, Duncan Dave Dar Madrosci (2) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Prawdziwa odwaga to pokonywanie lęku, a nie jego brak.Wallie uważnie przyjrzał się Garadooiemu.W końcu budowniczy odwrócił wzrok.- Zdajesz sobie sprawę, że cię zabiję, jeśli mnie wydasz czarnoksiężnikom?- Nie wydam, panie.Czas nagli.Musimy ruszać!Może tylko próbował odwieść lorda Shonsu od spalenia jego rodzinnego domu.Thondi była zdolna do każdego oszustwa, ale Wallie nie mógł uwierzyć, żeby chłopak wdał się w babkę.- Jesteś bardzo młody jak na Trzeciego, budowniczy.Garadooi zaczerwienił się pod smugami błota.- Pieniądze, panie! Jestem pachołkiem ojca.Lady Thondi zastukała laską w podłogę.- Przestaniesz nim być, jeśli dowie się o tym szaleństwie.- Nic mnie to nie obchodzi! - krzyknął wnuk.- Wiesz, że nigdy nie chciałem być budowniczym!- A kim? - zapytał Wallie.Garadooi oblał się rumieńcem.- Kapłanem.Teraz mam okazję służyć Bogini w inny sposób.Pomagając Jej szermierzom.Nie dbam o to, czy ojciec mnie wydziedziczy!Biedny bogaty chłopiec, buntujący się przeciwko własnej rodzinie.Jeśli to była gra, zasługiwała na nagrodę.- Nie mamy czasu na dyskusje, ale wypowiedzcie się przynajmniej, czy mogę mu ufać.Starcze?Honakura rozsiadł się na wielkim wyściełanym krześle.Nie mai cały w nim zginął.- Na szlaku są jakieś płycizny, budowniczy? Albo mosty? Garadooi ze zdumieniem spojrzał na bezimiennego.Może nie zauważył go wcześniej.- Jedno i drugie.- Więc musimy mu zaufać - stwierdził Honakura.- Deszcz nie pada mocniej, prawda?Przesądy!- Nnanji?- Nie.My.- Ouili?Kapłanka przez chwilę przyglądała się Garadooiemu, a potem spuściła wzrok.- Myślę, że tak, panie.- Ale nigdy nie słyszałaś o tym szlaku?- Nie, panie.- O starej kopalnianej drodze? - wtrącił Trzeci.- Słyszałam, panie.Nie wiedziałam tylko, że ona dokądś prowadzi.Sądziłam, że tylko w góry.- Do krainy czarnoksiężników? - ożywił się Nnanji.- Jja?Niewolnica była przerażona, że ma wyrazić swoje zdanie.Zauważyła, że jej pan naprawdę czeka na odpowiedź.Po chwili namysłu skinęła głową, ale patrzyła nie na Garadooiego, tylko na Quili.Wallie był ciekaw dlaczego.- Dobrze, budowniczy.Zaufamy ci.Lecz pamiętaj o mojej groźbie.- Dziękuję, panie.Ile koni?- Sześć i wóz.- Wóz?- Osiem - rzucił Honakura.- Ty nie jedziesz, starcze - oznajmił Wallie.- Musi nas być siedmioro, pamiętasz?- Nie gadaj bzdur! - Kapłan zaczął gramolić się z krzesła.-Biorę udział w misji.Przewodnicy się nie liczą.Możemy też wykluczyć dzieci i bezimiennych.Jadę! Uczennica Quili również.- Lordzie Shonsu, nie śmiem sprzeczać się z tobą, ale konno będzie szybciej niż wozem - powiedział chłopak.- Szlak może okazać się nieprzejezdny.- Skoro z tej drogi korzystają handlarze, musi być dostępna dla pojazdów.Weźmiemy zapas jedzenia, siekiery, liny, łańcuchy.Ładowanie wozu trwa krócej niż objuczanie koni.Zresztą nie będzie pościgu.Lady Thondi powie czarnoksiężnikom, że wyruszyliśmy łodzią.Prawda, pani?Kobieta obnażyła żółte zęby.- Ciekawe, dlaczego miałabym ratować takiego głupca.Ojciec z pewnością go wydziedziczy.- Ale ty zatrzymasz czarnoksiężników na wypadek, gdyby tego nie zrobił.Thondi skłoniła głowę i szepnęła:- Jeśli oszczędzisz mój dom.Prośba wzruszyłaby kamień.Thondi musiała być bardzo ekspresyjną artystką, nawet jeżeli rangę zdobyła dzięki łapówce, podobnie jak wnuk.- Ja również, będę ci towarzyszyć, panie - oświadczyła Quili zdecydowanym tonem.- Nie ma potrzeby.Już i tak bardzo nam pomogłaś.Dziewczyna z uporem pokręciła głową.- Nie powinnam tu zostawać.Czarnoksiężnicy na pewno by ją przesłuchali.Gdyby nie chciała odpowiadać na pytania, zorientowaliby się, że ich oszukano.Honakura przewidział taką sytuację.Poza tym, jeśli droga okaże się nieprzejezdna dla wozu, kapłanka będzie mogła wrócić z Krówką i starcem, a pozostali pojadą dalej konno.- Dobrze.Spróbujemy w ósemkę.Znajdzie się tyle koni?- Tak, panie.l- W takim razie musimy już ruszać.- Wallie spojrzał na pokonaną lady Thondi.- Pani, wyślesz posłańca na spotkanie czarnoksiężnikom.Niech powie, że wyjechaliśmy.Odwiedziesz ich od pościgu, bo inaczej zabiję twojego wnuka, przysięgam.Wallie nigdy nie posunąłby się do zabicia zakładnika, ale nie popełnił krzywoprzysięstwa, bo nie wyjął miecza i nie wypowiedział rytualnej formułki.Kobieta niechętnie skinęła głową.- Zrobię co w mojej mocy.Choć raz.Do diabła!Popełnił błąd.Skupił się na lady Thondi, a zapomniał o jej dwóch milczących towarzyszkach, które nie miały takiej wprawy w udawaniu jak wielmożna pani.Na twarzy ładnej Drugiej dostrzegł ślad.Czego? Tajemniczy wyraz zniknął, a Wallie pozostał z dręczącą pewnością, że coś przeoczył.7Stajnia była długim budynkiem o beczkowatym sklepieniu, mrocznym jak tunel, cuchnącym pleśnią i końmi.Po raz pierwszy l od zejścia z promu Wallie znalazł się w tłumie ludzi wśród czterdziestu lub pięćdziesięciu niewolników w rożnym wieku.Gdziekolwiek schronili się dzierżawcy, z pewnością nie karczowali janowca, podczas gdy niewolnicy siedzieli bezczynnie w ciepłej stajni, a teraz zgromadzili się wokół Quili i Garadooiego, ignorując szermierzy.Ze względu na lekkość i zwrotność dwukołowy wózek Quili był lepszy niż ciężka fura.Pozostało tylko go załadować i osiodłać konie.Jeździeckie doświadczenie pana Smitha ograniczało się do kilku lekcji w dzieciństwie, a Shonsu chyba unikał koni.W każdym razie Wallie nie przejął po nim umiejętności hippicznych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl