioletni jest bardzoskłonny do upadku.I gdyby nie żona i dzieci.Panie Ignacy!.pa-nie Rzecki!.niech mnie diabli wezmą, jeżelibym się nie ścigał z młodymi.Ale, panie, żonaty człowiek to kaleka: kobiety na niego nie patrzą,chociaż.panie Ignacy.W tym miejscu oczy mu się zaiskrzyły i zrobił taką pantominę,że jeżeli jest naprawdę pobożnym, jutro powinien iść do spowiedzi.Już to w ogóle uważam, że ze szlachtą jest tak: do nauki ani dohandlu nie ma głowy, do roboty go nie napędzisz, ale do butelki,do wojaczki i do sprośności zawsze gotów, choćby nawet trumnązalatywał.Paskudniki!- Wszystko to dobrze - mówię - panie Wirski, ale cóżeś mi panmiał opowiedzieć?731Bolesław Prus- Aha! właśnie o tym myślałem - mówi on, a dymi cygarem jakkocieł asfaltu.- Otóż tedy, pamiętasz pan tych studentów z naszejkamienicy, co mieszkali nad baronową?.- Maleski, Patkiewicz i ten trzeci.Co nie miałbym pamiętać ta-kich diabłów.Jowialne chłopaki!- Bardzo, bardzo! - potwierdza Wirski.- Niech mnie Bóg skarze,jeżeli przy tych urwipołciach można było utrzymać młodą kucharkędłużej jak osiem miesięcy.Panie Rzecki! mówię ci, że oni we trzechzaludniliby wszystkie ochrony.Ich tam, widać, w uniwersytecieuczą tego.Bo za moich czasów, na wsi, jeżeli ojciec mający młodegosyna dał trzy, a cztery krowy na rok.fiu!.fiu!.to już zaraz obra-żał się nawet ksiądz proboszcz, ażeby mu nie psuć owieczek.A ci,panie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl