, Card Orson Scott Uczen Alvin (SCAN dal 706) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie przejmujcie się tak - powiedział szeryf, prowadząc ją do celi.- Jego pan z pewnością jest dobrym człowiekiem.Moim zdaniem ludzie tutaj niesłusznie potępiają niewolnictwo.- Więc może sam pojedziesz zamiast niego, Pauley? - warknęła wściekle.- Skoro tak dobrze być niewolnikiem?- Ja? - pomysł wyraźnie go rozbawił.- Ja jestem biały, Peg Guester.Niewolnictwo nie jest moim naturalnym stanem.Alvin sprawił, że klucze wyśliznęły się z palców Pauleya.- Niezgrabny się robię - mruknął szeryf.Stopa Peg jakby przypadkiem nadepnęła na kółko od kluczy.- Podnieście nogę - rozkazał szeryf.- Albo oskarżę was o współudział, zachęcanie, że już nie wspomnę o stawianiu oporu.Przesunęła stopę.Szeryf otworzył drzwi.Peg weszła do celi i przytuliła Arthura Stuarta.Alvin przyglądał się, jak Wiseman zamyka za nią drzwi i przekręca klucz.A potem wrócił do domu.Alvin rozbił formę i starł glinę przylegającą do powierzchni lemiesza.Żelazo było gładkie i twarde, najlepszy odlew, jaki kiedykolwiek Alvin w życiu oglądał.Obejrzał go od wewnątrz i nie znalazł żadnej skazy.Piłował i ścierał, piłował i ścierał, aż lemiesz był idealnie równy, z ostrzem, które nadałoby się do rzeźni, nie tylko do orki.Położył go na ławie.A potem usiadł i czekał, aż wzejdzie słońce i przebudzi się reszta świata.W odpowiednim czasie Makepeace przyszedł do kuźni i obejrzał gotowy lemiesz.Alvin nie widział tego, ponieważ spał.Makepeace obudził go wcześniej i zaprowadził do domu.- Biedny chłopiec - rozczuliła się Gertie.- Na pewno przez całą noc oka nie zmrużył.Poszedł wieczorem do kuźni i aż do świtu pracował nad tym pługiem.- Lemiesz wygląda nieźle - przyznał Makepeace.- Jak znam Alvina, to na pewno wygląda doskonale.Makepeace skrzywił się.- Co ty się znasz na kowalstwie?- Znam Alvina i znam ciebie.- Dziwny chłopak.Ale to ciekawe: najlepiej pracuje, kiedy zostaje w kuźni na noc.W głosie Makepeace'a zabrzmiał nawet ślad współczucia, jednak Alvin spał i nie usłyszał go.- Tak się przywiązał do tego małego mieszańca - westchnęła Gertie.- Nic dziwnego, że nie mógł zasnąć.- Teraz śpi - zauważył Makepeace.- Pomyśl tylko: zabierają Arthura Stuarta do niewoli, choć taki mały.- Prawo jest prawem.Nie podoba mi się, ale trzeba go przestrzegać.Nie można inaczej.- Ty i prawo.- burknęła Gertie.- Cieszę się, Makepeace, że nie żyjemy na tamtym brzegu Hio.Miałbyś wtedy niewolników zamiast uczniów.jeśli w ogóle byś zauważył różnicę.Było to wyraźne wypowiedzenie wojny i jedno z typowych starć z wrzaskami i tłuczeniem talerzy wisiało na włosku.Ale Alvin pochrapywał na stryszku, więc Gertie i Makepeace tylko popatrzyli na siebie gniewnie i dali spokój.Wszystkie ich kłótnie zawsze wyglądały tak samo, zawsze powtarzali te same okrutne słowa, tak samo się nawzajem ranili, więc teraz jakby mieli już dość.Jakby stwierdzili: udawaj, że powiedziałem wszystko to, czego nienawidzisz najbardziej na świecie, a ja udam, że usłyszałem to, czego ja najbardziej nienawidzę.I na tym skończmy.Alvin nie spał długo ani głęboko.Lęk, gniew i niecierpliwość wzbierały w nim tak, że nie mógł uleżeć bez ruchu, ani tym bardziej dryfować myślami z prądem sennych marzeń.Obudził się ze snu o czarnym lemieszu zamienionym w złoto.Obudził się ze snu o tym, jak chłostają Arthura Stuarta.Obudził się ze snu o tym, że mierzy ze strzelby do jednego z odszukiwaczy i że pociąga za spust.Obudził się ze snu o tym, że mierzy do odszukiwacza ze strzelby i nie pociąga za spust, jak odjeżdżają, wlokąc między sobą Arthura Stuarta, który krzyczy przez cały czas: "Alvinie, gdzie jesteś, Alvinie, nie pozwól mnie zabrać!" - Obudź się albo bądź cicho! - zawołała Gertie.- Straszysz dzieci.Alvin otworzył oczy i wyjrzał ze strychu.- Przecież nie ma tu waszych dzieci.- No, to mnie straszysz.Nie wiem, co ci się śniło, ale nie życzyłabym takich snów najgorszemu wrogowi, którym dzisiaj rano jest akurat mój mąż, jeśli chcesz poznać prawdę.Wzmianka o Makepeasie rozbudziła Alvina natychmiast.Wciągnął spodnie, zastanawiając się, skąd się wziął na stryszku i kto mu zdjął ubranie i buty.W ciągu tej krótkiej chwili Gertie zdążyła jakoś postawić na stole jedzenie: chleb, ser i gęsty słodki syrop.- Nie mam czasu na jedzenie, psze pani - oświadczył Alvin.- Przepraszam, ale muszę biec.- Masz czas.- Nie, psze pani.Przykro mi [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl