,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Arnold wyjaśnił Susan, na boku: Zadzwoniłem do szpi-tala.Wysyłają kogoś.Drzwi otworzyły się i wyszła Selena.Niebieskie dżinsy i brudnabiała koszulka, włosy potargane, dzikie piękno.Nawet nie zdawała sobie sprawy z tego,że ma w ręku nóż, kiedy Susan złapała za szczotkę. Cześć Susan, jak się masz?A Arnold na to: Co masz w ręku, Seleno? (Kurwa) Arnold, powinieneś się wstydzić, wystawiając swoją żonę na takie po-śmiewisko, sprowadzając obcych, żeby mieszali się w nasze kłopoty.(Wybacz, Susan.)Ja bym ci tego nie zrobiła.Nie przyprowadziłabym jakiegoś faceta, żeby się gapił i śmiałsię z ciebie. Nikt się nie śmieje odparł Arnold. W oczy nie.Susan, przepraszam.Przepraszam za Arnolda.Właśnie robię cośw kuchni i nie rozumiem, czemu nie mogę wziąć noża.To tylko nóż.Czy ty nie używaszw kuchni noży, Susan Sheffield? Daj spokój, Seleno rzucił Arnold.Przez te lataSusan najlepiej zapamiętała głos Seleny, kiedy przybyli ludzie z ambulansu, taki nieope-rowy i gorzki: Tak więc na to cię stać.Mogłam to przewidzieć.142Duży, zatroskany Arnold, mieszkający sam, odkąd jego żonę zabrano do szpitala,z tym okropnym rozkładem godzin w pracy.Susan współczuła mu.Dziesiąta trzydzie-ści wieczorem.Schodami w dół, do pracy na pogotowiu.Susan wytknęła przez drzwigłowę, by spytać, jak się miewa Selena i czy może pomóc.Nikt wtedy nie odgadłby, żeto jest małżeństwo przyszłości. Co robię? To było w kolejce do kasy w spożywczym zanią.Zabrakło mu kilku produktów, żeby stworzyć sobie coś do jedzenia. Selena? Możewróci w przyszłym tygodniu. Ujrzała na jego twarzy prostą, przyjazną, misiowatąekspresję i przetłumaczyła ją sobie na nawiedzenie, ukrycie się w cieniu nieokreślonejprzyszłości z Seleną okresowo wymachującą nożem kuchennym, z latami wzywania ka-retek, wychodzenia na chwilę i wracania do resztek najpiękniejszej kobiety, jaką kiedy-kolwiek widział, dopóty, dopóki jej pociąg do kuchennego noża znowu nie wzrośnie.Pełna współczucia Susan odwróciła tym samym jakby swoją uwagę od piszącego męża,który przez czar anioła głuszy uwodzony był ku wielkim dziełom z podobną jak Selenaokresowością.A ten biedny mężczyzna, przed tymi koszmarami pogotowia, sam pichciłsobie coś do zjedzenia.Cóż, Susan była na tyle miła, że zaprosiła go na kolację.Zapytaćtu można, czy Susan miała jakąś świadomość tam, przed beznamiętną, starą kasjerką świadomość nieprzyzwoitości: żona mężczyzny, zagubionego w lesie, gotuje mężowikobiety zagubionej psychicznie? To był jeden z tych istotnych momentów w historii, doktórych, przez swoje konsekwencje, ludzie tacy jak Susan wracają.Czy to coś złego, kiedy męża nie ma w domu, zrobić dobry uczynek na rzecz chwi-lowo nieżonatego sąsiada, który w przeciwnym razie pichciłby sam sobie albo łaził nabyle co do Gordona ? Są dwie strony tej kwestii.Pierwsza: to co myślą twoi sąsiedzi.Susan czuła się na tyle wolna, żeby ich ignorować, zaległych w ich własnym życiu.Nawetich nazwiska zapomniała niemal od letniego pikniku.Druga strona to to, co ty samamyślisz.Tu dwie opcje.Pierwsza, nic nie myśleć.Przez doskonałą niewinność powstanązmiany, których nikt nie musi przewidywać.Oczywiście Susan poczyniła wysiłek w kie-runku takiej absencji myśli.Druga opcja to iść do przodu i myśleć.Ale oznacza to, żeistnieje coś, o czym trzeba by pomyśleć.Rozumowała, że to tylko wynik gdyby onai Arnold myśleli o tym jako o wyniku.Oczywiście tak nie myśleli, dopóki była to tylkonaturalna pomoc sąsiedzka.Jak dobra sąsiadka, obozowa druhna, czy też przyjaciółkaw biedzie.Prosty befsztyk, ziemniaczki, bułeczki, mrożony groszek.Twarzą w twarzprzy małym stoliku, który dzieliła z Edwardem.Rozmowa o Selenie i Edwardzie.%7łyciena pogotowiu.Jego plan zajęć.Cała noc na nogach, a następnego dnia mordęga.Słabosię znali.Próbowała się dowiedzieć, jaki on był naprawdę i jak się wplątał w kabałę z ko-bietą pokroju Seleny.Jeżeli wplątał się w to, ponieważ ona była najpiękniejsza, to jak too nim świadczyło? Myślała o nim, że to niezdara, aczkolwiek miła niezdara.Ośmielałajego smutek, wyciekający z niego jak wino, podczas rozmowy, pełnej matki, ojca, braci,sióstr i starych nadziei sprzed okresu, w którym zdał sobie sprawę z problemu, jaki po-143jawił się u Seleny.Pogodził się z niemożnością obdarzenia swych rodziców wnukami,co wiązało się z tymi okresowymi hospitalizacjami.Pogodził się z pewnym strachem,odkąd przedmioty typu nóż kuchenny nieustannie wchodziły w grę.Ze wszystkim tymmusiał sobie poradzić, kiedy ona zachęcała go do mówienia.I żadnych myśli o tobie i mnie.Edward wracał za dwa tygodnie.Tworzył swą pisar-ską przyszłość.Arnold słuchał bez większej uwagi.Problemy Edwarda były dla niegoodległe.A mimo wszystko nie była to zwyczajna kolacja, trzeba przyznać.Zwiece to detal,którego nie zamierzała użyć.Kwiat z kuchni (hibiscus) postawiła w pokoju i srebrababci wraz z porcelaną wyniosła z myślą, że przecież to tylko fajny sąsiad w kłopocie,który potrzebuje coś zjeść przed pójściem do pracy.Potem, pięć minut przed jego przy-byciem, kiedy mięso było już prawie skończone, zakłopotała ją ponurość pokoju w zwy-czajnym świetle, potrzeba ciemności, żeby schować prostotę rzeczy.To nie była tylkoprostota.Ten pokój, nie różniący się przecież od tego, w którym jadała posiłki z Edwar-dem, miał teraz widoczne braki, nadające mu wygląd barbarzyńsko nagi i jedyne, comogła dodać na zatarcie takiego wrażenia to świece.Były one prezentem ślubnym, uży-wane raz tylko.Odkurzyła je i dodała jeszcze dwie z szuflady.Nawet przy świetle świec Susan Sheffield i Arnold Morrow zachowywali swojemaski, ona żony, on męża.Mimo to czuła ten wysoki dzwięk w swych włosach, szyi albosplocie słonecznym, czyniący chwilę nadzwyczajną [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|