, Card Orson Scott Uczen Alvin 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Musiał wiedzieć, po co żyje, aby mógł podjąć działania dla spełnienia tego celu.To byłoby Tworzenie; o tym właśnie mówił trzy lata temu Drozd.Tworzenie to nie stolarka, kowalstwo ani nic podobnego, nie cięcie, zginanie i rozgrzewanie, żeby zmusić przedmioty do przyjęcia nowej formy.Tworzyć to coś jednocześnie subtelniejszego i potężniejszego - to sprawić, by przedmioty chciały być inne, chciały przyjąć nowe formy i w naturalny sposób zmieniać kształt.Coś takiego Alvin robił od lat, nie zdając sobie z tego sprawy.Kiedy zdawało mu się, że znajduje tylko naturalne pęknięcia kamienia, tak naprawdę tworzył te pęknięcia.Wyobrażając je sobie w odpowiednich miejscach, dawał wskazówki atomom w cząsteczkach drobin skały i uczył je, by chciały ułożyć się we wzór, jaki dla nich wymyślił.Teraz uczynił to samo, ale nie przypadkiem, lecz świadomie.Nauczył złoto być czymś mocniejszym, zachowywać kształt lepiej niż cokolwiek, co dotąd Tworzył.Ale jak nauczyć je czegoś więcej? Jak nauczyć je działać, poruszać się tak, jak złoto nigdy się nie poruszało?Gdzieś w głębi duszy zdawał sobie sprawę, że to nie złoty pług jest prawdziwym problemem.Liczy się Kryształowe Miasto, a tam cegłami nie będą zwykłe atomy w metalowym lemieszu.Atoniami miasta są mężczyźni i kobiety, a im brakuje prostodusznej wiary atomów.Brakuje im absolutnego zrozumienia, a kiedy działają, ich czyny nie są nawet w połowie tak czyste.Ale jeśli potrafię nauczyć to złoto, żeby było pługiem i było żywe, może potrafię z mężczyzn i kobiet wznieść Kryształowe Miasto.Może uda mi się znaleźć ludzi tak czystych jak atomy złota, mężczyzn i kobiety, którzy zdołają pojąć formę Kryształowego Miasta i pokochają je tak jak ja, gdy wszedłem z Tenska-Tawą na szczyt trąby powietrznej i zobaczyłem je po raz pierwszy.Wtedy nie tylko utrzymają jego kształt, ale także sprawią, że ożyje, stanie się większe i wspanialsze od nas, którzy będziemy jego atomami.Stwórcą jest ten, kto staje się częścią tego, co tworzy.Alvin podbiegł do miechów i pompował, aż węgiel zapłonął żarem, który zwykłego kowala wypędziłby z kuźni.Ale nie Alvina.Podszedł do paleniska i wstąpił prosto w gorąco i płomienie.Czuł, jak spala się na nim ubranie, ale nie dbał o to.Zwinął się wokół pługu, a potem zaczął się leczyć; nie część po części, ale wszystko naraz.Mówił swojemu ciału: "Trwaj przy życiu! Ogień, który cię spala, prześlij do tego pługa!" A jednocześnie przemawiał do pługa: "Rób to, co robi moje ciało! Żyj! Ucz się od każdej części ciała, że każda z nich ma swoje przeznaczenie, że je realizuje.Nie mogę ci pokazać, jakim kształtem masz się stać ani jak to uczynić, bo sam nie wiem.Ale mogę ci pokazać, co to znaczy życie: przez ból mojego ciała, przez jego uzdrawianie, przez walkę, by nie zginąć.Bądź taki! Jakkolwiek trudno ci to pojąć, bądź jak ja!" Trwało to całą wieczność.Drżał w palenisku, ciało zmagało się z żarem, szukało sposobów, by przepłynął nim niby woda rzeką, wlał go w lemiesz, jakby był oceanem złocistego ognia.A w lemieszu atomy usiłowały spełnić prośbę Alvina, pragnęły być posłuszne, choć nie wiedziały jak.Ale wezwanie było potężne, zbyt potężne, by go nie słyszeć.Zresztą nie tylko o słuchanie chodziło.Było tak, jakby umiały ocenić, że to, czego Alvin chce od nich, jest dobre.Ufały mu, chciały być tym żywym pługiem, który sobie wymarzył.I w milionie drobinek czasu tak małych, że sekunda wydawała się przy nich wiecznością, próbowały to tego, to owego, aż gdzieś wewnątrz kruszcu powstał nowy wzorzec.Wzorzec, który wiedział, że jest żywy właśnie tak, jak chciał Alvin.I w jednej krótkiej, bardzo krótkiej chwili wszystkie atomy ułożyły się według niego, a lemiesz ożył.Żył.Alvin poczuł, jak przesuwa się wzdłuż jego ciała, opada w gorące węgle, rozcina je niby glebę.A że była to jałowa gleba, na której nic by nie wyrosło, lemiesz uniósł się ponad nią i wysunął z paleniska ku wrotom kuźni.Poruszał się, decydował być w innym miejscu, a potem znajdował się tam.Kiedy dotarł na skraj ognia, przewrócił się i upadł.Alvin w agonii także wytoczył się z ognia i upadł, także leżał przyciśnięty do zimnej podłogi.Teraz, kiedy nie otaczały go już płomienie, ciało zwyciężało w wyścigu ze śmiercią, leczyło się tak, jak je nauczył.Nie musiał wskazywać, co trzeba robić, nie musiał o niczym myśleć.Stań się sobą - to było polecenie Alvina, a podpis w każdym żywym fragmencie ciała postępował zgodnie z wzorcem, jaki w sobie zawierał.I po chwili jego ciało znowu było całe, bez skazy.Nie mógł tylko usunąć wspomnienia bólu ani słabości - energia ciała wyczerpała się niemal do cna [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl