,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zdumiony sołtys wciągnął brzuch i zgiął się we dwoje, z rękami wyciągniętymi przed siebie na znak szacunku.-Co za honor, co za honor! Taka skromna wieś przyjmuje wezyra.Jaki honor!Prostując się, grubas wypluł całą rzekę słodkich komplementów.Przerwał je pomruk pawiana.-Jesteś pewny, że nad nim panujesz?-Tak, chyba że wyczuje złoczyńcę.-Na szczęście nie ma takich w naszej małej społeczności.Po namyśle sołtys uznał, że rosły Nubijczyk o niskim głosie jest równie niebezpieczny, jak jego małpa.Słyszał o tym dziwnym naczelniku policji, który niezbyt interesował się pracą administracyjną, ale był tak bliski społeczeństwu, że nie umknął mu żaden przestępca.Widzieć go tu, na swoim terenie.to bardzo niemiła niespodzianka.I ten wezyr! Za młody, zbyt poważny, za bardzo dociekliwy.Naturalna dostojność Pazera, bystre i głębokie spojrzenie i surowe zachowanie nie wróżyły nic dobrego.-Pozwólcie, że wyrażę zdziwienie: tak wybitne osobistości w tej zagubionej, dalekiej wiosce!-Twoje pola rozciągają się aż po widnokrąg -stwierdził Kem -i są doskonale nawodnione.-Nie należy ulegać pozorom.Ziemia w tym regionie jest trudna do uprawy.Moi biedni oracze łamią tu sobie grzbiety.-A przecież ostatniego lata wylew był doskonały.-Nie mieliśmy szczęścia.Tutaj był za duży, a zbiorniki irygacyjne były w złym stanie.-Mówią, że zbiory były wspaniałe.-Mylicie się.Dużo mniejsze niż w zeszłym roku.-Winorośli też?-Potworne rozczarowanie! Chmary insektów zjadły liście i owoce.-Inne wioski nie przeżyły takich nieprzyjemności -zauważył Pazer.Głos wezyra ociekał podejrzliwością.Sołtys nie oczekiwał tak zjadliwego tonu.-Może moi koledzy chcieli się pochwalić, a może moją -biedną wioskę prześladował zły los.-A hodowla?-Wiele zwierząt padło z powodu chorób.Był weterynarz, ale za późno.To naprawdę oddalone miejsce i.-Jest doskonała bita droga -zaprotestował Kem.-Wyznaczeni przez Karnak odpowiedzialni za nią ludzie utrzymują ją bardzo starannie.-Choć dochody nędzne, pozwólcie, że zaproszę was na obiad.Wielki to honor dla nas.Wybaczcie prostotę dań, ale to z całego serca.Nikt nie mógł naruszyć praw gościnności.Kem przyjął zaproszenie w imieniu wezyra, a sołtys wysłał sługę, by powiadomił kucharkę.Pazer stwierdził, że wieś jest kwitnąca.Wiele domów otynkowano na biało, krowy i osły miały lśniącą sierść i dobrze odżywione brzuchy, dzieci biegały w nowych ubraniach.Na rogach bardzo schludnych uliczek stały posążki bogów.Na rynku, naprzeciw urzędu, stał piękny piec chlebowy i wielki, świeżo ustawiony stóg zboża.-Gratuluję zarządzania -ocenił Pazer.-Twoim współobywatelom niczego nie brak.To najładniejsza wioska, jaką dotąd oglądałem.-Zbyt wielki honor, zbyt wielki! Wejdźcie, proszę.Dom sołtysa ze względu na wymiary, liczbę pokoi i ich wystrój mógł być nawet domem wielmoży w Memfisie.Pięcioro dzieci pozdrowiło dostojnych gości.Małżonka sołtysa, która im się skłoniła, kładąc prawą dłoń na piersi, już zdążyła nieco się umalować i przywdziać elegancką suknię.Siedząc na pierwszorzędnej jakości matach zajadali słodką cebulę, ogórki, bób, pory, suszoną rybę, pieczone żeberka wołowe, kozi ser, soczyste melony i ciastka polane sokiem z owoców drzewa świętojańskiego.Dania te popijano czerwonym winem o wonnym bukiecie.Apetyt sołtysa wydawał się niepohamowany.-Twoja gościnność godna jest pieśni -ocenił wezyr.-Co za honor!-Czy moglibyśmy porozmawiać z polnym skrybą?-Przebywa u rodziny na północ od Memfisu i wróci dopiero za tydzień.-Akta powinny być dostępne.-Niestety, nie.Zamyka swoje biuro, a ja nie mogę.-Ale ja mogę.-Oczywiście, ty jesteś wezyrem, ale czy to nie byłoby.Sołtys zamilkł, w obawie że powie jakieś głupstwo.-Do Teb daleko, a o tej porze roku słońce wcześnie zachodzi.Oglądanie nudnych dokumentów mogłoby was jeszcze opóźnić.Zabójca, który skończył pożerać pieczone wołowe żeberka, przegryzł kość; gospodarz aż podskoczył słysząc trzask.-Gdzie są akta? -nalegał Pazer.-No więc.ja sam nie wiem.Skryba pewnie zabrał je ze sobą.Pawian wstał.Wyprostowany przypominał rosłego atletę.Czerwonymi oczyma wpatrywał się w brzuchatego osobnika, któremu drżały ręce.-Przywiążcie go, proszę!-Akta -rozkazał Kem -albo nie odpowiadam za reakcje kolegi.Żona sołtysa padła mężowi do stóp.-Powiedz prawdę -błagała.-To ja.to ja mam te dokumenty.Idę po nie.-Będziemy ci towarzyszyć, ja i Zabójca.Pomożemy je nieść.Wezyr nie czekał długo.Sołtys sam rozwinął przed nim papirusy.-Wszystko jest w porządku -mamrotał.-Obserwacji dokonano we właściwym czasie.To całkiem banalne raporty.-Pozwól mi je przeczytać w spokoju -zażądał Pazer.Drżący na całym ciele sołtys oddalił się.Jego żona wyszła z jadalni [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|