, Kossakowska Maja Lidia Obroncy Krolestwa 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Muszę z nim natychmiast porozmawiać!– Nie wygłupiam się! Mam ciebie zwyczajnie dość! Dosyć gadających sedesów i bohaterów twoich debilnych komiksów, łażących mi pod oknami! Nie chcę cię więcej widzieć!Wydawało mu się, że Lila płacze.– Tylko nie rzucaj słuchawki! – krzyknął.– A niech to diabli!W telefonie odezwał się przykry dźwięk przerwanego połączenia.Adam wykręcił numer Lili.Usłyszał chrobot, a po nim głos Zygzaka, mówiący „halo”.– Zygzak, słuchaj! – zawołał.– Nie, to ty słuchaj! – przerwał mu Zygzak.– Lila mówi prawdę.Oboje widzieliśmy tego gościa, Freya.Stał na ulicy przed domem i gapił się w jej okno.– Daj spokój! Ja też go widziałem, wiele razy.Kupuje gazety w kiosku na rogu i piwo w spożywczym.Wygląda tak malowniczo, że zrobiłem z niego postać do historyjki.– Adam, czyś ty ocipiał?!! – ryknął Zygzak.– Robisz komiks o facecie, który w najlepsze mieszka sobie na twojej ulicy?! Zdurniałeś do reszty! On cię poda do sądu jak nic!– Zamknij się! Stało się coś strasznego!– Co się mogło, do kurwy nędzy, stać gorszego? – Gorycz w głosie Zygzaka była aż nadto czytelna.– Mieliśmy przyzwoitą firmę, nadzieję na przyzwoitą forsę i przyzwoite marzenia.Wszystko diabli wzięli przez pieprzony komiks o gościu, który kupuje piwo w twoim osiedlowym sklepiku.Jak to dzieło nazwiesz? Supersąsiad?– Zygzak, Panna Lu zginęła – wykrztusił Adam.Zygzak zamilkł.– O cholera – mruknął po chwili.– Przykro mi! Jak to się stało?– Uciekła przez otwarte drzwi na ulicę.Pomożesz mi jej szukać?Zygzak westchnął.– Jasne.Zaraz u ciebie będę.* * *– Odbiło nam chyba – powiedział Zygzak, przewracając stertę pudeł za sklepem.– Całą noc szukamy jakiegoś kota!– Wcale nie jakiegoś – szepnął Adam.– Panna Lu była wyjątkowa!– Nie mów o niej jakby nie żyła! Za parę dni wróci, zobaczysz.Koty zawsze wracają.– Aha – powiedział Adam bez specjalnej nadziei.– Nic jej nie jest, czuję to! Chyba mi, cholera, ufasz?– Chyba tak.* * *– Adam? – zagadnął go za jakiś czas, kiedy obaj mieli już serdecznie dość bezproduktywnego wołania „ci ci ci”.– No?– Jeśli chodzi o mnie i Lilę to.Ona to wszystko bardzo przeżywa.Wpadła prawie w histerię.Podejrzewała nawet, że wrzuciłeś jej jakieś świństwo do kawy, wiesz, jakiś halucynogen.Te bzdury wybiłem jej z głowy, ale ja też nie rozumiem tej.eee.historii z sedesem.Wszyscy byliśmy tacy zdenerwowani, że mogliśmy się przesłyszeć, to znaczy wyobrazić sobie, że coś słyszymy.A dzisiaj ten Frey spacerujący sobie pod domem Lili.Ona się bardzo przestraszyła.Jest na ciebie wściekła.Myśli, że już ci na niej nie zależy.Potrzebowała kogoś, przed kim mogłaby się wygadać.Z powodu tego.komiksu trochę się do siebie zbliżyliśmy.– Jakiego rodzaju zbliżenie masz na myśli? – Adam nie mógł się powstrzymać od szczypty zjadliwości.Mimo ciemności wydawało się, że Zygzak się czerwieni.– Między nami nic nie zaszło – wypalił.– Ona.Myślę, że jeszcze możesz wszystko naprawić.– A ja myślę, że nie chcę nic naprawiać – powiedział Adam ze znużeniem.Przez chwilę milczeli.– Jeszcze coś – bąknął Zygzak.– Lepiej zostaw ten pieprzony komiks.Już dawno chciałem ci to powiedzieć.Mamy inne, całkiem niezłe, a jak się postaramy, wymyślimy coś naprawdę ekstra.Adam się najeżył.– Odbiło ci? Jest naprawdę świetny!– Jest genialny, ale lepiej rzuć go w diabły.– Dlaczego? Coś ci się nie podoba?– Chyba przynosi nam pecha.– Tak myślisz?– Aha.– A jeśli jest odwrotnie?Zygzak nie odpowiedział.Nie znaleźli Panny Lu, chociaż szukali całą noc.Kiedy Zygzak drzemał w fotelu, Adam wydrukował pięćdziesiąt ulotek ze zdjęciem kotki i swoim adresem.Porozlepiali je w całej dzielnicy.Potem Zygzak poszedł do domu.Czas mijał, a Panny Lu nie było.Adam powoli tracił nadzieję.Szczerze przyznawał, że brakuje mu kota znacznie bardziej niż Lili.Gdy zadźwięczał dzwonek, Adam apatycznym ruchem sięgnął po słuchawkę.– Pan dawał ogłoszenie, prawda? Zdaje się, że znalazłem zgubę.Głos w telefonie brzmiał spokojnie i głęboko.Adamowi zamigotało przed oczami podziemne jezioro z czarną taflą.– Byłoby dobrze, gdyby pan przyszedł zaraz.Panna Lu bardzo się za panem stęskniła.Nalegała, żebym natychmiast zadzwonił.Adam jak we śnie zapisał adres i stał przez chwilę ze słuchawką w dłoni, przy wtórze monotonnego buczenia sygnału [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl