, Akunin Boris Pelagia i czerwony kogut 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ponadto w powietrzu unosiło się jakieśszczególne napięcie, zupełnie jakby miasto gotowe było wka\dej chwili stanąć dęba i zamienić się w pole bitwy.Co za spojrzenia, co za twarze, kręcił głową Berdyczow-ski, tęsknie przypominając sobie zawoł\czan.śytomierski tłumek zdumiewał pstrokacizną.Obok śy-dów, Rosjan i Ukraińców trafiali się tutaj i Polacy, i Niemcy,i Czesi, i raskolnicy, przy czym ka\dy ubierał się i zacho-wywał po swojemu, na obcoplemieńców patrzył z góry i niechciał mieć z nimi \adnych kontaktów.Mo\e to kwestia przynale\ności narodowej? Nie, odpo-wiedział sobie Matwiej Bencjonowicz.W Zawoł\sku tak\emieszanina  i Tatarzy, i Baszkirowie, i Zytiacy, i Wotiacy,i Mordwini, i ci\ Polacy.Jedni to prawosławni, drudzy są sta-roobrzędowcami, inni wyznają islam, jeszcze inni katolicyzmi wreszcie zdarzają się te\ poganie.I co, \yją wspólnie nienajgorzej, nikt nikogo za gardło nie chwyta.Berdyczowskiemu przyszła do głowy nieprzyjemna anty-semicka myśl, akurat stosowna dla przechrzty: mo\e wszyst-kiemu winni są śydzi? Bo te\ jest to religia indywidualistycz-235 na, ka\dy śyd ma własne układy z Bogiem, a zatem odpo-wiada tylko za siebie.Dlatego śydzi są do przyjęcia, kiedyjest ich mało.Kiedy jednak jest ich wielu albo, jak w śyto-mierzu, większość, to koncentracja energii jest tak du\a, \enie obędzie się bez iskrzenia.Chocia\ nie, w Petersburgu śydów prawie nie ma  niepozwala się im tam mieszkać  a wra\enie \ycia pod wulka-nem jest znacznie ostrzejsze ni\ w śytomierzu.Petersburg naprowadził na odpowiedz.To nie jest kwestiaśydów ani tym bardziej ró\nic narodowych i religijnych.To kwestia władzy.Bo w Zawoł\sku władze działają rozwa\nie, tak \e wszy-scy \yją sobie spokojnie, sąsiad sąsiadowi nie jest wilkiem inikt nikomu w spodnie nie zagląda  czyś obrzezany, czynie.Jeśli jednak ktoś się uprze, to od razu dostanie za swoje:albo od władzy doczesnej, to jest od gubernatora, albo odwładzy duchownej, to jest od archijereja.W śytomierzu zaś konflikty między mieszkańcami są pod-trzymywane, o czym mo\e zaświadczyć osoba policmajstraLikurgowicza.To samo mamy w Petersburgu, a zatem  na-le\y przyjąć  w całym ogromnym imperium.Przeprowadza się odgórnie segregację narodów i religii jedne lepsze, inne gorsze, jeszcze inne zupełnie nieprzydatne.Tak powstaje długa drabina, z której Rosja mo\e się zwyczaj-nie ześlizgnąć, połamać sobie kości, a nawet skręcić kark.Na najwy\szym stopniu umieszczeni są prawosławniWielkorusini, potem inni prawosławni, potem Niemcy lute-ranie, a dalej Gruzini, Ormianie, muzułmanie, katolicy, ra-skolnicy, śydzi  za śydami zaś ju\ tylko jakieś zakazanesekty: w rodzaju duchoborców albo chłystów.Ka\dy pod-dany wie, na jakim znajduje się szczeblu, ale \aden nie jest ztego zadowolony.Tak\e rzekomo uprzywilejowani Wiel-korusowie, bo dziewięciu na dziesięciu z nich cierpi głód, sąniepiśmienni i \yje się im gorzej ni\ tym, którzy stoją od nichni\ej.Wszystko to pachniało socjalizmem, do którego MatwiejBencjonowicz miał stosunek negatywny, uwa\ając teorięprzymusowej równości za szkodliwą niemiecką pokusę, na-kierowaną na niepewne siebie dusze.Prokurator westchnął236 i dał sobie spokój z filozofowaniem  powrócił do rzeczy-wistości.Zresztą najwy\szy był na to czas  Góra Zamkowazostała z tyłu, a zaczynała się Podgórka, którą inspektorkomitetu więziennictwa nazwał  okropną \ydowską płusk-wiarnią".Inspektor miał zapewne rację, myślał Berdyczowski, kro-cząc po brudnych ulicach \ydowskiej dzielnicy.Jak przy ta-kiej nędzy  oprycznicy" mogą urządzać pogromy? Tu i takwszystko jest zniszczone i rozbabrane.Porządnemu panu w meloniku przyglądano się z cieka-wością.Wielu witało się z nim w jidysz, a niektórzy próbo-wali nawet nawiązać rozmowę, jednak Matwiej Bencjono-wicz uprzejmie odmawiał: unszuldiken si mir*, drogi panie,spieszę się.Radca stanu przemalował się na powrót z anioła na bru-neta; w tym celu kupił w znanym ju\ salon de beaute farbę Infernalna Zizi", która obiecywała  czuprynę wroniej barwyze zdumiewającym antracytowym połyskiem".Naturalnej barwy włosów nie udało się uzyskać (najwy-razniej Anioł i Zizi mieli coś przeciwko sobie w sensie che-micznym) i rzadki porost na głowie prokuratora przyjął kolorbrunatnoczerwony.To nic, śydzi i tacy bywają, dlategoMatwiej Bencjonowicz pogodził się z tym łatwo.Ucieszył sięnawet z tej rudości, która jakoś przybli\ała go do Pelagii(chroń ją, Bo\e, od wszelkich nieszczęść i utrapień).Pod synagogą kłębił się tłumek dziwacznych oberwańców [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl