, Chmielewska Joanna Zlota mucha.WHITE 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ostatnio chyba przyjechała kobieta.no, młoda.Dorosła114 dziewczyna.Dziwna trochę.o, to właśnie plotki, w sklepie słyszałam, z nikimnie rozmawia, nikt nie wie, kto to jest i.wie pani co.może to głupie.Zamilkła, patrząc w okno, za którym cztery koty z zaciekłością wydłubywałyszczątki ryb ze skłębionej w ogródku sieci.Zamyśliła się i ożywiła. Wie pani, że to śmieszne.Jak wracałam ze sklepu, ona, to była chyba tadziewczyna, bo przecież wszystkich tu znam.szła naprzeciwko mnie i naglejakby się schowała.Ukryła.Skoczyła na tę skarpę do lasu, jakby ją co ugryzło.Aż się zdziwiłam, mnie się tak przestraszyła czy co? Obejrzałam się, za mnąszło trzech rybaków, zwyczajni ludzie.Mogła skręcić sama z siebie, bo chciała,ale tak jakoś śmiesznie wyszło. A kto za panią szedł? Młody Rostek, zna go pani, syn starej Kostkowej, z tego domu za moimszwagrem.Lulek, też go pani chyba zna.? I Terliczak.Nikt więcej.Zainteresowałam się równie gwałtownie, jak irracjonalnie.Co mnie właściwieobchodziła dziewczyna z domu naprzeciwko? A jednak obchodziła mnie, dia-bli wiedzą czemu, może dlatego, że wywęszyłam w niej jednostkę, wystraszonądzikiem.Też właściwie bez powodu, dzika w lesie przestraszyć się może każdy,w dzieciństwie czytałam historię o dziewczynie, która pół dnia przesiedziała w sa-dzie na starej gruszy, ponieważ pod nią żerował zwyczajny domowy prosiak, tyleże czarny.Ta jednakże miała twarz. Ciekawe  mruknęłam. Pani Jadwigo, ja żaden sfinks nie jestem i byćnie zamierzam.Tak mi się widzi, że tę dziewczynę spotkałam w lesie i zamaja-czyła mi w pamięci, czy ja jej przypadkiem nie znam.? Nie wie pani, jak onasię nazywa? Wiem  powiedziała Jadwiga, zaskakując mnie straszliwie. To teżw sklepie.Listonosz był.Wszystko działo się razem, spytał o nią, powiedział,że przed chwilą ją widział, a musi być ona, bo resztę ludzi zna.panią też.Takmu się wydawało, że wchodziła, ale zmitrężył chwilę u tych Aojków obok.Noi myślał, że jest, spytał o nią, Maria Piotrowska. Zaraz  przerwałam stanowczo. Zróbmy harmonogram.Jadwiga spojrzała na mnie jakoś dziwnie i sięgnęła po papierosa. Na co to pani? Dla świętego spokoju.Wiecznie się po mnie plączą jakieś zagadki i tajem-nice, klątwa pewnie, więc ile mogę, rozwiązuję, bo to wariactwa można dostać.Na plaster mi jeszcze dziewczyna? Jak ją zobaczyłam, pomyślałam, że to obsesja,wszystkich znam, z czymś mi się jej twarz kojarzy i proszę bardzo, niech panisama spróbuje, taka rzecz człowiekowi sen z oczu spędza.A jeszcze do tego tendom.W tym miejscu Jadwiga kiwnęła głową z pełnym zrozumieniem.Nie musia-łyśmy sobie wyjaśniać, jakie walory przedstawia sobą akurat ten dom. Mógł ją listonosz naprawdę widzieć?115  Mógł.Jak weszłam do sklepu, to już była i zaraz wyszła.Ja rozumiem,co pani ma na myśli.Poszła do siebie, tu naprzeciwko, zakupy pewnie zaniosła,zaraz wyszła i ja ją spotkałam.No, zobaczyłam.Listonosz przyszedł tuż przedmoim wyjściem i pytał, czy nie ma Marii Piotrowskiej, bo dopiero co wchodziła.Pod siedemnastym mieszka, no to przecież tutaj.Dlatego uważam, że to ona. %7ładnej Marii Piotrowskiej nie znam  stwierdziłam po dłuższym zasta-nowieniu. Może naprawdę popadłam w paranoję.No nic, może ją spotkami przycisnę, bo mnie to wszystko denerwuje.Ujrzałam cholerną dziewczynę ponownie tylko dzięki temu, że wyszłam wy-jątkowo