, Ludlum Robert Tozsamosc Bourne'a (SCAN dal 90 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Nie mogę w to wciągać agencji!- Mnie też.- Ci ludzie muszą się stamtąd wynieść! Mówię ci.- Conklin przerwał, spojrzawszy na wykładany piaskowcem budynek po drugiej stronie ulicy.Jego umysł ogarnął nagły paraliż.Po betonowych schodach wchodził wysoki mężczyzna w czarnym płaszczu; odwrócił się i nieruchomo stanął w otwartych drzwiach.To był Crawford.Co on robił? Co on tu robił? Stracił rozum; zwariował! Stanowi nieruchomy cel - zepsuje zasadzkę!- Conklin? Conklin.? - Głos odpłynął; funkcjonariusz CIA odłożył słuchawkę.Conklin odwrócił się do krępego mężczyzny stojącego dwa metry dalej, tuż przy oknie.W wielkiej dłoni trzymał karabin z przymocowanym do lufy celownikiem optycznym.Generał nie wiedział, jak się nazywa i nie chciał wiedzieć: zapłacił wystarczająco dużo, żeby się nad tym nie zastanawiać.- Widzisz tego tam człowieka w czarnym płaszczu stojącego przy drzwiach? - zapytał.- Widzę.To nie ten, którego szukamy.Za stary.- Idź tam i powiedz mu, że po drugiej stronie ulicy jest kulawy facet, który chce się z nim widzieć.Bourne wyszedł ze sklepu z używaną odzieżą przy Trzeciej Alei i na chwilę zatrzymał się przed brudną witryną, by ocenić swój wygląd.Wystarczy: wszystkie elementy do siebie pasowały.Czapka z czarnej wełny do połowy zakrywała mu czoło; o kilka numerów za duża, poplamiona i pomarszczona wojskowa kurtka; czerwona flanelowa koszula w kratę; szerokie, wypchane na kolanach spodnie koloru khaki i ciężkie buciory na grubej gumowej podeszwie, z olbrzymimi zaokrąglonymi noskami - uzupełniały się idealnie.Musiał tylko poćwiczyć chód pasujący do tego ubrania.Chód silnego, tępego mężczyzny, którego ciało zaczęło już odczuwać efekty ustawicznej harówki, a umysł pogodził się z codzienną ciężką pracą, rekompensowaną kilkoma puszkami piwa po fajrancie.Wypracuje ten chód: używał go już poprzednio.Gdzieś.Ale zanim odwoła się do wyobraźni, musi zadzwonić.Nieco dalej dostrzegł budkę z postrzępioną książka telefoniczną, wiszącą na łańcuchu pod metalową półką.Jego nogi bez udziału świadomości usztywniły się, stopy ciężko opadały na chodnik, a ramiona z trudem obracały się w stawach.Palce, wykrzywione przez lata nadmiernego wysiłku, trzymał lekko rozchylone.Zastygły na twarzy tępy wyraz przyjdzie później.Jeszcze nie teraz.- Belkins, „Przeprowadzki i Magazynowanie” - oznajmiła telefonistka gdzieś w Bronksie.- Nazywam się Johnson - niecierpliwie, lecz grzecznie powiedział Jason.- Mam pewien problem i mam nadzieję, że mi pani pomoże.- Spróbuję.O co chodzi?- Szedłem właśnie do domu mojego przyjaciela przy Siedemdziesiątej Pierwszej - przykro mi to mówić, ale właśnie niedawno umarł - żeby odebrać coś, co mu kiedyś pożyczyłem.Kiedy dotarłem na miejsce, zobaczyłem przed domem waszą ciężarówkę.Strasznie głupio mi o tym mówić, ale wasi ludzie wynoszą moją własność.Z kim mógłbym o tym porozmawiać?- Z kierownikiem, proszę pana.- Może mi pani podać jego nazwisko?- Słucham?- Jego nazwisko.- Oczywiście.Murray.Murray Schumach.Połączę pana.Dwa trzaski w słuchawce poprzedziły długi sygnał.- Schumach.- Pan Schumach?- Zgadza się.Bourne powtórzył krępująca opowieść:- Oczywiście bez trudu mogę uzyskać od mojego adwokata pismo sądowe, ale przedmiot, o który mi chodzi, ma małą wartość, o ile w ogóle jest coś wart.- Co to jest?- Wędka.Nie jest kosztowna, ale ma staromodny żeliwny kołowrotek, jeden z tych, w których żyłka nie zaplątuje się co pięć minut.- Tak, wiem, co ma pan na myśli.Sam wędkuję w Sheepshead Bay.Teraz już nie robi się takich kołowrotków jak kiedyś.Chyba cała tajemnica tkwi w rodzaju stopu.- Sadzę, że ma pan rację, panie Schumach.Dokładnie pamiętam, w której szafie ją trzymał.- Och, do diabła, to przecież tylko wędka.Niech pan wejdzie na górę i znajdzie faceta nazwiskiem Doogan.On tam rządzi.Proszę mu powiedzieć, że pozwoliłem panu ją zabrać.Proszę tylko pokwitować odbiór.Jeżeli będzie marudził, niech pan zadzwoni do mnie z budki telefonicznej; aparat w tamtym domu jest odłączony od sieci.- Pan Doogan.Bardzo panu dziękuję, panie Schumach.- Rany, z tym domem to dziś zawracanie głowy.- Słucham?- Nic takiego.Jakiś ważniak powiedział nam, żebyśmy się stamtąd wynosili.A zlecenia nie można odwołać, bo gotówka już wpłynęła.Uwierzy pan?Carlos.Jason był w stanie w to uwierzyć.- Trudno w to uwierzyć, panie Schumach.- Dobrych połowów - powiedział pracownik Belkinsa.Bourne ruszył na zachód Siedemdziesiątą Pierwszą do Lexington Avenue.Po przejściu trzech przecznic na południe znalazł to, czego szukał: sklep sprzedający nadwyżki z magazynów armii.Wszedł do środka.Osiem minut później wyniósł ze sklepu cztery brązowe koce i sześć szerokich parcianych pasów z metalowymi sprzączkami.W kieszeniach kurtki miał dwie zwykłe sygnalizacyjne latarki drogowe.Leżały na ladzie, przypominając coś, czym nie były; przywołując wspomnienia z czasów, których nie pamiętał, z czasów, kiedy odgrywały ważną i pożyteczną rolę.Gniew.Zarzucił ekwipunek na lewe ramię i ciężkim krokiem ruszył w stronę Siedemdziesiątej Pierwszej.Kameleon wkraczał do dżungli, równie gęstej jak ta w zapomnianym Tam Quan.O dziesiątej czterdzieści osiem doszedł do rogu ocienionego drzewami kwartału ulic, skrywającego tajemnice Treadstone-71.Wracał do początków - swoich początków.Strach, który go ogarniał, nie był lękiem przed fizycznym bólem.Na to się przygotował: każde ścięgno napięte, każdy muskuł naprężony.Kolana i stopy, ręce i łokcie zmieniły się w broń, a oczy w czujniki alarmowe, wysyłające sygnały do ośrodków niszczenia.Jego strach miał o wiele bardziej skomplikowane podłoże.Miał wkroczyć na miejsce własnych narodzin i był przerażony tym, co mógł tam znaleźć - i co mógł sobie tam przypomnieć.Przestań! Najważniejsza jest pułapka.Kain to Charlie, a Delta to Kain!Tłok na jezdni wyraźnie się zmniejszył; godzina szczytu minęła - ulica zmieniła się w strefę przedpołudniowej ciszy.Przechodnie spacerowali; nikt się już nie śpieszył.Samochody powoli omijały ciężarówkę firmy przewozowej; przelotne grymasy irytacji zastąpiły gniewne naciśnięcia na klakson.Jason przeszedł na światłach na stronę Treadstone [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl