, Feist Raymond E Adept magii (SCAN dal 734) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Mężczyzna zadał mu kilka prostych pytań i zanim chłopiec się zorientował, opo­wiedział mu wszystkie wydarzenia, które sprowadziły ich w pobliże wyspy, jak również plany na resztę podróży.– To naprawdę wspaniała i cudowna historia.Pewien je­stem, że zanim to dziwne spotkanie dwóch światów zakończy się, wydarzy się jeszcze wiele przedziwnych rzeczy.Pug spojrzał na niego pytająco.– Nie rozumień.Wędrowiec potrząsnął głową.– Nie oczekiwałem tego, chłopcze.Przyjmijmy na razie, że mają teraz miejsce wydarzenia, które będzie można oce­nić i zrozumieć dopiero po ich zbadaniu, po fakcie, kiedy to odpowiednio długi czas oddzieli uczestników od tych wy­darzeń.Pug podrapał się w kolano.– Mówisz zupełnie jak Kulgan, kiedy próbuje wytłuma­czyć działanie magii.Wędrowiec pokiwał głową.–· Trafne porównanie.Chociaż czasem jedynym sposo­bem zrozumienia działania magii jest posługiwanie się nią.Twarz Puga rozjaśniła się.– Czy też jesteś magiem?Wędrowiec pogładził powoli długą, czarną brodę.– Niektórzy tak sądzili, chociaż wątpię, abyśmy z Kulganem podobnie pojmowali te rzeczy.Po twarzy Puga było wyraźnie widać, że chociaż nie po­wiedział ani słowa, nie uznał tej odpowiedzi za wystarczającą.Wędrowiec pochylił się do przodu.– Potrafię rzucić jedno czy dwa zaklęcia, jeżeli o to ci chodziło, młody człowieku.Pug usłyszał, jak na dziedzińcu ktoś wykrzykuje jego imię.– Chodź – powiedział nieznajomy – Przyjaciele cię wołają.Najlepiej będzie, jak wyjdziemy do nich, żeby się nie niepokoili o twój los.Wyszli z pokoju kąpielowego i przeszli przez wewnętrzny dziedziniec.Pomiędzy ogrodem w patio a frontonem budynku znajdował się duży przedpokój.Wyszli na zewnątrz.Kiedy reszta towarzyszy Puga ujrzała go idącego w towarzystwie wę­drowca, rozejrzeli się błyskawicznie dookoła i wyciągnęli broń.Kulgan i Książę przeszli przez dziedziniec i stanęli przed nimi.Obcy wzniósł w górę obie ręce w rozumianym wszędzie geście, oznaczającym, że nie jest uzbrojony.Książę zwrócił się do Puga.– Kim jest twój towarzysz, Pug? Chłopiec przedstawił wędrowca.– Nie knuje nic złego.Kiedy nas zobaczył, ukrył się, bo chciał się upewnić, czy nie jesteśmy piratami.Oddał nóż Meechamowi.Jeżeli nawet jego wyjaśnienie nie zadowoliło ich, Arutha nie okazał tego po sobie.– Co tu robisz?Nieznajomy rozłożył szeroko ramiona, trzymając laskę w zagięciu lewego łokcia.– Mieszkam tutaj, książę Crydee.Mam wrażenie, że to pytanie raczej ja powinienem był wam zadać.Usłyszawszy słowa skierowane do siebie, Książę zesztywniał, po chwili jednak napięcie zniknęło.– Jeżeli istotnie jest tak, jak mówisz, to racja jest po two­jej stronie.To my jesteśmy nieproszonymi gośćmi.Chcieliśmy tylko trochę rozprostować kości po długim zamknięciu w ka­binie statku.Nic więcej.Wędrowiec skinął głową.– W takim razie witajcie w Villa Beata.– Co to jest Villa Beata? – spytał Kulgan.Obcy zakreślił prawą ręką szeroki łuk w powietrzu.– Dom ten to właśnie Villa Beata.W języku tych, którzy go wznieśli, oznacza to „błogosławione domostwo”, bo też i takim domem był przez długie lata.Jak widzicie, miejsce to pamięta lepsze czasy.Napięcie powoli znikało.Jego przyjazny uśmiech oraz spo­kojne i naturalne zachowanie się sprawiły, że wszyscy poczuli się pewniej.– A co z tymi, którzy zbudowali to dziwne miejsce? – spytał Kulgan.– Pomarli albo odeszli.Kiedy przybyli tutaj po raz pier­wszy, sądzili, że to Insula Beata, czyli Błogosławiona Wyspa.Uciekli tutaj przed straszliwą wojną, która zmieniła historię świata, który znali i w którym żyli.Jego ciemne oczy zaszkliły się łzami, kiedy przywołał na pamięć bolesne wspomnienia.– Wielki król umarł.przynajmniej tak sądzono, niektó­rzy nadal twierdzą, że pewnego dnia może jeszcze powrócić.To były straszne i przygnębiające czasy.Uciekinierzy chcieli tutaj żyć w pokoju.– Co się z nimi stało? – zapytał Pug.Wędrowiec wzruszył ramionami.– Może piraci? Gobliny? Może choroba czy szaleństwo? Któż to może wiedzieć? Zastałem ten dom po przybyciu na wyspę w stanie, w jakim go dzisiaj widzicie.Nie został ani jeden z mieszkańców.– Opowiadacie o dziwnych rzeczach, przyjacielu wę­drowcze.Nie znam się na tym zbyt dobrze, ale wydaje mi się, że to miejsce jest opuszczone od wieków.Jak to możliwe, że znałeś ludzi, którzy tu mieszkali?Nieznajomy uśmiechnął się.– Nie było to wcale tak dawno, jak się może wydawać, książę Crydee, a ja jestem znacznie starszy, niż wyglądam.Jest to możliwe dzięki dobremu odżywianiu się i regularnemu zażywaniu kąpieli.Meecham, który ze wszystkich, co zeszli na ląd, miał naj­bardziej podejrzliwą naturę, przez cały czas przypatrywał się uważnie obcemu.– A co z Czarnym? Czy cię niepokoi?Wędrowiec obejrzał się przez ramię na szczyty zamku.– Czarny Macros? Niewiele mam z nim wspólnego.Na pewno nie tyle, aby wchodzić z nim w jakieś konflikty.Po­zwala mi zajmować się wyspą pod warunkiem, że nie wtykam nosa w jego sprawy.Pug nabrał nagle pewnych podejrzeń, ale nie odezwał się ani słowem.– Chyba się zgodzicie, że taki straszny i potężny czar­noksiężnik nie musi się za bardzo obawiać prostego pustelnika.– Nachylił się ku nim i dodał konspiracyjnym szeptem.– A poza tym myślę, że reputacja, jaką się powszechnie cieszy, jest bardzo rozdmuchana i przesadzona, pewnie po to, aby trzymać nieproszonych gości na dystans.Bardzo wątpię, czy jest w stanie dokonywać rzeczy, które mu się przypisuje.– Może zatem powinniśmy złożyć wizytę temu czarno­księżnikowi – powiedział Arutha.Pustelnik spojrzał na Księcia.– Nie sądzę, aby was powitano na zamku z radością [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl