,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Stanley zgiął się wpół jak scyzoryk, tuż przed kolana Keogha, które właśnie szykowały się do następnego ciosu.Uderzenie było szybkie jak strzał z pistoletu.Green upadł na plecy z rozłożonymi ramionami.Harry podszedł bliżej, Green - oszołomiony - usiłował się podnieść.Potrząsnął chwiejnie głową.Krew ciekła mu z rozbitego nosa.Oczy szkliły się od wzbierających łez.- Ty.ty.ty.! - splunął krwią.Harry pochylił się nad nim i pokazał zaciśniętą pięść.- Co? - warknął.- No, dalej! Powiedz coś.Daj mi powód, a ci przyłożę.Nic nie powiedział.Dotknął drżącą ręką złamanego nosa i rozciętej wargi.Szlochał.Ale Harry jeszcze nie skończył.Chciał dać mu nauczkę.- Słuchaj! - powiedział.- Jeśli jeszcze raz nazwiesz mnie okularnikiem albo „Faworytem”, jeśli się w ogóle do mnie odezwiesz, tak cię spiorę, że będziesz pluł zębami przez miesiąc.Zrozumiałeś, gnojku?Stanley - niedawno tak pewny siebie - zapłakał jeszcze żałośniej.Harry uniósł wzrok, spojrzał na pozostałych chłopców.Zdjął okulary i włożył je do kieszeni.Nie miał już zeza.Nie potrzebował wcale okularów.- Co powiedziałem jemu, dotyczy i was.A może ktoś chce się ze mną spróbować.?Jimmy Collins stanął przy Harrym.- Albo z nami - powiedział.Chłopcy milczeli zaskoczeni.Nie spodziewali się takiego obrotu wydarzeń.Powoli zaczęli się rozchodzić, rozmawiać, śmiać się nerwowo, żartując jakby nic się nie stało.- Harry - powiedział cicho Jimmy - nigdy czegoś takiego nie widziałem! Walczyłeś jak prawdziwy mężczyzna! Biłeś się jak dorosły facet, jak „Sierżant”, gdy robił pokazy na gimnastyce.- Szturchnął Harry’ego łokciem ostrożnie w żebra.- Hej, wiesz, co? Jesteś odlotowy.Jesteś naprawdę odlotowy!Dwa tygodnie później Harry przystąpił do egzaminów.Pogoda na początku września była okropna.Nieustannie padało.Deszcz lał także w dniu egzaminu, waląc w szyby okien gabinetu dyrektora college’u.Harry siedział za ogromnym biurkiem zawalonym papierami.Sam Jack Harmon nadzorował egzamin.Czytał przy tym zapiski z ostatniego zebrania rady pedagogicznej.Od czasu do czasu podnosił wzrok, rzucał okiem na chłopca i zastanawiał się.Tak naprawdę wcale nie chciał Harry’ego w college’u.Nie z osobistych pobudek, nie dlatego, że wymuszono na nim zgodę na sprawdzenie chłopca, który przegapił termin, ale dlatego, że mogło to stworzyć kłopotliwy precedens.I tak narzekał na brak czasu, a tu jeszcze dodatkowa praca.Egzaminy to egzaminy - są wyraźnie ogłaszane co roku.Z drugiej strony, Howard Jamieson był jego przyjacielem ze starych czasów.Harmon miał u niego spory dług wdzięczności.Gdy Jamieson po raz pierwszy poruszył ten temat, Harmon przyjął prośbę niechętnie.W końcu jednak zainteresował się i chciał zobaczyć tego „nastoletniego geniusza” osobiście.Szukał wyjścia z tej sytuacji.Zawsze to niewygodny przypadek.Sam więc ułożył pytania, wybrał najtrudniejsze zadania z ostatnich sześciu lat.Prawdopodobnie taki chłopiec jak Keogh nie będzie miał szansy na ich rozwiązanie.Dodatkowego egzaminu nie planowano, więc Harmon mógł zaspokoić ciekawość, przekonać się co do zdolności Keogha i jednocześnie uniknąć zamieszania.Z zadumą obserwował, jak chłopiec pracuje nad papierami.Miał godzinę czasu na każdy temat i dziesięciominutowe przerwy dla odpoczynku.Pierwszy był test z angielskiego, potem matematyka.Keogh pracował ciężko.Marszczył brwi, gryzł ołówek, pisał przepisywał.Gdy upłynął czas, jeszcze nanosił poprawki.Zadania z matematyki z pewnością zbity go z tropu, co chwila to próbował coś pisać, to odkładał pióro.Przez chwilę skrobał zawzięcie, zaraz prostował się i patrzył w okno, blady i spokojny.Wyglądał na zmęczonego.Nagle zaczął pisać jak natchniony.Harmon rozumiał jego napięcie i podniecenie - pytania były bardzo trudne.Sześć zadań, wykonanie każdego z nich zajęłoby piętnaście minut, gdyby chłopak był zaawansowany w programie.Jednego Harmon nie mógł zrozumieć; dlaczego Keogh tak się męczył? Dlaczego przystępował do szaleńczych ataków na kartkę papieru, tylko po to, by za chwilę opaść z sił? O czym tak dumał, patrząc w okno? Gdzie błądziły jego myśli, gdy na twarzy pojawiał się wyraz rozmarzenia, oddalenia?Dyrektor spojrzał na zegarek, minęło trzydzieści pięć minut.Keogh oparł się znowu, opuścił ramiona, oczy miał na pół przymknięte.Harmon cicho wstał i przeszedł po sali.Stary, ścienny zegar tykał miarowo.Harmon podszedł do chłopca i spojrzał mu przez ramię, oczy mu się rozszerzyły ze zdumieniem, pochylił się, by lepiej zobaczyć.Keogh usłyszał jego zdziwiony szept, ale nie zareagował.Siedział spokojnie, patrząc na strugi deszczu spływające po szybach.Harmon po chwili wrócił do swojego biurka, otworzył szufladę i wyjął rozwiązania zadań.Okazało się, że uczeń odpowiedział poprawnie na wszystkie zadania.Co więcej, rozwiązał je z minimalną ilością obliczeń na brudno, prawie zupełnie omijając znane wzory.Dyrektor Harmon wziął długi, głęboki oddech [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|