,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Woły szarpnęły naprzód.Lancelot wgramolił się pośpiesznie na jadący wóz,pozostawiając swoich zwolenników na brzegu rzeki.Ade ruszyła za nim, prowadzącza uzdę jego konia. Derfel! zawołał znowu Sansum.Odwróciłem się niechętnie i spojrzałem na niego. Biskupie?! Czy nie dałbyś się namówić, aby pójść w ślady króla Lancelota? Kąpałem się podczas ostatniej pełni księżyca, biskupie odpowiedziałem,wywołując wybuchy śmiechu wśród wojowników na naszym brzegu rzeki.Sansum uczynił znak krzyża. Powinieneś obmyć się w świętej krwi Baranka Pańskiego, aby zmazać z siebienieczystość Mitry! Jesteś złym człowiekiem, Derfel, grzesznikiem, bałwochwalcą,nasieniem diabelskim, saksońskim pomiotem i panem nierządnic!Ostatnia obelga rozgniewała mnie.Inne były zaledwie pustymi słowami, aleSansum, który, choć przebiegły, nigdy w konfrontacjach publicznych nie był dośćrozważny, nie powstrzymał się przed powiedzeniem czegoś obelżywego pod adresemCeinwyn.Skoczyłem ku niemu przy wtórze radosnych okrzyków wojowników nawschodnim brzegu rzeki.Przybrały na sile, gdy biskup rzucił się do panicznejucieczki.Znajdował się dość daleko ode mnie i był dość żwawym człowiekiem, ale żeciężkie zamoczone szaty zaplątywały mu się w nogi i uniemożliwiały sprawnąucieczkę, dogoniłem go o kilka kroków od brzegu.Włócznią uderzyłem po nogach iSansum runął na trawę między pierwiosnki i stokrotki.Wyciągnąłem Hywelbane a i przyłożyłem ostrze miecza do jego gardła. Nie usłyszałem wyraznie, biskupie, tego ostatniego imienia, którym mnienazwałeś.Nie odpowiedział, zerknął tylko w stronę czterech towarzyszy Lancelota, którzyzbliżali się w naszym kierunku.Amhar i Loholt dobyli mieczy, ale obaj druidzipozostawili broń w pochwach i przyglądali mi się z nieodgadnionym wyrazemtwarzy.Obok mnie stanął Culhwch, który przeszedł właśnie przez rzekę, orazGalahad.Włócznicy Lancelota przyglądali się zajściu z daleka. Więc jakiego słowa użyłeś, biskupie? zapytałem, naciskając gardło mieczem. Nierządnica babilońska! wybełkotał rozpaczliwie. Wszyscy poganie oddająjej cześć.Szkarłatna kobieta, Derfel, bestia! Antychryst!Uśmiechnąłem się. A ja myślałem, że chciałeś obrazić księżniczkę Ceinwyn. Nie, panie, nie! Nie! Złożył dłonie. Nigdy! Mówisz prawdę? Przysięgam, panie! Przysięgam na Ducha Zwiętego. Nie wiem, kim jest Duch Zwięty, biskupie powiedziałem, uderzając lekkoczubkiem miecza w jego jabłko Adama. Przysięgnij na mój miecz i go ucałuj,wtedy ci uwierzę.Nienawidził mnie.Nie lubił mnie już przedtem, ale teraz nienawidził mnie całymsercem, a przecież przyłożył usta do miecza i ucałował jego ostrze. Nie chciałem obrazić księżniczki, przysięgam.Przytrzymałem Hywelbane a na krótką chwilę przy jego ustach, po czym odjąłemmiecz i pozwoliłem mu wstać. Wydaje mi się, biskupie, że powinieneś teraz siedzieć w Ynys Wydryn ipilnować drzewa Zwiętego Ciernia.Otrzepał trawę z mokrych szat. Bóg powołał mnie do większych rzeczy rzekł oschle. Opowiedz mi o nich.Spojrzał na mnie z nienawiścią w oczach, ale lęk okazał się silniejszy odnienawiści. Bóg powołał mnie, bym stanął u boku króla Lancelota.Jego łaska zmiękczyłaserce księżniczki Ginewry.%7ływię nadzieję, że być może ujrzy ona jeszcze Jegonieskończone światło.Roześmiałem się. Ona ma światło Izydy, biskupie, i ty dobrze o tym wiesz.Poza tym nienawidzicię, co zatem jej dałeś takiego, aby ją przekonać, plugawy człowieku. Co jej dałem, panie? zapytał fałszywie. Cóż ja mam, aby dać toksiężniczce? Nie mam nic.Jestem biedakiem w służbie Pana Naszego, jestem tylkoskromnym księdzem. Jesteś ropuchą, Sansum powiedziałem, wkładając Hywelbane a do pochwy.Jesteś brudem pod moją podeszwą. Splunąłem, aby uchronić się od złego.Ze słówMysiego Króla odgadłem, że chrzest był jego pomysłem, i w rzeczy samej był toniezły sposób, aby zaoszczędzić Lancelotowi poniżenia ze strony Bractwa Mitry.Niewierzyłem jednak, że to mogłoby wystarczyć, aby pojednać Ginewrę z religiąSansuma.Musiał jej coś dać albo obiecać, ale wiedziałem, że mnie nigdy by się dotego nie przyznał.Splunąłem raz jeszcze, a biskup, wziąwszy to za pozwolenie naodejście, umknął w kierunku miasta. Piękne widowisko zauważył zjadliwie jeden z druidów. A przecież pan Derfel Cadarn nie jest znany z umiłowania piękna odezwał siędrugi i skinął głową, kiedy na niego spojrzałem. Dinas przedstawił się. A ja jestem Lavaine powiedział jego towarzysz.Obaj byli wysokimi młodzieńcami o ciałach wojowników i surowych, pewnychsiebie twarzach.Ich szaty były śnieżnobiałe, a starannie ułożone, długie czarne włosyzdradzały wybredny gust, który w połączeniu z ich powściągliwością sprawiał nieconiepokojące wrażenie.Przypominali trochę Sagramora, który, tak jak się to nierazzdarza wśród wielkich wojowników, w bitwie zachowywał spokój, mrożący krew wżyłach wroga.W czasie walki nigdy nie obawiałem się tych, którzy byli głośni, alezawsze tych, którzy zachowywali spokój, byli bowiem najbardziej niebezpiecznymiprzeciwnikami.Tych dwóch druidów okazywało taką właśnie spokojną pewnośćsiebie.Byli również bardzo do siebie podobni i pomyślałem, że pewnie są braćmi. Jesteśmy blizniakami rzekł Dinas, jak gdyby czytał w moich myślach. Tak jak Amhar i Loholt dodał Lavaine, wskazując ręką na synów Artura,którzy wciąż jeszcze stali z obnażonymi mieczami. Ale łatwo nas odróżnić.Mamtutaj bliznę. Dotknął prawego policzka w miejscu, gdzie biała blizna ginęła wsterczącym zaroście. To blizna po bitwie w dolinie Lugg rzekł Dinas.Tak jak brat, miał bardzogłęboki głos, zgrzytłiwy i przykry, który zupełnie nie pasował do jego młodości. W dolinie Lugg widziałem Tanabursa powiedziałem. Pamiętam również, żebył tam Iorweth, ale nie przypominam sobie żadnych innych druidów w armiiGorfyddyda.Dinas uśmiechnął się. W dolinie Lugg walczyliśmy jako wojownicy. I sporo Dumnończyków wysłaliśmy na tamten świat dodał Lavaine [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|