pózno, koło dziewiątej, a nie o świcie.Zaspałam, najzwyczajniej w świe-cie, ostatecznie nie wychowałam się wśród kur i krów, jedno trzeba karmić, a dru-gie doić, i wstawanie o wschodzie słońca niedostatecznie weszło mi w nałóg.Znajdowałam się na ścieżce tuż nad willą, kiedy też wyszła.Zrobiła dziwną rzecz.Widziałam to jak na filmie, specjalnie się zatrzymałam.Zamknęła drzwi, od-wróciła się i znieruchomiała, wpatrzona w drogę przed sobą.Po czym spokojnieprzeszła za dom, gdzie nie było jej już z drogi widać, ostrożnie wyjrzała zza węgłai skoczyła w las, wdrapując się po skarpie.Popatrzyłam w kierunku jej spojrzenia,bezlistne drzewa stwarzały możliwości, wytężyłam wzrok i ujrzałam Terliczaka,gapiącego się na nią z drogi, tuż obok domu Waldemara.Zdziwiłam się, pomyśla-łam, że ten cholerny Terliczak wszędzie się plącze, ucieszyłam się, że jest tutaj,a nie na plaży, gdzie patrzyłby mi w zęby, obejrzałam się na dziewczynę i już jejnie dostrzegłam.Znikła w gąszczu.Owszem, mogę się przyznać.Pozazdrościłam jej kondycji.Osiemnaście lat te-mu też potrafiłabym się przedrzeć przez rozmaite wądoły w rekordowym tempie,teraz wyszłoby mi to już znacznie gorzej, ale było to doznanie czysto osobiste,uczuciowe niejako, nie tykające umysłu.Zdusiłam je.Ruszyłam dalej ścieżką,o ile można to było nazwać ścieżką, z pewnością przejście nie dla paralityków,po czym, na górze, dostrzegłam ją jeszcze na alejce dalej na prawo.Nie szła kuplaży, pchała się w las.Maniaczka jakaś leśna czy co.?Nie pchałam się za nią.Nazajutrz zorientowałam się, że wyjechała.Ktoś chyba nawet powiedział, żewidział ją w autobusie z bagażami, poza tym dom był ciemny, zamknięty, jakośwykluczał obecność ludzkiej istoty.Przepadła dla mnie.Chętnie bym jej poszuka-ła, bodaj nawet bez racjonalnych powodów, gdyby nie to, że Piotrowskich istniaław tym kraju przerażająca ilość i raczej nie miałam szans.Postarałam się dać jejspokój i wyrzuciłam ją z pamięci.Prognozy pogody okazały się trafne, wiatr wzmógł się nagle i kolejnego dniakoło południa można już było obejrzeć niezły sztorm.Ze zdjęciem siatek Walde-mar zdążył w ostatniej chwili.Odczekałam jeszcze dwa dni, z nadzieją, że ucich-nie i resztę śmieci wyrzuci, ale nie zanosiło się na to, sztorm miał potrwać cały116 tydzień.Ponadto kończył się zimny kwiecień i zbliżał ciepły maj.Czas było wra-cać do domu.Kocio odjechał dzień wcześniej.Aczkolwiek mijaliśmy się raczej, to jednakze zdziwieniem stwierdziłam, że zdążyłam się chyba trochę do niego przyzwy-czaić.* * *Orzesznika w domu nie było, co stwierdziłam od razu po przyjezdzie.Ze słu-chawką przy uchu oglądałam sobie przez okno prawie cały front jego willi, w któ-rej, mimo zmroku, nie zapalało się żadne światło.Nie przyszło mi wcześniej dogłowy zapytać kogokolwiek o jego rodzinę, ma jakąś żonę i dzieci czy też egzy-stuje samotnie, poza tym w takim dużym budynku powinna działać gosposia, niewiedziałam zatem, jak tę pustkę traktować.O co mi chodziło dokładnie, sama nie miałam pojęcia.Niewątpliwie w jakimśstopniu o złotą muchę, ale oprócz tego czułam lekki niepokój, spowodowany przezTerliczaka.Plotki, ludzkie gadanie i głupie podejrzenia to gorsze niż dżuma, a tenszakal wstrętny uparcie wplątywał mnie w zbrodnię.Dojdzie w końcu do tego, żektoś w to uwierzy.Uparłam się rozwikłać chociaż trochę.Zadzwoniłam do Tosi i Henryczka [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl