, Norton Andre Mistrz zwierzat (SCAN dal 776) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Za szybko wyciągnął emiter, Dort - przytaknął Ransdorf - i celował w niego.Rwał się do bójki.Tylko nie stawiaj się, jeśli nie musisz, Storm.- No, zostaw go już w spokoju, Ranny.Czy on kiedyś tknął kogo palcem?Ransdorf zachichotał.- No, tego faceta to tknął raczej całą dłonią.Chcę go tylko ostrzec.Dziś będzie tu gorąco, a ty jesteś przybyszem, Storm.Jest tu sporo chłopaków, którzy chętnie dołożyliby nowemu.Storm uśmiechnął się.- Do tego jestem przyzwyczajony.Ale dzięki, Ransdorf, będę uważał.Nigdy nie biję się dla zabawy.- No właśnie.Może byłoby lepiej, gdybyś to robił.Jeśli zostawi się ciebie w spokoju, to jesteś łagodny jak ten twój kociak.Ale nie sądzę, żeby on miał być miły dla kogoś, kto mu przypadkiem nadepnie na ogon.No i mamy Zgromadzenie.Zobaczymy, kto już jest w mieście?Z uchylonych drzwi bił blask światła i dobiegał gwar.Budynek był jednocześnie barem, teatrem, klubem i giełdą.Można tu było spotkać najbardziej szacownych mieszkańców Krzyżówki oraz przyjezdnych, przybyłych na aukcję.Kiedy przekroczyli próg, uderzył ich harmider, blask oraz wymieszane zapachy potraw, alkoholu, koni i spoconych ludzi.Nie było tu niczego, co mogłoby zainteresować Storma, i gdyby był sam, wróciłby do obozu.Ale Dort już przepychał się przez tłum w stronę stołu, przy którym grano w Kor–sal–slam, żądny sprawdzenia swego szczęścia w grze, która w ciągu dwóch ostatnich lat podbiła wszystkie światy Konfederacji.- Ransdorf! Kiedy wróciłeś?Brunatna dłoń opadła na ramię weterana, obracając go w kierunku rozmówcy.Storm ujrzał nagle, że wokół nadgarstka o skórze równie ciemnej jak jego własna… Nie dał po sobie poznać, jak jest poruszony.Było tylko jedno miejsce, z którego mogła pochodzić ta ozdoba.Ketoh - bransoleta wojownika wykonana ze starego łuku Nawajów.Skąd wzięła się tutaj, na ręce osadnika?Nie zdając sobie z tego sprawy, przyjął postawę obronną.Rozstawiwszy nogi balansował ciężarem ciała, podczas gdy wzrok wędrował ku twarzy nieznajomego.Ten odsunął się nieco od Ransdorfa, więc Storm cofnął się pod ścianę nie chcąc być przez niego widzianym.Twarz osadnika była równie ciemna jak jego dłonie, ogorzała od słońca i wiatru.Nie był Nawajem.Chociaż włosy miał tak samo czarne jak Storm, nie miał indiańskich rysów.Była to wyrazista, sympatyczna twarz, z szerokimi ustami, wokół których rysowały się zmarszczki spotykane u ludzi lubiących się śmiać.Spod gęstych brwi patrzyły niebieskie oczy.Storm był na tyle blisko, że usłyszał powitanie Ransdorfa:- Quade!Weteran chwycił spoczywającą na jego ramieniu dłoń i potrząsnął nią serdecznie.- Właśnie przyjechałem.Pędziłem z Portu stado Larkina.Wiesz, Brad, ma on tam kilka niezłych ogierów.Szerokie usta tamtego rozchyliły się w uśmiechu.- To ci nowiny, Ranny.Ale cieszymy się, że wróciłeś, chłopie, i to w dodatku w jednym kawałku.Dochodziły tu złe wieści o tym, co się tam działo pod koniec.- Nasz oddział wyruszył za późno.Mieliśmy tylko jedną dużą bitwę i kilka potyczek.Słuchaj, Brad, chciałbym, żebyś poznał…Storm cofnął się szybko i tłum wchodzących mężczyzn ukrył go przed wzrokiem Ransdorfa.Chociaż raz jego niski wzrost przydał się na coś.- Dziwne… - w głosie weterana słychać było zdumienie.- Przecież stał tu za mną.To przybysz, dobry chłopak.Pracował przy stadzie Larkina, a jak on sobie radzi z końmi! To Ziemianin…- Ziemianin? - powtórzył Quade poważniejąc.- Ci przeklęci Xikowie! - Zaklął potem kwieciście używając zwrotów nie znanych Stormowi.Każdy ze światów tworzył własne przekleństwa.- Mam tylko nadzieję, że bandziory, które to zrobiły, też usmażyły się jak frytki.Ten chłopak - musimy mu pomóc.Zobaczymy… facet, który zna się na koniach to skarb.Słyszałem, że wybierasz się do Vakind…Odeszli, ale Storm został na miejscu.Ze zdziwieniem i wstydem spostrzegł, że dłonie mu drżą.Takie spotkanie nie pasowało do jego planu.Nie potrzebował ciekawskiej widowni.Powinni stanąć naprzeciw siebie uzbrojeni w rozpylacze albo jeszcze lepiej w noże.To nie miała być jedna z tych bezkrwawych bójek, jakich był dzisiaj świadkiem, ale walka na śmierć i życie.Miał właśnie odejść, kiedy zatrzymał go głos przypominający ryk wściekłego byka.- Quade! - przy człowieku, który wydał ten krzyk, Brad Quade wydawał się tak wiotki jak Norbis.- Słucham, Dumaroy - serdeczność, która chwilę przedtem dźwięczała w jego głosie, znikła bez śladu.Storm znał ten ton - oznaczał kłopoty.Nie mogąc opanować ciekawości, został na sali.- Quade! Twój szczeniak znów wtyka nos w nie swoje sprawy.Przypilnuj gówniarza albo ktoś to zrobi za ciebie!- Na przykład ty, co? - spytał lodowato Quade.- Na przykład.Napadł na jednego z moich chłopców koło ran-cza pod Szczytami…- Dumaroy! - zabrzmiało to jak trzaśniecie bicza.W sali zaległa cisza, zebrani w niej mężczyźni otoczyli tych dwóch, jakby oczekując bójki.- Dumaroy, twój poganiacz napadł na Norbisa i dostał to, na co zasłużył.Wiesz, do czego mogą doprowadzić spory z tubylcami.A może chcesz, żeby rzucili na ciebie klątwę noża?- Norbisowie! - Żachnął się z obrzydzeniem Dumaroy.- Na mojej ziemi nie będę niańczył tych dzikusów.I nie pozwolę, żeby mi jacyś smarkacze udzielali rad.Jak tak ich kochacie, to grajcie sobie z nimi w łapki.Ja za te kozły nie dałbym złamanego szeląga…- Klątwa noża…Dumaroy wpadł mu w słowo.- Klątwa noża, klątwa noża, a niech sobie rzucają.Ciekawe, jak długo będzie działać, kiedy moi chłopcy zrobią z nimi porządek? Te kozły zmykają, aż się za nimi kurzy, kiedy im pokazać zęby.Pewnie mają dla ciebie jakąś nazwę w tym swoim głupim języku…Quade chwycił nagle za koszulę na piersiach tamtego.- Słuchaj, Dumaroy - wycedził cicho.- Tutaj przestrzega się prawa i nie będziemy zachowywać się jak Rzeźnicy.Jeśli masz ochotę na wizytę Oficerów Pokoju, to na pewno cię ona nie minie!- A ty jeśli masz zamiar wtrącać się w nie swoje sprawy, zamień emiter na rozpylacz - Dumaroy jednym szarpnięciem wyswobodził się z uchwytu Quade'a.- Sami troszczymy się o swoje interesy i nikt nie będzie wtykał w nie nosa.Jeśli nie chcesz, żebyśmy zabawili się z twoimi kozłami, każ im, żeby się trzymali od nas z daleka.I niech nie tykają zabłąkanych sztuk.A dzieciaka na twoim miejscu lepiej bym ustawił [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl