, Alistair Maclean Lalka na lancuchu 2 z 2 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Powiedzcie jej, ¿e mazamieszkaæ w waszym hotelu, dopóki nie dam jej znaæ, ¿e mo¿e bezpiecz-nie wróciæ.- Ale jej brat.- George mo¿e zostaæ na miejscu.Nic mu nie grozi.- PóŸniej niemog³em sobie przypomnieæ, czy to oœwiadczenie by³o szóstym czy siód-.mym b³êdem, który pope³ni³em w Amsterdamie.- A ona jest zagro¿ona.Je¿eli bêdzie mia³a opory, powiedzcie jej, ¿e z mojego polecenia idzieciena policjê w sprawie George'a.- Ale dlaczego mia³ybyœmy iœæ na policjê?- Nie ma powodu.ale ona nie powinna o tym wiedzieæ.Jest takaprzera¿ona, ¿e na samo s³owo "policja".- To jest po,prostu okrutne - przerwa³a mi Maggie surowo.- Bzdury! - krzykn¹³em i z trzaskiem od³o¿y³em s³uchawkê.W minutê póŸniej by³em z powrotem w magazynie i tym razem mia³emczas przyjrzeæ siê bli¿ej i d³u¿ej jego w³aœcicielom.Obaj byli, nieomalkarykaturami tego, jak-cudzoziemiec wyobra¿a sobie typowego amster-damczyka.Bardzo masywni, bardzo t³uœci, rumiani, mieli obwis³e policzki,ich twarze podczas naszego pierwszego krótkiego spotkania wyra¿a³ywszystkimi swymi g³êbokimi fa³dami ¿yczliwoœæ i jowialnoœæ, którego towyrazu zdecydowanie im teraz brakowa³o.Widocznie de Graaf, zniecierp-liwiony moj¹ wprawdzie tak krótk¹ nieobecnoœci¹, rozpocz¹³ czynnoœcibeze mnie.Nie zrobi³em mu z tego powodu wyrzutu, a on ze swojej stronymia³ na tyle taktu, aby nie spytaæ, jak mi posz³o.Natomiast Muggenthalerorgenstern nadal stali nieomal w identycznej pozycji, w jakiej ichzostawi³em, spogl¹daj¹c po sobie z konsternacj¹, przestrachem oraz kom-pletnym brakiem zrozumienia.Muggenthaler, który trzyma³ jakiœ papierw rêce, opuœci³ j¹ gestem cz³owieka nie wierz¹cego w³asnym oczom.Nakaz rewizji: - Nuta patosu, desperacji i tragizmu wzruszy³aby dog³êbi nawet pos¹g; gdyby ten cz³owiek by³ o po³owê szczuplejszy, by³bystworzony na Hamleta.- Nakaz rewizji w firmie Morgenstern i Muggent-i! Od stu piêædziesiêciu lat obie nasze rodziny by³y szanowanymi, ba,onymi kupcami w Amsterdamie.A teraz coœ takiego! - Siêgn¹³ rêk¹za siebie i osun¹³ siê na fotel jakby w otumanieniu, a papier wypad³ mu_.- Nakaz rewizji!_ Nakaz rewizji! - zaintonowa³ Morgenstern.On tak¿e musia³ poszukaæsobie fotela.- Nakaz rewizji, Ernst.Czarny to dzieñ dla naszej firmy! Bo¿e! Co za wstyd! Co za hañba! Nakaz rewizji!uggenthaler uczyni³ zdesperowany, apatyczny ruch rêk¹.Proszê, rewidujcie panowie wszystko, co chcecie.Czy pan nie chce wiedzieæ, czego szukamy? - zapyta³ de Graaf- Dlaczego mia³bym chcieæ to wiedzieæ? - Muggenthaler popróbowa³przez ;hwilê wzbudziæ w sobie oburzenie, ale by³ nazbyt zdruzgotany.- Odpiêædziesiêciu lat.- Ale¿ panowie - powiedzia³ uspokajaj¹co de Graaf - nie bierzcietego _ tak tragicznie.Rozumiem wstrz¹s, jaki musicie odczuwaæ, i osobiœcieprzypuszczam, ¿e szukamy czegoœ nie istniej¹cego.ale zwrócono siê domnie oficjalnie w tej sprawie i musimy dokonaæ oficjalnych czynnoœci.Mamyinformacje, ¿e panowie posiadacie diamenty uzyskane w sposób niedo-zwolony._.,.Diamenty! - Muggenthaler popatrzy³ z niedowierzaniem na swegowspólnika.- S³yszysz, Janie? Diamenty! - potrz¹sn¹³ g³ow¹ i powiedzia³do de Graafa: - Je¿eli pan jakieœ znajdzie, niech pan mi da kilka, dobrze?94 95De Graaf nie przej¹³ siê tym posêpnym sarkazmem.- I co du¿o wa¿niejsze, maszyny do szlifowania diamentów.- Mamy wszystko zastawione od pod³ogi po sufit maszynami do szlifowa-nia diamentów - powiedzia³ Morgenstern ociê¿ale.- Przekonajcie siê sami- A ksiêgi faktur?- Co chcecie, co tylko chcecie - odpar³ ze znu¿eniem Muggenthaler.- Dziêkujê panom za gotowoœæ do wspó³dzia³ania.- De Graaf skin¹³g³ow¹ na van Geldera, który wsta³ i wyszed³ z pokoju.De Graaf mówi³daléj poufnie: - Z góry przepraszam za to, co na pewno oka¿e siêkompletn¹ strat¹ czasu.Szczerze mówi¹c, bardziej mnie interesuje tookropieñstwo dyndaj¹ce na ³añcuchu u waszego wyci¹gu.Lalka.- Co? - zapyta³ Muggenthaler.- Lalka.Du¿a lalka.- Lalka na ³añcuchu? - Muggenthaler mia³ minê zarazem ot¹pia³¹i przera¿on¹, co nie jest ³atwe do osi¹gniêcia.- Na naszym magazynie?Nie by³oby ca³kiem œcis³e powiedzieæ, ¿e pognaliœmy po schodach nagórê, bo Morgenstern i Muggenthaler nie mieli po temu odpowiedniejbudowy, ale jednak uzyskaliœmy wcale niez³y czas.Na drugim piêtrzezastaliœmy van Geldera i jego ludzi przy pracy i na polecenie de Graafavan Gelder przy³¹czy³ siê do nas.Mia³em nadziejê, ¿e jego ludzie nieprzemêcz¹ siê szukaniem, bo wiedzia³em, ¿e nic nie znajd¹.Nie natkn¹ siênawet na zapach haszyszu, który unosi³ siê tak gêsto na tym piêtrzeubieg³ej nocy, aczkolwiek uwa¿a³em, ¿e md³awo-s³odk¹ woñ jakiegoœsilnego, kwiatowego preparatu do odœwie¿ania powietrza, która go za-st¹pi³a, trudno by³o uznaæ za przyjemniejsz¹.Jednak¿e nie by³a porawspominaæ o tym kómukolwiek.Lalka, obrócona do nas plecami, z g³ow¹ zwisaj¹c¹ na prawe ramiê,nadal ko³ysa³a siê ³agodnie na wietrze [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl