, Kwiatkowska Wiesława Tapczan z podwójnym materacem 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Marta nie tylko mówi,ona również działa.Zrobiła mi  kącik twórczy i kazałasiedzieć tam systematycznie dwie godziny dziennie i pisać.Złość mnie dusiła, ale siadałem, by jej sprawićprzyjemność.Wiesz, co za cyrk?  Marcin ożywił się  gdysiadałem w tym zakichanym kącie, Marta przynosiła mikawę i lokowała się na tapczanie z robótką.Z początkupróbowałem coś pisać, ale świadomość, że Marta  czuwanad moim spokojem z tymi idiotycznymi drutami w ręku,wytrącała mnie z równowagi. Ale dobra! Pisałem! W ciągu jednego, dwugodzinnego po-siedzenia napisałem osiem wierszy.Marta była zachwyco-na.Rozsadzała ją duma.Fakt! Gdyby nie ona, nie napi-sałbym, powiedziałem jej to.Następnego dnia napisałemjedenaście.Trzeciego dnia pobiłem oba światowe rekordy,napisałem osiemnaście wierszy.Wtedy Marta się tropnęła.Usiłowałem jej wytłumaczyć, że w tym kącie świetniemalowałoby się pisanki; nie słuchała, podsuwała mi  Al-chemię słowa Parandowskiego.Któregoś dnia wróciłem pijany i rozpirzyłem w drobnymak całe to świństwo i taki był koniec  kącika twórczego.Roześmiali się. Prawdę mówiąc  powiedział po chwili posmutniałynagle Marcin  to ja się skończyłem, wiesz? Często łapięsię na tym, że zazdroszczę ludziom takim jak ty albo Marta. Popatrzył z udręką na Pawła i uśmiechnął się lekko nawidok grymasu na jego twarzy. Drażni cię to po-równanie, co? A jednak! Oboje macie tę samą upartą wolętrwania i dochodzenia do czegoś, oboje jesteście twardzi,żyjecie konsekwentnie, nie bardzo przejmując się sensemtego, co robicie.A wiesz, co potrafię ja? Wyciągać odMarty, z jej nędznej pensji, pieniądze na wódkę! Niewiele,co? Przecież zarabiasz chyba niezle w redakcji? W jakiej redakcji, stary! Nigdzie nie pracuję.Wymyśliłato Marta, a ja gram tę rolę.Do twarzy mi z tym zresztą, niesądzisz? Sądzę, że jesteś załamany i wierzę, że masz do tegopowody.Ale niewielu tylko ludzi przechodzi przez życiebezproblemowo.Na ogół każdy musi pokonać jakiś próg,przeskoczyć barierę, aby wspiąć się na wyższy szczebel.Tyjesteś artystą  wiem, że nie lubisz tego słowa, ale nieznajduję innego, na  twórcę też się przecież obruszysz? Nowłaśnie.Drukowałeś dobre wiersze, opowiadania, kręciłeśkrótkometrażowe filmy nagradzane na konkursach.Każdego rodzaju twórczość jest w pewnej mierzeekshibicjonizmem, a to sprowadza uczucie wyjałowienia, przecież wiesz o tym. Gadasz jak wybitny znawca  duszy artysty.Ciekawe,że najwięcej do powiedzenia na ten temat mają ci, którzynie piszą, każdy taki ma gotową receptę.Nie pleć mi omoich wierszach.Nie podobały ci się, gdy je pisałem, ateraz je chwalisz, żeby mnie  podnieść na duchu ; zupełniejak Marta! A ja nie mogę patrzeć na te moje wypociny, nierozumiem, jak mogłem takie śmiecie pisać.Dosyć tego, bomnie diabli wezmą.Czy ty nareszcie zmienisz temat?Przestaniesz mnie pouczać? Nie po to uciekłem z domu. Marcin, powiedz ty wreszcie, czemu nieustannie cze-piasz się Marty.Robisz wrażenie, jak gdybyś ją winił zaswoje niepowodzenia.Widziałem wasze mieszkanie, zrobiłona mnie wrażenie bardzo dla ciebie odpowiedniego.Myślę,że ktoś taki jak ty tam właśnie powinien znajdować azyl.Marcin zaśmiał się hałaśliwie.Złośliwy grymas zastąpiłmiejsce miłego uśmiechu. Masz rację! Oj, umrę ze śmiechu! Może życzysz sobie szklankę zimnej wody? Albookładzik z lodu na główkę? Ciicho, nie wściekaj się.Trafiłeś z tym azylem, dlategomnie ruszyło.Bo tak rzeczywiście było! Dom Martyrzeczywiście był dla mnie azylem, ale przed ślubem,pojmujesz Florescencjo? Wtedy nie było takiej rzeczy, któramogłaby Martę zrazić do mnie.Była autentycznie za-chwycona zarówno wtedy, gd(y spotykała mnie przypad-kiem na ulicy, jak wtedy, gdy przychodziłem do niej naostatnich nogach, utytłany i rozbity, bez grosza przy duszy,po to tylko, by się przedrzemać i coś zjeść.I nigdy anisłowa wymówki czy próby zatrzymania mnie, gdy wracałemdo kolegów.I było tak pełne cztery lata! Sądziłem, że takajuż jej błogosławiona natura, dlatego nie miałem nicprzeciwko małżeństwu.Nigdy nie pomyślałbym, że takipapierek z USC może mieć wpływ na charakter człowieka.Mądrze robisz, że się nie żenisz.Ja też o tym wiedziałem,ale dałem się uśpić pozorom; wszyscy mówiliście, że Martato gęś, czy więc gęś potrafi udawać, grać tyle czasu rolę wyrozumiałej partnerki? Teraz wiem, że one wszystkie topotrafią, do tego nie trzeba inteligencji, to siedzi w naturze,to atawizm.Z miłości gotowe są popełnić największeświństwo!  Marcin zerwał się z fotela i zaczął nerwowospacerować po pokoju. Jeśli dobrze cię rozumiem, Marta wpływa hamująco natwoją pracę.Czemu wobec tego nie wyprowadzisz się, nieodetniesz od niej na jakiś czas, dopóki nie poradzisz sobie zsamym sobą? W przeciwieństwie do ciebie ja nie rozumiem anisiebie, ani Marty.Kiedy chciałem się wyprowadzić, robiłasceny.Kiedy pozostałem jej na karku, także robi sceny.Icały czas powołuje się na miłość! Czy zamierzając wyprowadzić się od Marty, chciałeś sięzwiązać z Teresą?Marcin stanął nad Pawłem, uśmiechnął się niewesoło. A kiedy mówiłem: zmień zawód, obruszałeś się.Jesteśurodzonym węszaczem, Konfidencjo. Nie mogę zapomnieć tej śmierci.I dziwi mnie, że ty takłatwo o niej zapomniałeś. Skąd wiesz?  zainteresował się Marcin i dodał umarła, bo chciała.Przyznasz, że miała do tego prawo [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl