, Lackey Mercedes Sluga Magii 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Staven ścigał je ze swą strażą przy­boczną, ale kiedy dotarł na miejsce, stwory zniknęły.Spę­dził chyba cały następny dzień, próbując wytropić je na nowo, wyczerpując siły swoje, żołnierzy i koni.Wtedy właśnie magia sprowadziła bestie z powrotem, a mój brat i jego ludzie wpadli w zasadzkę.- Oczy Tylendela pałały przeraźliwie, jakby patrzył w piekło.- Te stwory, nim zabiły, poszarpały go potwornie.Zrobiły to na rozkaz swego pana.Na rozkaz Leszary.Nie potrafię opisać.Wzdrygnął się ze wstrętem.- Stav przywołał mnie.przywołał mnie drogą naszej więzi.Van, byłem z nim.Czułem, jak umierał!Ścisnął rękę Vanyela tak mocno, że z obydwu ich dłoni odpłynęła krew.Jego głos zadrżał.- Wiedział, że jestem przy nim.Wiedział od momentu, kiedy odpowiedziałem na jego wołanie.Dzięki wam, bogo­wie, za to.Wiedział, że nie jest sam.Ale ostatnią rzeczą, o jaką mnie prosił, o jaką mnie błagał, była zemsta.- Ty­lendel rozwarł szeroko oczy.Nie było już w nich owego malutkiego ognika.Teraz gorzały tam płomienie wściekło­ści i bólu.- Przyrzekłem mu to, Van.Przyrzekłem mu.Te kanalie zabiły Stavena, ale nie ujdzie im to na sucho.Vanyel napotkał jego pałający wzrok i spuścił oczy.- Powiedziałem już, Lendelu - odpowiedział cicho.- Wystarczy tylko słowo.- Och, kochany.- Jego głos przełamał się w szloch, a podniósłszy głowę, Vanyel zobaczył łzy spływające po policzkach Tylendela.- Nie powinienem cię w to mieszać.bogowie, nie powinienem.To nie w porządku.Przecież to nie twoja sprawa.- Sam powiedziałeś, że jesteśmy partnerami, że będzie­my się wszystkim dzielić - odrzekł Vanyel tak stanow­czo, jak tylko potrafił.- Według mnie oznacza to, że bę­dziemy dzielić to, co dobre i to, co złe.- Teraz nadeszła jego kolej, aby sięgnąć po chusteczkę z szuflady stolika nocnego i podać ją przyjacielowi.- Powiedz mi, co mam robić.Tylendel drżącą dłonią otarł łzy.- Nie możemy dopuścić, aby Gala dowiedziała się, co przygotowujemy.Chciałaby mnie powstrzymać.Mogę temu zaradzić i odciąć ją od wiedzy o tym.Zrobiłem to już, nie dopuszczając, aby dowiedziała się o moim kontakcie ze Stavenem.Będę.będę udawał chorego.- Przecież jesteś chory.Spójrz tylko, jak ci się trzęsą ręce.Tylendel, dość zaskoczony, popatrzył na drżące dłonie.- A więc, jeszcze bardziej chorego.Zbyt chorego, żeby robić cokolwiek, poza leżeniem tutaj.Chcę tylko, abyś wśli­zgnął się do pokoju Savil i przyniósł mi dwie książki.To księgi zakazane.Nikt, z wyjątkiem najwyższych rangą ma­gów heroldów, nie powinien nawet wiedzieć o ich istnieniu, a Savil jest jedną z trzech osób w Przystani, które posiadają jej kopie.Vanyela zaczęły ogarniać złe przeczucia.- W takim razie, czy nie znajdują się one pod kluczem? Kąciki ust Tylendela drgnęły.- Och, oczywiście, że tak.Savil umieściła je pod spe­cjalnymi osłonami.Ale te osłony nie działają przeciwko komuś nie posiadającemu daru magii.- Co? - Szczęka Vanyela znów opadła.- Margret musi przecież wycierać kurze nawet tam, a więc Savil nałożyła na nie tylko zaklęcie chroniące je przed rękoma kogoś, kto posiada dar.Dzięki temu Margret może ich dotykać i odkładać na miejsce, gdy Savil zostawi je na wierzchu.Savil wychodzi z założenia, że człowiek nie posiadający daru nie wiedziałby nawet, czego w nich szu­kać.Dzięki temu ty możesz bez przeszkód po nie sięgnąć, choć dla mnie pozostają niedostępne.- Teraz? - zapytał niepewnie.Tylendel potrząsnął głową.- Nie, nie byłbym.teraz nie byłbym w stanie już nic zrobić.Później.- Zdusił w gardle płacz i wyszeptał: - Och, bogowie.Staven.Potem jego oddech znów jakby się urwał, ale tym razem Tylendel nie zdołał opanować rozpaczy i wybuchnął gwał­townym szlochem.Vanyel zaś od razu porzucił myśli o zem­ście i zaczął z całego serca pocieszać przyjaciela.- Będziesz musiał przewracać kartki - rzekł Tylen­del, spoglądając na niepozorną, oprawną w czarną skórę księgę, leżącą na łóżku pomiędzy nimi.- Wolę ich nie dotykać.Vanyel wzruszył ramionami i wykonał polecenie, otwie­rając książkę na pierwszej stronie.Podstęp świetnie się sprawdzał.Tylendel symulował, że jest o wiele słabszy, niż był w rzeczywistości, a Savil interesowało tylko to, aby odpoczywał jak najwięcej.Nie zdradzała żadnych oznak zaniepokojenia, że jego rekonwale­scencja się przeciąga.Nie sprowadziła uzdrowiciela nawet wtedy, gdy Vanyel - wypróbowując tylko jej reakcję - zasugerował, że stan zdrowia Tylendela nie polepsza się w zadowalającym tempie.- Taki wstrząs to okrutnie paskudna rzecz, chłopcze - odpowiedziała wzdychając.- Mijają tygodnie, nim człowiek się z niego wyrwie, czasem nawet miesiące.Nie spodziewałam się nawet, że uda mu się wyjść z tego tak szybko i w tak dobrej kondycji.Chyba tobie zawdzięczam to wszystko.Vanyel zarumienił się i wymamrotał jakieś słowa sprze­ciwu, ale Savil potargała pieszczotliwie jego włosy i odpar­ła, aby lepiej wracał do swego podopiecznego i nie zacho­wywał się jak głuptas.Ten bezpośredni gest z jej strony sprawił, że Vanyel poczuł się w jakiś sposób winny [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl