, KRZYŻACY tom I H. Sienkiewicz 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Blisko księcia trzymało się też dwóchmężów gotowych w nagłym razie do pomocy, a wybranych ze wszystkich dziedziców ziemiwarszawskiej i ciechanowskiej, strasznych na samo wejrzenie, o barach jak pnie leśne - na którychpatrzał z podziwem przybyły z daleka pan de Lorche.Tymczasem wyszła i księżna z Danusią, obie przybrane w kaptury ze skór białych łasic.Nieodrodnacórka Kiejstuta lepiej umiała "szyć" z łuku niż igłą, niesiono więc i za nią ozdobną, nieco tylko lżejsząod innych kuszę.Zbyszko, przyklęknąwszy na śniegu, wyciągnął dłoń, na której pani wsparła, siadając na koń - nogę, po czym uniósł w górę Danusię, tak samo jak w Bogdańcu unosił Jagienkę - i ruszyli.Orszak wyciągnął się w długiego węża: skręcił na prawo od dworu, mieniąc się i migocąc na brzegupuszczy jak barwna krajka na brzegu ciemnego sukna, a następnie począł się w nią z wolna zanurzać.Byli już dość głęboko w boru, gdy księżna, zwróciwszy się do Zbyszka, rzekła:- Przeczże nie gadasz? Nuże, mów do niej.Zbyszko, lubo tak zachęcony, milczał jeszcze przez chwilę, albowiem opanowała go jakaś nieśmiałość -i dopiero po upływie jednej lub dwóch zdrowasiek ozwał się:- Danuśka!- Co, Zbyszku?- Miłuję cię tak.Tu zaciął się, szukając słów, o które było mu trudno, bo chociaż klękał jak zagraniczny rycerz przeddziewczyną, choć wszelkimi sposobami cześć jej okazywał i starał się unikać gminnych wyrażeń,jednakże próżno się silił na dworność, gdyż mając duszę polną, tylko po prostu umiał mówić.Więc i teraz po chwili rzekł:- Miłuję cię tak, aże mi dech zapiera!Ona zaś podniosła na niego spod łasiczego kapturka modre oczęta i twarz wyszczypaną na różowoprzez zimne leśne powietrze:- I ja, Zbyszku! - odrzekła jakby z pośpiechem.Po czym zaraz nakryła oczy rzęsami, bo już wiedziała,co to jest miłość.- Hej, krocie ty moje! hej, dziewczyno ty moja! - zawołał Zbyszko - Hej!.I znowu umilkł ze szczęścia i ze wzruszenia, lecz dobra, a zarazem ciekawa księżna przyszła impowtórnie z pomocą:- Powiadajże - rzekła -jako ci się cniło bez niej, a zdarzy się li gąszczyk, to choćbyś ją tam i w gębępocałował, nie będę krzywa, boć to najlepiej o twoim kochaniu zaświadczy.Więc począł opowiadać, "jako mu się cniło" bez niej i w Bogdańcu przy doglądaniu Maćka, i między"somsiadami".O Jagience nic tylko nie wspomniał chytry wykrętnik - ale zresztą szczerze mówił, bo wtej chwili tak kochał śliczną Danusię, że chciało mu się chwycić ją, przesadzić na swego konia, wziąćprzed się i trzymać przy piersiach.Nie śmiał jednak tego uczynić; natomiast gdy pierwszy gąszczyk przedzielił ich od jadących za nimidworzan i gości, pochylił się ku niej, objął ją i pochował twarz w łasiczy kaptur, świadcząc tymuczynkiem o swej miłości.Ale że zimą nie ma liści na krzach leszczynowych, dojrzał go Hugo von Danveld i pan de Lorche,dojrzeli go również dworzanie i poczęli między sobą mówić:- Poboćkał ci ją przy księżnie! Wierę, jako wnet im pani weselisko wyprawi.- Chwacki to jakiś pachołek, ale i ona siarczysta Jurandowa krew!- Krzemień to i krzesiwo, choć dziewka niby trusia.Pójdą z nich iskry, nie bój się! Przywarł ci do niejjak kleszcz do żywej skóry!Tak oni rozmawiali, śmiejąc się, lecz starosta krzyżacki ze Szczytna zwrócił ku panu de Lorche swąkozlą, złą i lubieżną twarz - i zapytał: - Czy chcielibyście, panie, by jaki Merlin zmienił was czarnoksięską mocą w tamtego oto rycerzyka?- A wy, panie? - zapytał de Lorche.Na to Krzyżak, w którym widocznie zawrzała zazdrość i żądza, ściągnął niecierpliwą ręką konia izawołał:- Na moją duszę!.W tej chwili jednak opamiętał się i pochyliwszy głowę, odrzekł:- Zakonnikiem jestem, który ślubował czystość.I spojrzał bystro na Lotaryńczyka, w obawie, czy niezobaczy na jego twarzy uśmiechu, albowiem pod tym względem Zakon złą miał sławę u ludzi, a międzyzakonnikami Hugo de Danveld najgorszą.Był on przed kilku laty pomocnikiem wójta w Sambii i tamskargi na niego stały się tak głośne, że pomimo całej pobłażliwości, z jaką patrzano na podobne sprawyw Malborgu, musiano go przenieść na dowódcę zamkowej załogi w Szczytnie.Przybywszy w ostatnichdniach z tajnymi zleceniami na dwór księcia i ujrzawszy cudną Jurandównę, zapałał do niej żądzą, dlaktórej wiek Danusi nie był żadnym hamulcem, albowiem w tych czasach młodsze od niej wychodziły zamąż.Lecz że zarazem wiedział Danveld, jaki był ród dziewczyny, i że imię Juranda łączyło się zestrasznym wspomnieniem w jego pamięci, więc i jego żądza wyrosła na podkładzie dzikiej nienawiści [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl