, Feist Raymond E Mistrz magii (SCAN dal 735) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Zanim jednak sprawimy, że ten szczególny dramat dobieg­nie końca, muszę ci przekazać jeszcze jedno: kiedy dotrzesz na moją wyspę, zrozumiesz większość rzeczy.Nade wszystko jednak chciałbym cię prosić, abyś kiedy usłyszysz moje po­słanie, pamiętał o jednym, i to na zawsze.Wszystko, cokolwiek uczyniłem, uczyniłem, ponieważ takie było moje przeznacze­nie.Chciałbym cię prosić, abyś dobrze o mnie myślał.Chociaż Pug nie widział czarnoksiężnika, jednak wyczuwał jego bliską obecność.Już otwierał usta, by odpowiedzieć, kiedy przerwał mu głos Macrosa.– Kiedy skończę, wykorzystaj wszystkie resztki energii, które ci pozostaną, aby przenieść się do Kulgana.Laska będzie ci służyła pomocą, ale i tak musisz wykorzystać wszystkie, absolutnie wszystkie, siły woli i umysłu do wykonania zadania.Jeśli zawiedziesz, przestaniesz istnieć.Macros ostrzegał go już po raz drugi i po raz pierwszy od lat, Pug poczuł strach.– A co z tobą?– Trzymaj się, Pug.Ja mam już co innego na głowie.Pug odniósł nagle przemożne wrażenie odmiany, jak gdyby materia otaczającej go nicości zaczęła się subtelnie zmieniać.– Na moją komendę musisz wyzwolić całą, absolutnie całą potęgę swej mocy.To, co uczyniłeś w czasie Turnieju Cesarskiego, było zaledwie przedsmakiem, preludium tego, co musisz uczynić w tej chwili.– I o tym też wiesz? I znowu chichot.– Byłem obecny w czasie igrzysk, chociaż zajmowałem miejsce bardzo skromne w porównaniu do twojego.Przyznać muszę, że twój występ zrobił spore wrażenie.Nawet ja mu­siałbym się nieźle napocić, by zapewnić widzom podobne przedstawienie.No tak, ale nie mamy już więcej czasu na pogaduszki.Czekaj na mój znak, a potem wyzwól swoją ener­gię i skieruj ją w moją stronę.Pug nic nie odpowiedział.Czuł przed sobą obecność czar­noksiężnika, jak gdyby Macros zdefiniował czy zmaterializo­wał ją specjalnie dla niego.I znowu odniósł wrażenie zacho­dzącej wokół zmiany.Niespodziewanie szarą nicość rozdarł oślepiający błysk.Po nim nastąpiła ciemność.I nagle eksplo­zja, szalony wybuch energii, podobnie jak wtedy, kiedy ob­serwował przejście przy Złocistym Moście.Z każdej strony tryskały gejzery barw tak jasnych, że prawie białych.Pierwotne siły, o których nie miał pojęcia i których nie rozpoznawał.– Pug! Teraz! – doszedł go krzyk Macrosa.Pug w mgnieniu oka nagiął swą wolę w kierunku stojącego przed nim zadania.Sięgnął w najgłębsze otchłanie swego bytu i wydobył na powierzchnię wszystkie zasoby magicznej mocy, którą zdołał wyrwać dwom światom.Siły, które były w stanie unicestwiać całe góry, zawracać bieg rzek, obracać w perzynę miasta.Wszystkie te siły zogniskował w jednym punkcie, by po chwili odrzucić je gwałtownie od siebie jak coś, co wzięte do ręki sprawiło nagły ból.Skierował je w stronę, gdzie jak wyczuwał, znajdował się czarnoksiężnik.Nastąpiła szalona, niepowstrzymana, niewyobrażalna wprost eksplozja giganty­cznych mocy.Pierwotna materia czasu i przestrzeni zawyła przeraźliwie, protestując przeciwko tej nowej obecności.Pug czuł namacalnie, jak podstawowa materia wszechświata skręca się i zwija wokół niego, jakby chcąc wypchnąć intruzów na zewnątrz.Po chwili napięcie zelżało gwałtownie, coś puściło i zostali nagle wyrzuceni w przestrzeń.Pug stwierdził nagle, że unosi się, płynie w całkowitej, nieprzeniknionej czerni.Dryfował odrętwiały, a przez mózg przepływały niespójne, oderwane od siebie myśli.Jego umysł nie był w stanie przyjąć tego, co wyczuwał.Znajdował się na krawędzi utraty zmysłów.Jak przez mgłę czuł, że palce rozluźniają się, a laska powoli wyślizguje z dłoni.Powodo­wany jedynie ślepym instynktem, chwycił ją kurczowo, spa­zmatycznie.Poczuł, jak coś go delikatnie szarpie, ciągnie.Umysł opierał się lodowatej czerni, która usiłowała nim owładnąć.Starał się za wszelką cenę coś sobie przypomnieć.Wokół robiło się coraz zimniej i zimniej.Płuca, spragnione powietrza, płonęły żywym ogniem.Ponownie starał się coś sobie przy­pomnieć, ale to coś umykało, nie dawało się zmaterializować.I znowu poczuł szarpnięcie, a po chwili doszedł go słabiutki, ledwo słyszalny, lecz znajomy głos, tuż obok.– Kulgan? – powiedział słabym głosem i pochłonął go mrok.Dowódca armii Tsuranich przeżył.Zastanawiał się nad tym niewątpliwym cudem, kiedy spoglądał na tych, którzy padli martwi wokół machiny przejścia.Eksplozja, która nastąpiła przed chwilą, zabiła setki.Inni, trochę bardziej oddaleni od śluzy, leżeli nieprzytomni, powaleni siłą wybuchu.Powstał niepewnie z ziemi.Rozejrzał się dookoła, ocenia­jąc sytuację.Potworne w swej gwałtowności unicestwienie ślu­zy nie wyszło na zdrowie również siłom Królestwa.Żołnierze jazdy za wszelką cenę usiłowali zapanować nad oszalałymi ze strachu końmi.Wszędzie, gdzie okiem sięgnąć, widział cwa­łujące na oślep po dolinie rumaki, które zrzuciły jeźdźców.Dookoła panował chaos i strach [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl