, Kiryl Bulyczow Nowe Opowiadania Guslarskie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Podgrzewając obiad, zaczęła wypakowywać walizkę, a Udałow usiadł, żeby przejrzeć gazety z ostatniego miesiąca - miał duże braki w polityce i sporcie.- A to dla kogo? - usłyszał Korneliusz głos żony.- Co to jest, owoce?Ksenia trzymała w ręku dwie kulki.Trudno teraz powiedzieć, czy Udałow zapomniał oddać generatory, czy też włożył je do walizki, mając nadzieję skorzystać z nich podczas następnego pobytu na Palistracie.- Odłóż - powiedział.- To obca technika.- Technika? - powiedziała podejrzliwa z natury Ksenia.- Jak obca, to po co przywiozłeś? Gadaj mi zaraz!- Jak by ci to wytłumaczyć.To taka niewinna zabawa.-Udałow odłożył gazetę „Radziecki Sport" i w skrócie opowiedział żonie o dziwnych obyczajach panujących na planecie Palistrata.Ksenia oczywiście nie uwierzyła.Za to wysłuchawszy opowieści o modelce, od razu nazwała męża starym kozłem, a także podrywaczem i oburzyła się jego przestępczymi, według niej, stosunkami z piętnastoletnią dziewczynką, której ciało mąż jakoby nosił w sadzie.Gdy Udałow miał już dosyć słuchania tych bredni, wstał z fotela, podał żonie jedną kulkę i powiedział:- Dotknij mojej kulki, to zobaczysz, że nie kłamię.- A prąd mnie nie kopnie? - zapytała Ksenia.- Nie kopnie - powiedział Udałow.- Wejdziesz na chwilę w moje ciało.I żebyś więcej nie dotykała tych kulek.Rozumiesz?Ksenia stanęła jak na baczność, wyciągnęła przed siebie zaciśniętą na kulce dłoń, zmrużyła oczy.Udałow, uśmiechając się na wspomnienie o Palistracie, lekkim i dobrze znanym ruchem dotknął generatorem do generatora żony.I stał się własną żoną.- Otwórz oczy - polecił.Ksenia w ciele Udałową otworzyła oczy, zobaczyła przed sobą Korneliusza we własnym ciele i cofnęła się.- Och - powiedziała Udałowym głosem.- Oszaleć można.I rzuciła się do lustra.- A to ci dopiero - wymamrotała, macając mężowską twarz.- Czego to ludzie z nudów nie wymyślą!- No dobrze - powiedział Udałow, wyciągając przed siebie kulkę.- Pobawiliśmy się i starczy.Daj no, schowam generatory.- Chowaj - zgodziła się Ksenia.Odwróciła się do Udałowa, popatrzyła na jego pulchną, kobiecą figurę, na potargane włosy, na zgrubiałe od prania ręce i zamyśliła się.- No! - ponaglił Udałow.- Ile mam czekać? Muszę jeszcze do Grubina pójść, przywiozłem mu pamiątki.- Aha - powiedziała Ksenia głosem Udałowa.- Pamiątki.Zaraz do domina siądziecie.Znam ja was.- Co cię ugryzło? Coś się stało?- A nic - powiedział Ksenia.- Nic takiego.Rozmyśliłam się.- Dosyć tych żartów.- Nie żartuję.Patrzę tak teraz na ciebie, Udałow, i sobie myślę.Porównaj nasze życia.Ja się przez cały dzień zajmuję tobą i dziećmi, piorę, gotuję, po sklepach latam.Ani minuty spokoju, ani jednego jasnego promyczka.A jak wygląda twoje życie? Wracasz z pracy i od razu przed telewizor, oderwiesz się od telewizora, to lecisz grać w domino, skończysz z dominem, pogadasz sobie z przyjaciółmi, potem na ryby.Nie ma żadnego porównania!- No coś ty! - oburzył się Udałow.- Przecież jestem kierownikiem przedsiębiorstwa!- A to teraz zrozumiesz, czym jest twoja praca w porównaniu z moją - odrzekła twardo Ksenia.- Twoim biurem i ja mogę kierować, żadna filozofia.A ty.- Nie! - przeraził się Udałow.- Ja nie umiem gotować.- Nauczysz się, na początku trochę ci pomogę.- Ksenia, przestań się wygłupiać.Oddaj generator!- Nie ma mowy, gołąbeczku.Ksenia wzięła szeroki zamach i wyrzuciła generator przez otwarte okno.Generator zalśnił w słońcu i skrył się w tumanie kurzu.- Psychopatka! - zawył Udałow i plącząc się w połach podomki, rzucił się do drzwi.Ciężko mu się biegło, tym razem dostało mu się ciężkie, spracowane, rozlazłe ciało.Nogi sprzeciwiały się gwałtownym ruchom, chciały przyhamować.Gonił go znajomy śmiech- Kto śmie się z niego śmiać? Ach, przecież to jego własny śmiech.Sąsiedzi właśnie siadali na podwórku przy stole, mieli zamiar grać w domino.- Ksenia! - krzyknął Sasza Grubin na widok sąsiadki.- Nie ma wiadomości od Korneliusza?- Wrócił! - odpowiedziała ze złością Ksenia.-Wrócił, łobuz jeden!- Co się z tą kobietą stało? - zdziwił się Łożkin.-W życiu nie widziałem, żeby tak biegała.Sąsiedzi pośmiali się i zaczęli mieszać kostki domina.Udałow zatrzymał się pośrodku ulicy, nie wiedząc, co robić dalej.Kulki nigdzie nie było widać.Podniósł wzrok.Kędzierzawa łysiejąca głowa Udałowa sterczała w oknie i uśmiechała się tajemniczo jak Gioconda.- Ksiusza! - Udałow wyciągnął do niej ręce.- Nie zauważyłaś, gdzie upadł? Może zauważyłaś?Ksenia pokręciła Udałowową głową i przez cały czas uśmiechając się tajemniczo, zamknęła okno.Gruba, ciężka kobieta w podomce uklękła i powoli pełzała po ulicy, rozgrzebując dłońmi pył.- Nie odejdę stąd, dopóki go nie znajdę - powtarzał po cichu Udałow.- Nie odejdę, dopóki nie znajdę.Przecież jak go nie znajdę, to żegnaj, swobodo, żegnajcie, przyjaciele! Nie, nie dorośliśmy jeszcze do takich zabaw.Z podwórka dobiegł go głos Korneliusza Udałowa:- Zróbcie mi miejsce, sąsiedzi.Wróciłem z gwiazd! Odpowiedział mu wesoły gwar głosów.- Siadaj! - krzyczeli sąsiedzi.- Zagramy sobie! Gruba kobieta w podomce płakała na ulicy.1979POKUSAIHipolit Iwanów wracał do domu.Był już na ulicy Puszkina.Padał deszcz, do którego przez tydzień wszyscy zdążyli się przyzwyczaić.Powietrze było tak nasączone wodą, że parasol nie wysychał i przeciekał.Hipolit patrzył pod nogi, żeby nie wejść w wodę.Gdy przeskoczył przez kolejną kałużę, zobaczył, że w następnej pływa bardzo cenny znaczek, poświęcony lotowi Lewoniewskiego nad biegunem północnym.Znaczek był tak cenny, że Hipolit jeszcze nigdy go nie widział.Później Hipolit nieraz zadawał sobie pytanie, skąd mógł wiedzieć, że to właśnie ten znaczek, jeśli wcześniej go nie widział, tym bardziej że pływał rysunkiem do dołu, a więc nie można go było zobaczyć.Niemniej nie miał żadnych wątpliwości.Zamarł nad kałużą jak pies gończy nad szeregiem rajskich ptaków.Potem nie wiedzieć czemu złożył parasol i upuścił go na ziemię.Następnie przykucnął i ostrożnie podsunął dłoń pod znaczek.Ten jak rybka odpłynął od brzegu kałuży, nie dał się.Hipolit Iwanów zrobił krok, wchodząc w wodę po kostki.Druga ręką odciął znaczkowi drogę ucieczki.Ten spróbował jeszcze przedrzeć się na otwartą wodę, ale szybko się poddał i ułożył na dłoni Hipolita.Hipolit podniósł dłoń do oczu, palcami drugiej ręki chwycił znaczek za róg, przekręcił i znowu położył na dłoni.Tak, to był znaczek poświęcony lotowi Lewoniewskiego przez biegun północny, lotowi, z którego dzielny pilot nie wrócił.Mokra, odważna twarz lotnika patrzyła na Hipolita, nadruk był wyraźny, a litera „f" w słowie San Francisco - mała, co czyniło znaczek jeszcze rzadszym i cenniejszym.Trzymając znaczek na dłoni, Hipolit swobodną ręką wyjął z górnej kieszeni marynarki pudełko z validolem, zębami wyciągnął korek i wsypał do gardła trzy tabletki.Żuł je jak rodzynki i myślał, że teraz nie ma prawa chorować ani umierać.Jego życie zyskało nowy sens [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl