, Norton Andre Smocza magia (SCAN dal 780) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Bruzdy ciągnęły się w nieskończoność, słońce piekło, a dzień był długi.Jeden z niewolników przyniósł skórzany bukłak z octem i wodą.Artos wypił swój przydział.Wtedy właśnie na drodze od morza zobaczył jeźdźców.Ich kolorowe, jasne płaszcze odrzucone były na plecy; przy tym upale nosili je tylko na pokaz.Nie było wątpliwości, że ich przywódcą był książę Modred.Artos patrzył, jak przejeżdżali.Zdziwił się, widząc, co książę ma na ramieniu, tuż pod krańcem krótkiego rękawa letniej tuniki.Przysiągłby, że to smocza opaska Wysokiego Króla! Ale przecież tylko Cezar, Artos Pendragon, miał do niej prawo, i niósł ją wyjeżdżając z Venty.A Modred nie był nawet prawnym dziedzicem Wysokiego Króla, chociaż ludzie szeptali, że z powodu jakiegoś przypadkowego splotu zdarzeń w przeszłości był rodzonym synem Króla.W niczym jednak nie przypominał Cezara.Artos Pendragon był bowiem wysoki jak drzewo w lesie, a przynajmniej tak wyglądał wśród niższych mężczyzn.Jego włosy, choć teraz był już stary, wciąż miały kolor złota z Zachodniej Wyspy.Nosił włosy krótkie i golił się jak Rzymianie, co sprawiało, że nie wyglądał na swoje lata.Modred tymczasem miał szerokie bary, był niższy i ciemnowłosy.Loki opadały mu na ramiona, a nad ustami o cienkich wargach kręciły się wąsy, wyglądał więc jak plemienni królowie.Ubierał się również na ich modłę - nosił kolorowe stroje, płaszcze tkane we wzory w kratę zieloną, czerwoną i żółtą, podobne tuniki i spodnie, szerokie pasy z miękkiej skóry wybijane złotem, sztylet inkrustowany drogocennymi kamieniami i długi miecz.Artos patrzył na odjeżdżających, aż ci skryli się w chmurze pyłu.Chciałby być teraz na koniu i jechać z nimi.Nikt nie mógł zaprzeczyć, że Modred był dobrym wojownikiem, sam Cezar wybrał go do zarządzania Venta.Dowodził wszystkimi siłami z wyjątkiem wojsk Towarzyszy, którzy tu zostali, i szkoły dla ich synów - która, podobnie jak Towarzysze, znajdowała się pod rozkazami Kai.Na myśl o Kaim Artos schylił się do pracy, kuląc plecy, jakby czuł już uderzenie bata, którym ktoś umiejętnie smagał.Kai był wojownikiem, jednym z najbardziej cenionych przez Mariusa.Nigdy nie słyszało się od niego więcej, niż zdawkowy pomruk zadowolenia, ale wyrażone w ten sposób uznanie tego zaprawionego w bojach wojownika oznaczało prawie tryumf rzymski.Artos się uśmiechnął.Jednakże wciąż pamiętał opaskę na opalonym ramieniu Modreda i w jego myślach zagościł niepokój.Tej nocy przypadała jego kolej usługiwania przy stole, przynoszenia rogów z napojami, rozkładania łyżek i stołowych noży.Fotel Modreda pozostał pusty, podobnie jak dwa fotele jego najbliższych oficerów.Byli tylko Kai, Archais (który przybył zza morza i umiał leczyć rany) i Paulus, kapłan.Artos nadstawiał ucha na ich rozmowy, ale usłyszał niewiele nowego.Paulus był stary i myślał prawie wyłącznie o Kościele.Nie lubił Archaisa - z czym bynajmniej się nie krył - ponieważ uzdrowiciel nie wierzył w to, czego nauczał Paulus.Ale tego kapłan nie mógł powiedzieć otwarcie, bo Wysoki Król już dawno oświadczył, że to, jakiemu bogu służy człowiek, jest jego prywatną sprawa.Rozgniewało to kapłanów, więc okazywali niezadowolenie, choć nie mogli nic zrobić.Ostatnio jednak bardzo wyraźnie mówili o potrzebie pokoju, a Modred pozyskał niektórych z nich - zbyt wielu, jak uważał Marius.Kiedy zostało nalane cienkie, zeszłoroczne piwo, a ze stołu zabrano półmiski, Archais przemówił:- Nasz Pan, Modred, jeździ tak daleko za granicę, że nie może wrócić na wieczorny posiłek?Kai wzruszył ramionami.- To jego sprawa - odparł krótko.Ale ton jego głosu sprawił, że Artos nadstawił ucha.- Mówią, że Skrzydlate Hełmy są u brzegów.Rybak z Deepdene powiedział, że widział co najmniej dziesięć statków.Musi to być znany bandyta, skoro przywiódł tak wielką flotę.Można by przypuszczać, że Thorkiel…- Nie, nie.- Paulus potrząsnął głową.- Thorkiel by się nie ośmielił.Czyż nasz Pan Król nie sprawił mu wielkiego lania zeszłego roku i nie zmusił go do szybkiej ucieczki?- Te Skrzydlate Hełmy - mruknął Kai - są jak mrówki, Ojcze.Można je przepędzić tu, potem tam, ale wciąż się gromadzą i nie można ich wyplenić! Spokojne są tylko wtedy, gdy nie żyją, ale trzeba się sporo napracować, żeby do tego doprowadzić.To dobrzy wojownicy, mają znakomitą broń i ściany z tarcz.Nasz Pan Król wie, jak sobie z nimi radzić.Na początku ludzie śmiali mu się prosto w twarz.Ale on stanął do boju, z łaski Aurelianusa.Wziął duże konie - przedtem mieliśmy tylko kuce, nie rumaki dla dorosłych mężczyzn.Dowiedział się, jak zrobić pancerze dla nich i dla jeźdźców.Nie zebrał wielkiej armii, którą trudno byłoby wyżywić i łatwo zwabić w zasadzkę - nawet legioniści dowiedzieli się, że są nowsze, lepsze sposoby walki, skuteczne, jak ich metody w dawnych czasach.- Nie, zebrał kompanie konnych i ruszył w drogę.W tamtych czasach tak długo przebywaliśmy w siodle, że skóra na pośladkach twardniała, a na dłoniach robiły się odciski.A kiedy przybyli Saksoni, byliśmy tam - nie spodziewali się tego.Tak, konie i Towarzysze oczyścili kraj i utrzymywali go w czystości.- Pamiętam dzień, kiedy przywieźli mu smoczy proporzec.To była nowa, dziwna rzecz.Gdy wiatr wiał prosto w proporzec i szarpał go jak wielkiego, czerwonego robaka, jego pazury sięgały po ciebie.Kto miał go nad głową, ten miał i waleczne serce.Tak, mieliśmy Smoka - aż został pocięty na kawałki.Poganie szaleli na jego widok, cały czas celowali weń włóczniami.Ale my po prostu zrobiliśmy inny smoczy proporzec, potem następny - wszystkie powodowały to samo.Kiedy trąbi róg wojenny.Smok odpowiada!Artos znał proporzec.Taki sam, tylko mniejszy, powiewał na wieży strażniczej Venty, kiedy był tu Wysoki Król; władca zabierał go ze sobą w podróże.Ale Wielki Smok był bezpiecznie schowany, chyba że potrzebowano go na polu bitwy.O Cezarze mówiono “Pendragon” - a czasami po prostu “Dragon”, Smok [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl