, Kossakowska Maja Lidia Siewca Wiatru.BLACK 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Siadajcie, panowie. Gabriel ruchem ręki wskazał wolne krzesła i fotele.Miło was widzieć.Fiołkowe oczy Asmodeusza z uwagą przesunęły się po twarzach skrzydlatych. Z tego ciepłego powitania wnoszę, że wojna się rozpoczęła. Gratuluję bystrości  mruknął Razjel.Asmodeusz uśmiechnął się olśniewająco. To zaledwie niewielki odsetek moich zadziwiających umiejętności. Dżibril, w jakim stadium jest sprawa?  zapytał rzeczowo Lampka, przerywa-jąc zwykłą litanię złośliwości, prawionych sobie przez Mrocznych i Zwietlistych przykażdym spotkaniu. Mamy jeszcze trochę czasu? Niewiele.W każdej chwili spodziewamy się ataku. Co możecie nam zaoferować?  Michał pochylił się do przodu, splótł ręce. To, co i wy nam. Asmodeusz nie przestał się słodko uśmiechać. Pomocw gardłowej sprawie.Archanioł parsknął ze złości.Lampka pojednawczo uniósł dłonie w górę.662  Zaciężną armię Głębi, moje prywatne kontyngenty, oddziały Asmodeusza, Be-liala i Azazela.Najemników Mefistofelesa.Harap Serapel.Oraz demony Goecji.Daimon gwizdnął przez zęby. Demony Goecji? Niezle. Podziękujcie Belialowi.To plon jego akcji werbunkowej.Demon o włosach bar-wy wiśni tylko lekko skinął głową. Panowie  powiedział Gabriel  wiele spraw wymaga szczegółowego omó-wienia.Zapraszam do gabinetu.Tam znajdziemy mapy i plany.I wygodne krzesła.Niesądzę, żeby ktoś z nas zaznał wiele snu nadchodzącej nocy.Nie mylił się.Zwiatło w gabinecie płonęło aż do świtu.Gdy Głębianie i aniołowie wyszli, w progu zatrzymał się Rafał.Gabriel podniósł naniego zmęczone oczy.Twarz Archanioła Uzdrowień wydawała się zafrasowana i mizer-na. Gabrysiu, czy my dobrze robimy?  spytał.Gabriel uśmiechnął się blado. Przynajmniej usilnie się staramy.663 Rafael potrząsnął głową. Chodzi mi o Głębian.Nie wiem, czy Pan pochwala, że z nimi współpracujemy.Regent Królestwa westchnął. Rafałku, od wieków Pan nie daje nam wskazówek co do rzeczy, które pochwalalub nie.Ja po prostu próbuje obronić to, co stworzył.Jeśli 7ażycxy sobie obrócić własnedzieło w proch, zapewniam cię, nic nie będzie w stanie Mu przeszkodzić.Spójrz na toinaczej.Może to szansa dla Głębian.Na zrozumienie, na wybaczenie, na pojednanie.W końcu wszyscy jesteśmy Jego aniołami. A ty doskonałym dyplomatą, Dżibril  skwitował Rafał.W zatroskanych piw-nych oczach błysnął jednak cień uśmiechu. Prawie mnie przekonałeś. To świetnie  mruknął Gabriel, lekko wypychając przyjaciela za drzwi gabine-tu. Ale teraz już idz, dobra? Padam z nóg.Muszę się choć chwilę przespać.* * *Zdziwieni mieszkańcy niskich nieb Królestwa, Limbo i bliskich Sfer Poza Czasem,obserwowali z niepokojem skrzydlatych jezdzców z pochodniami, pędzących szlaka-664 mi i bezdrożami.Gdzie się pojawili, którędy przebiegli, zostawiali za sobą strach, łzyi grozę.Miarowy tętent kopyt wybijał jeden rytm: wojna! Wojna! Wojna! Serca aniołów,demonów, Głębian, geniuszy, dżinnów, sylfów i salamander podchwytywały ten rytm,biły szybko i trwożnie.Wojna! Wojna! Wojna!Na Ziemi zdziwieni ludzie wpatrywali się w nocne niebo.Dawno nie widzieli tyluspadających gwiazd. Prędko!  wołali  Powiedz życzenie, zanim zdąży zgasnąć!Skrzydlaci jezdzcy z pochodniami w dłoniach niezmordowanie przemierzali Kosmos.* * *Traktami i szlakami Wszechświata maszerowała armia.Niezliczone rzesze pieszychi konnych rozpędzały i spychały z drogi wozy wieśniaków na równi z taborami bogatychkupców, ciągnących do Królestwa.Pod sztandarami w barwach łez, krwi, popiołu czymroku szły z najdalszych zakątków Kosmosu Zastępy Pańskie, równo, legia za legią.I choć usta żołnierzy śpiewały buńczuczne, straceńcze lub sprośne pieśni, odgłos ichkroków wybijał ten sam nieubłagany rytm co kopyta wierzchowców, które niosły nagrzbiecie skrzydlatych posłańców z pochodniami: wojna.665 * * * Imponujące!  powiedział Asmodeusz z podziwem. Jestem pod wrażeniem.Jak ich pozyskałeś?Azazel, szef głębiańskiego wywiadu i najlepszy skrytobójca, jakiego wydała Ot-chłań, w uśmiechu wyszczerzył zęby. Tajemnica zawodowa.Muszę przyznać, że naprawdę jestem z nich dumny. Masz powody  przyznał Zgniły Chłopiec. Zaczynam być zazdrosny.Chlubi-łem się moimi dżinnami, a ty ucierasz mi nosa.Na niedoszłą ofiarę Abrahama, przecieżto wielkie Galla! Ich się nie da oswoić! Cierpliwością i pracą. mruknął Azazel. Chyba kańczugiem i żelazem. Też  przyznał szef wywiadu.Stali przed frontem oddziału złożonego z ogromych, złowrogich demonów uchodzą-cych za całkowicie nieokiełznane, wielkich Galla.Płaskie pyski z ostrymi kłami byłyniechlujnie wymalowane na czerwono w proste znaki i symbole.Wymalowane świeżą666 krwią.Przekrwione białka oczu błyskały wściekle.W zrenicach płonęło czyste sza-leństwo, niepowstrzymana żądza mordu.Porastające łby gęste kudły były posplatanew dziwaczne fryzury, pełne brzydkich, kiepsko wykonanych ozdób z ułomków kościi pazurów.Twarze, ani ludzkie, ani zwierzęce, szpeciły liczne blizny i prymitywne tatu-aże. Czym walczą?  spytał Zgniły Chłopiec. Pokazujesz mi ich nieuzbrojonych. Tradycyjnie.Sierpami i specjalnymi hakami.Nożami bojowymi i krótkimiwłóczniami.Czasem też nowoczesną bronią.Są bardzo silne.W walce wpadają w szałbojowy.Nie sposób ich zatrzymać. Malownicze  powiedział Asmodeusz. Ale czy będzie z nich jakiś pożytekna wojnie? To dzikie bestie.Wpadną w furię i rzucą się na siebie wzajem.Wybacz, aletwój sukces wydaje mi się raczej treserskiej niż bojowej natury.Azazel potrząsnął głową. Galla, mój drogi, nie potrzebują jedzenia ani wody, nie są podatne na żądze cie-lesne.667  To wspaniale  mruknął pod nosem Zgniły Chłopiec. Nie chciałbym gościćżadnego z nich nawet w najpodlejszym z moich burdeli.Niezrażony Azazel ciągnął: Są niebywale odporne na ból i trudy, gardzą słabością, życiem i śmiercią, nie maw nich ani krzty dobroci, litości czy wyższych uczuć.Nie rozróżniają dobra i zła.Sąsamą nienawiścią i agresją.Ale jedno potrafią.Służyć fanatycznie, aż po grób, temu,kogo uznają za pana.No i są inteligentne, wbrew pozorom. Doprawdy?  uprzejmie zainteresował się Asmodeusz. A kogo niby uznająza pana i w jaki sposób?Azazel wzruszył ramionami. Wskaż któregoś.Zgniły Chłopiec przeszedł kilka kroków wzdłuż szeregu i machnął rękaw kierunkuszczególnie rosłego Galla. Niech będzie ten [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl