, Archer Jeffrey Co do grosza 2 z 2 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.muokazję.Harvey nie przestawał gadać.- James, jesteś amatorem wyścigów?- Tak, proszę pana, i byłem zachwycony, gdy pan wygrał na-grodę króla Jerzego VI i królowej Elżbiety.Miałem więcej powo-dów do radości, niż pan przypuszcza.Gdy kelnerzy sprzątali ze stołu, Anne skorzystała z zamieszania iszepnęła:- Nie bądź za sprytny, kochanie, on nie jest taki głupi, na ja-kiego wygląda.- A więc, co o niej sądzisz?I97- Słucham?- Co sądzisz o Rosalie?- Wspaniała.Postawiłem na nią po pięć funtów z góry i z dołu.- Tak, to było wielkie przeżycie i żałowałem, że nie ma cię zemną, Rosalie.Zostałabyś przedstawiona królowej i poznałabyśświetnego faceta z Uniwersytetu Oksfordzkiego, profesora Portera.- Profesora Portera? - zagadnął James, schylając głowę nadkieliszkiem.- Tak, profesora Portera, James.Może go znasz?- Nie, proszę pana.Chyba nie, ale czy to nie ten laureat Na-grody Nobla?- Tak, to on.Dzięki niemu przeżyłem cudowne chwile w Oks-fordzie.Tak mi się tam spodobało, że na koniec ofiarowałem uni-wersytetowi dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów na badania na-ukowe, profesor powinien więc być zadowolony.- Tatusiu, wiesz przecież, że nikomu masz o tym nie mówić.- Jasne, ale James należy już do rodziny.- Dlaczego nie może pan nikomu o tym mówić?- To długa historia, James, ale spotkał mnie wielki zaszczyt.Powiem ci w wielkim sekrecie, że profesor Porter zaprosił mnie naświęto Encaenii.Byłem w Kolegium All Souls na obiedzie z Har-rym Macmillanem, waszym drogim byłym premierem, a potem nagarden party, następnie spotkałem się z wicekanclerzem w jegoapartamentach w obecności sekretarza i strażnika szkatuły uniwer-sytetu.Byłeś w Oksfordzie, James?- Tak, w Domu Bożym.- Gdzie?- W Christ Church.- Nigdy nie zrozumiem Oksfordu.- Nie, proszę pana.- Musisz mówić mi po imieniu.No więc, jak mówiłem, spotka-liśmy się w Gmachu Clarendona.Oni się jąkali, dukali, nie wie-dzieli, co mówić, tylko jeden zabawny staruszek, co miał dziewięć-dziesiątkę jak obszył, zachowywał się całkiem inaczej.Rzecz w tym,że ci faceci nie mają podejścia do milionerów.Wybawiłem ich zkłopotu i wziąłem sprawę w swoje ręce.Ględziliby bez końca oswoim ukochanym Oksfordzie, no więc zamknąłem im gęby i wypi-sałem czek na dwieście pięćdziesiąt tysięcy dolarów.- Byłeś bardzo hojny, Harvey.- Dałbym i pół miliona, gdyby ten stary gość mnie poprosił.James, okropnie zbladłeś.Czy nic ci nie jest?- Przepraszam.Nie, czuję się doskonale, tylko twoja opowieść oOksfordzie tak mnie wzruszyła.Anne wtrąciła:- Tatusiu, umówiłeś się z wicekanclerzem, że będzie to waszwspólny sekret, i musisz obiecać, że więcej nigdy nikomu o tym niewspomnisz.- Myślę, że pierwszy raz założę togę na uroczystość otwarciabiblioteki imienia Metcalfe'a na Uniwersytecie Harvardzkim.- O, nie - trochę za szybko wpadł mu w słowo James - tonie wypada.Strój akademicki można nosić tylko podczas uroczy-stych okazji w Oksfordzie.- Masz ci los.Trudno, wiem, że wy Anglicy jesteście pedanta-mi na punkcie etykiety.O, właśnie, porozmawiajmy teraz o wa=szym ślubie.Myślę, że chcecie mieszkać w Anglii?- Tak, tatusiu, ale będziemy cię odwiedzać co roku, a gdy bę-dziesz przyjeżdżał na wakacje do Europy, zatrzymasz się u nas.Kelnerzy znowu sprzątnęli ze stołu i wnieśli ulubione truskawkiHarveya.Anne usiłowała sprowadzić konwersację na sprawy ro-dzinne i powstrzymać potok wymowy ojca powracającego uparciedo przeżyć z ostatnich dwóch miesięcy, James zaś robił wszystko,żeby nie porzucał tego tematu.- Kawa czy likier, proszę pana?- Nie, dziękuję - odparł Harvey.- Tylko rachunek.Myślę,Rosalie, że napijemy się w moim apartamencie u "Claridge'a".Chcę coś wam obojgu pokazać.To mała niespodzianka.- Nie mogę się doczekać, tatusiu.Uwielbiam niespodzianki.Aty, James?- Na ogół tak, ale jak na dzisiejszy dzień mam już dosyć.James, który chciał zostawić Anne na parę chwil samą z ojcem,wyszedł odprowadzić Alfa Romeo do garażu "Claridge'a".Harveyz Anne szli pod rękę Curzon Street.- Czy nie jest cudowny, tatusiu?- Tak, świetny chłopak.Z początku był jakiś niemrawy, ale po-I99tem się rozkręcił.No i proszę, moja córuchna zostanie prawdziwąangielską damą.Twoja mama będzie szaleć z radości, a ja cieszęsię, żeśmy załagodzili naszą głupią sprzeczkę.- Och, tatusiu, to w dużej mierze twoja zasługa.- Naprawdę? - zdziwił się Harvey.- Tak.W ostatnich paru tygodniach zobaczyłam sprawy wewłaściwym świetle.Teraz powiedz, co to za niespodzianka?- Cierpliwości, złotko.To prezent ślubny.James spotkał ich pod hotelem.Z twarzy Anne wyczytał, że Har-vey udzielił rodzicielskiego przyzwolenia.- Dobry wieczór panu.Dobry wieczór, milordzie.- Jak się masz, Albert.Przyślij mi do apartanientu kawę i bu-telkę Rémy Martin.- Już się robi, proszę pana.James nigdy przedtem nie był w Królewskim Apartamencie.Zmałego korytarza na prawo wchodziło się do wielkiej sypialni i nalewo do salonu.Harvey poprowadził ich wprost do salonu.- Dzieci, za chwilę zobaczycie wasz prezent ślubny.Pchnął drzwi teatralnym gestem i ich oczom ukazał się wiszącyna wprost obraz Van Gogha.Znieruchomieli, wpatrując się weńbez słowa.- Na mnie zrobił dokładnie takie samo wrażenie - rzekł Har-vey.- Też zaniemówiłem.- Tatusiu - Anne przełknęła ślinę.- To Van Gogh.Zawszechciałeś mieć obraz Van Gogha.Marzyłeś o tym od lat.W żadnymwypadku nie mogłabym cię go pozbawić, poza tym nie chciałabymtrzymać w domu czegoś tak cennego.Pomyśl, jakie to ryzyko-nie mamy takich urządzeń zabezpieczających jak u ciebie.- Annebrnęła dalej.- Nie możemy zabierać ci ozdoby twojej kolekcji,prawda, James?- To nie wchodzi w grę - poparł ją gorąco James.- Niemógłbym zmrużyć oka, gdybym coś takiego miał w domu.- Weź obraz do Bostonu, tatusiu, tam znajdzie godną siebie op-rawę.- Ależ ja myślałem, że będziesz zachwycona, Rosalie.- Jestem, tatusiu, jestem.Tylko przeraża mnie odpowiedzial-ność i chciałabym, żeby mama też mogła go podziwiać.Zawszemożesz zostawić obraz mnie i Jamesowi, jeśli będziesz chciał.- Świetny pomysł, Rosalie.W ten sposób oboje będziemy mog-li się nim nacieszyć.Muszę teraz pomyśleć o innym prezencie.No,prawie przelicytowała mnie, James, a nie potrafiła tego zrobić przezdwadzieścia cztery lata.- Ostatnio udało mi się to dwa czy trzy razy, tatusiu, i mamnadzieję, że uda mi się jeszcze raz.Harvey nie zareagował na jej słowa i mówił dalej:- Oto trofeum króla Jerzego i Elżbiety - ukazał misternie wy-konaną z brązu statuetkę konia i dżokeja, którego czapka wysadza-na była brylantami.- Wyścig ma tak wysoką rangę, że co rokuwręcza się zwycięzcy nowe trofeum - więc to jest moje na zawsze.James był rad, że przynajmniej trofeum było prawdziwe.Wniesiono kawę i brandy.Usiedli i zaczęli omawiać przygotowa-nia do ślubu [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl