,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nikomu nie wolno opuszczać Weyru ani do niego przyjeżdżać.Dopilnuj, żeby stojący na warcie jeździec przekazywał wszystkim ten rozkaz! Pogroził jej palcem.- Chyba trochę za późno trąbić na alarm, kiedy zagrażają nam, prawda? - odparł gorzko.- Powinno się było odwołać Zgromadzenia.- Wczoraj jeszcze nikt nie wiedział, jakie to jest poważne.Natychmiast przekaż innym moje rozkazy!Kurczowo otulając się futrem, Sh’gall wyszedł z weyru.Morecie głowa pulsowała z bólu.Dlaczego nie odwołano Zgromadzeń? Tylu ludzi było w Ruacie! I ci smoczy jeźdźcy ze wszystkich Weyrów, latający to do Isty, to do Ruathy! Co to jej mówił S’peren - choroba w Igenie, Keroonie i Telgarze? Nie wspominał jednak nic o żadnej epidemii.Ani o tym, żeby ktoś umarł.A tamten biegus Yandera? Czy Alessan nie mówił o nowym biegusie z Keroonu w gospodarstwie Yandera? Moreta aż jęknęła, kiedy pomyślała o długich szeregach boksów na terenie ruathańskich wyścigów.Jak bardzo niebezpieczny dla otoczenia był ten umierający biegus, kiedy tłoczyli się wokół niego jeźdźcy i chętni do pomocy widzowie? Nie powinna była się do tego mieszać.To nie jej sprawa!- Martwisz się? - powiedziała Orlith, a jej oczy świeciły kojącym błękitem.- Nie powinnaś się martwić byle biegusem.Moreta oparła się o głowę smoczycy, zaczęła głaskać ją po wyrostku kostnym nad okiem.Koiła swój niepokój, dotykając delikatnej skóry Orlith.- Tu nie chodzi tylko o tego biegusa, moja najmilsza.W kraju panuje choroba.Gdzie jest Berchar?- Razem ze S’gorem.Śpi Jest jeszcze bardzo wcześnie I mgliście.- A wczoraj był taki piękny dzień! - Przypomniała sobie, jak podczas tańca obejmowały ją ramiona Alessana, jak błyszczały wyzwaniem jego jasnozielone oczy.- Dobrze się bawiłaś! - powiedziała Orlith z głęboką satysfakcją.- Nie ma co do tego wątpliwości - westchnęła Moreta z żalem.- Nic nie zmieni wczorajszego dnia - zauważyła filozoficznie Orlith, - Teraz musisz sobie radzić z dniem dzisiejszym.– Kiedy Moreta zaśmiała się na tę smoczą logikę, królowa dodała: - Leri życzy sobie z tobą mówić, skoro już się obudziłaś.- Tak, Leri mogła już kiedyś coś kiedyś słyszeć o jakiejś epidemii.Może będzie wiedziała, jak mam o tym powiadomić Weyr na dzień przed Opadem.Ponieważ Sh’gall zabrał jej opończę, Moreta narzuciła na siebie swoją kurtkę do lotów.Jak zwykle Orlith miała rację co do pogody.Kiedy Moreta wyszła z weyru, kierując się na schody prowadzące do Leri, z gór spływały już kłęby mgły.Nici jutro opadną niezależnie od wszystkiego.Jeżeli wiatr nie rozwieje mgły, prawdopodobieństwo zderzeń potroi się.Smoki widziały we mgle, ale ich jeźdźcy nie i czasami dochodziło do kolizji z nagimi zboczami gór.- Orlith, powiedz smokowi wartownikowi, że nikogo, ani żadnego smoczego jeźdźca, ani gospodarza, nie wolno dzisiaj wpuszczać do Weyru.I nikomu nie wolno również Weyru opuszczać.Ten rozkaz ma zostać przekazany wszystkim jeźdźcom na warcie.- A kto by chciał odwiedzać Weyr w taką mgłę? - zapytała Orlith.- I to następnego dnia po dwóch Zgromadzeniach.- Orlith!- Przekazałam wiadomość.Balgeth jest taki śpiący, że nawet nie zapytał, o co tu chodzi.Głos Orlith brzmiał podejrzanie potulnie.- Dzień dobry, Holth - powiedziała uprzejmie Moreta, wchodząc do pomieszczeń starej Władczyni Weyru.Holth na moment uniosła głowę, a potem zamknęła powieki i wtuliła łeb jeszcze bardziej miedzy przednie łapy.Stara królowa była już niemal spiżowa ze starości.Obok niej na skraju kamiennego podestu, który był legowiskiem smoczycy, siedziała na stosie poduszek Leri, owinięta w grube koce.Leri mówiła, że sypia obok Holth zarówno dla ciepła, które smoczyca zgromadziła w sobie, wygrzewając się na słońcu przez tyle Obrotów, jak i po to, żeby oszczędzić sobie kłopotów z chodzeniem.Przez ostatnich kilka Obrotów stawy Leri buntowały się, jeżeli ich nadużywała.Wielokrotnie już Moreta i Capiam nalegali na nią, żeby wykorzystała stałe zaproszenie z Weyru Ista i przeniosła się na południe.Leri nieugięcie odmawiała, oświadczając, że nie jest wężem tunelowym, żeby zmieniać skórę:urodziła się w Weyr Forcie i miała zamiar dożyć swoich Obrotów we własnym domostwie, razem z kilkorgiem starych przyjaciół, którzy jej jeszcze zostali.- Słyszę, że bawiłaś dłużej, niż do pierwszej straży - powiedziała Leri.Uniosła brwi pytająco.- Czy to dlatego Sh’gall tak ci wymyślał?- On nie wymyślał.Wyrażał ubolewanie.Na Pernie wybuchła, epidemia.Z twarzy Leri zniknęło rozbawienie, a pojawiła się troska.- Co? Nigdy nie mieliśmy epidemii na Pernie [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|