, Kossakowska Maja Lidia Siewca Wiatru.WHITE 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Myśli plątały się, w ramiona i nogi wstąpił nieznośny ciężar, mięśniereagowały z opóznieniem.Zabiją mnie, uświadomił sobie, lecz nawet to przeko-nanie nie potrafiło zmobilizować go do reakcji. Idz przed siebie, skrzydlaty  usłyszał. Tylko wolno.Drago wzdrygnął się.Oberwę kulę w plecy, pomyślał.To już lepiej się od-wrócić.Tarael szturchnął go lufą  Cheruba.Pewnie zabrał go któremuś trupowi,114 przeszło mu przez myśl.Błąd.Powinni go zastrzelić z broni Harab Serapel.Zresz-tą, czy ktoś to zauważy pośród tej rzezi? Przebieraj kulasami, żołnierzu!Drago ruszył.Zrobił drugi, potem trzeci krok, czując napinające się mięśniepleców i karku.Usłyszał świst.Cichy.Krótki.Nóż.Czekał na uderzenie, ból,który nie nastąpił.Zamiast tego do jego uszu dobiegł dzwięk padających ciał,przedśmiertne charknięcie.Odwrócił się.Tarael i Sarel leżeli na ziemi, palce pierwszego anioła jeszczelekko drgały.Nad nimi stał Litiel. Zdążyłem  powiedział, szczerząc zęby w uśmiechu. Zwracam dług.Ciążył mi.Teraz jesteśmy kwita. Dzięki  wymamrotał słabo Drago. Skąd wiedziałeś?Głębianin podrapał się zdrową ręką w policzek. Mamy kule.Właściwie to tajne, nie powinienem ci mówić, ale dupa z tym,skrzydlaty.To słabe kule, da się je zorientować tylko na ostatnią osobę, z którą sięrozmawiało, więc są raczej bezużyteczne.Chciałem wiedzieć, jak ci poszło. I chwała ci za to  westchnął komandos. Zobaczyłem, jak wpadłeś w sidła.Wokół kręciły się te sukinsyny.Domyśli-łem się, że zabiorą cię na polanę i przyleciałem.Trochę ryzykowałem, skrzydlaty.W uśmiechu błysnęły krótkie kły.Litiel, opierając się na kiju, mocno kulejącpodszedł do zabitych. Mieli dywan  zdziwił się. I od cholery magicznych zabawek.Ten, kto ich wynajął, musi być wysokiejklasy magiem.Wez dywan, Litiel.Tobie się bardziej przyda.Ja sobie poradzę.Walnęli mnie czarną magią, ale już mi przechodzi.Głębianin zawahał się.Z pewnością bardzo zle się czuł, bo w końcu kiwnąłgłową. Dobra, ale podrzucę cię najbliżej, jak dam radę. Wyrzuć mnie na trakcie do Królestwa.Jakimś mało uczęszczanym. Moc!  powiedział Litiel.Znalezli się na spokojnej drodze pośród pól.Po obu stronach szumiały łanyzboża.Spomiędzy kłosów wyglądały wesołe, niebieskie mordki chabrów. Trafisz stąd?  spytał Kruk. Jasne.Dziękuję, Litiel.I nie zrozum mnie zle, ale mam nadzieję, że nigdywięcej cię nie spotkam. Tak  powiedział Głębianin. Ja też mam tę nadzieję.%7łegnaj, żołnierzu. %7łegnaj, Kruku. Moc  rzekł Harab i rozpłynął się w powietrzu.Drago nabrał głęboko oddechu.Głowa wciąż go bolała, ale skutki zatruciaczarną magią mijały z wolna.Zastanowił się, czy byłby w stanie zabić Litiela,gdyby przyszło im zmierzyć się w bitwie, i doszedł do wniosku, że tak.W końcujest komandosem Królestwa.Teraz pozostawało mu tylko jak najprędzej odnalezćAlimona. Rozdział IV To jest Hija  usłyszał Daimon, zajrzawszy w głąb złocistych oczu.Niezwykłe tęczówki, podobne do płytek złota zatopionych w płynnym topazie,w oprawie bardzo ciemnych, długich rzęs, natychmiast hipnotycznie ściągałyuwagę.Zwieciły jak dwie blizniacze lampy pośród błękitu kobaltowych loków.Cała twarz też była niezwykła.Piękna, pomyślał Daimon, chociaż nie spokojną,klasyczną urodą wysoko urodzonych anielic.Cienki nos, usta raczej wąskie, z le-ciutko krzywym, ironicznym, lecz pogodnym uśmiechem.A figura! Na Głębię,ależ ona na figurę! Głęboki dekolt prostej błękitnej sukni częściowo odsłaniał nie-naganne piersi, za pełne i za kształtne na anielicę.Wąską talię podkreślało wcięciesukni, na które nie pozwoliłaby sobie skromna mieszkanka Królestwa.Nie miałajednak szerokich bioder i ud demonicy, ani tym bardziej wyzywających manier,właściwych nawet szlachetnie urodzonym Głębiankom.Zachowywała się natu-ralnie i swobodnie, emanując jakąś niesamowitą witalnością i urokiem, któregozródła Daimon nie potrafił się domyślić, lecz z miejsca był nim zafascynowany. Witaj, pani  powiedział.Na dzwięk jego gardłowego, lekko schrypnięte-go głosu zrenice Hiji rozszerzyły się nieco.Uśmiechnęła się. Witaj, panie.Jestem zachwycona, że zechciałeś przyjąć zaproszenie Ga-briela i przybyć wraz z nim na moją wyspę. Ja też  odrzekł Daimon szczerze.Kiedy Gabriel zaproponował, żeby odwiedzili wspólnie jeden z jego zamkówna Księżycu, gdzie rezyduje zaufany przyjaciel i można spokojnie porozmawiać,Anioł Zagłady nie przypuszczał, że spotka kogoś tak niezwykłego.Z pewnościązaś nie spodziewał się anielicy.Teraz do jego serca wkradło się dziwnie paskudnei przykre podejrzenie, że może Hija jest kimś więcej niż tylko przyjaciółką Ga-briela.Natychmiast odrzucił tę myśl, bo bardzo mu się nie podobała, bynajmniejnie z powodów moralnych.Hija spytała z troską o zdrowie Razjela, a Pan Uzdrowień uspokoił ją, żewszystko już w porządku.Anielica dodała, że rozmawiała ostatnio przez zwier-ciadło z Księciem Magów, który wyglądał lepiej, lecz wydawał się bardzo przy-gnębiony.Gabriel, westchnąwszy, w krótkich słowach zaczął streszczać klęskęwyprawy komanda Szeol.Słuchała uważnie, wtrącając rzeczowe uwagi.116 Szli szeroką aleją przez las, czy raczej park, otaczający zamek Hiji.Cała wy-spa, a nawet oblewające ją morze, należały do Gabriela, który jako Pan Księżycaposiadał tam ogromne tereny.Wyspa była rozległa, w większej części porośniętalasem, pełnym starych drzew niezwykle rzadkich gatunków.Niektóre z nich kwi-tły.W gęstwinie otwierały się niewielkie polanki, porosłe miękkim mchem i drob-nymi kwiatami.Często przecinał je strumyk, który rozlewał się w małe jeziorkoo wodzie przejrzystej jak szkło.Na kamienistych brzegach siedziały nimfy, plot-kując i ochlapując się wodą.Na widok przybyszów uciekały z chichotem.Kilkarazy Daimonowi zdawało się, że widzi wśród zarośli czujną, dziką twarz centaura.Jeden miał chyba złote kółko w nosie.W pewnej chwili przemknęło, szeleszczącliśćmi, jakieś duże zwierzę, promień słońca błysnął na rogu, a Anioł Zagłady go-tów był przysiąc, że to jednorożec, chociaż jednorożce, płochliwe i szybkie, nielubiły zamkniętych przestrzeni, takich jak wyspy.Duży park, przylegający do zamku, właściwie nadal był lasem, choć odrobi-nę uporządkowanym.Poobcinano suche gałęzie, usunięto wiatrołomy, wytyczo-no ścieżki.Teren parku ogradzał wysoki kamienny mur z bramą z litego metalu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl