, Ursula K. Le Guin Opowiadania orsinianskie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Mogę się z nią zobaczyć zanim opuści zamek? Chyba nie zechce do ciebie przyjść, Kałinskar.Ona się ciebie boi.Nie wie, że zo-stanie zdradzona przeze mnie. Mogeskar wyciągnął dłoń w swoją niezmąconą ciem-ność; Andre ją ujął.Patrzył za wysoką, szczupłą, chłopięcą postacią odchodzącą z waha-niem w mrok.Przy łóżku płonęła świeca, jedyne światło w wysokiej, długiej sali.Andreleżał, wpatrując się w złocistą kulę światła pulsującą wokół płomienia.Dwa dni pózniej zamek Mogę poddał się oblegającym, a jego pani, nie wiedząc o ni-czym i pełna nadziei, jechała przez neutralne ziemie na zachód, do Aisnar.Trzeci i ostatni raz spotkali się przez przypadek.Andre nie skorzystał z zaproszeniaGeorge a Mogeskara, by zatrzymać się w zamku po drodze na wojnę graniczną w czter-dziestym siódmym.Unikać miejsca swego pierwszego znacznego zwycięstwa, odmówićdumnemu i wdzięcznemu byłemu wrogowi nie leżało w jego naturze, świadcząc alboo strachu, albo o nieczystym sumieniu, a na żadne z nich raczej sobie nie pozwalał.Takczy owak do Mogę się nie udał.Trzydzieści siedem lat pózniej, podczas zimowego baluu hrabiego Alexisa Helleskara w Krasnoy, ktoś wziął go pod rękę i powiedział: Księżniczko, proszę pozwolić przedstawić sobie marszałka Kalinskara.Księżnicz-ka Isabella Proyedskar.Złożył swój zwykły głęboki ukłon, wyprostował się i wyprostował się jeszcze bar-dziej, bo kobieta była wyższa od niego przynajmniej o cal.Jej siwe włosy zostały uło-żone w skomplikowane pierścionki i zwoje zgodne z bieżącą modą.Wstawki jej suk-ni były wyszywane drobnymi perełkami w arabeski.Błękitnoszare oczy patrzyły z sze-rokiej, bladej twarzy wprost na niego niewyjaśnionym, poufałym spojrzeniem.Uśmie-chała się. Znam dom Andre  rzekła.Przytyła; stała się kobietą rosłą, imponującą, mocno stąpającą po ziemi.Natomiast140 Andre to była skóra i kości, a na dodatek utykał na prawą nogę. Moja najmłodsza córka, Oriana.Siedemnastoletnia czy osiemnastoletnia dziewczyna dygnęła, patrząc ciekawie nabohatera, który w trzech wojnach na przestrzeni trzydziestu lat siłą przywrócił jednośćrozbitemu krajowi i zdobył sobie prostą, niekwestionowaną sławę.Jaki chudy staruszek,mówiły oczy dziewczyny. Twój brat, księżniczko. George zmarł przed wielu laty, dom Andre.Panem na Mogę jest teraz mój kuzymEnrike.Powiedz mi, ożeniłeś się? Wiem o tobie tylko to, co wie cały świat.To już takdawno, dom Andre, dwa razy tyle, ile ma lat to dziecko. Jej głos był matczyny, płacz-liwy.Zniknęła arogancja, lekkość, a nawet delikatna chrypka namiętności i strachu.Te-raz już się go nie bała.Nie bała się niczego.Małżonka, matka, babka, z życiem za sobą,pochwa bez miecza, zdobyty zamek, niczyj wróg. Ożeniłem się, księżniczko.%7łona zmarła podczas porodu, kiedy byłem na polu bi-twy.Wiele lat temu. Mówił szorstko.Odparła banalnie, płaczliwie:  Jakież smutne jest życie, dom Andre! Nie powiedziałabyś tego na murach Mogę  rzekł jeszcze bardziej szorstko, zło-ścił go bowiem jej stan.Spojrzała na niego beznamiętnie swymi błękitnoszarymi oczy-ma. Nie  odparła  to prawda.A gdyby pozwolono mi zginąć na murach Mogę,umarłabym, wierząc, że życie kryje w sobie wielkie przerażenie i wielką radość. I tak jest w rzeczywistości, księżniczko!  rzekł Andre Kalinskar, unosząc ku niejciemną twarz mężczyzny żarliwego i niespełnionego.Ona jedynie się uśmiechnęła i po-wiedziała swym monotonnym, matczynym głosem: Może dla ciebie.Podeszli inni goście i księżniczka zwróciła się do nich z uśmiechem.Andre stał z bo-ku, skwaszony i ponury, myśląc, że słusznie zrobił, nie wracając do Mogę.Udało mu sięuwierzyć, że jest uczciwym człowiekiem.Wiernie i z radością przez czterdzieści lat pa-miętał czerwone pnącza pazdziernika, gorące, błękitne, letnie wieczory podczas oblęże-nia.Teraz wiedział, że wszystko to zdradził i jednak utracił to, co warto było mieć.Bier-ny i bohaterski, całkowicie poświęcił się swemu życiu; lecz darem, jaki był jej winien,jedynym darem żołnierza, była śmierć; a on jej tej śmierci odmówił.I teraz, w wiekusześćdziesięciu lat, po tych wszystkich dniach, wojnach, latach, krajobrazach swego ży-cia, teraz musiał się odwrócić i zobaczyć, że wszystko to stracił, że walczył na darmo, żew zamku nie ma księżniczki. krainy wyobrazniNie możemy jechać w niedzielę nad rzekę  rzeki baron  ponieważ w piątek wy-jeżdżamy.Dwoje najmłodszych spojrzało na niego ponad stołem znad śniadania.Zidapoprosiła o marmoladę, lecz Paul, o rok starszy, znalazł w odległym, nie używanym za-kamarku pamięci ciemniejszą jadalnię, za której oknami padał deszcz. Z powrotem do miasta?  zapytał.Jego ojciec skinął głową.Przy tym ruchuwzgórze zalane słońcem za oknami zmieniło się całkowicie, zwracając się teraz na pół-noc zamiast na południe.Tego dnia czerwień i żółć biegły przez las niczym ogień, wi-nogrona pęczniały na ciężkich gałązkach, a czyste, żarliwe, ogrodzone pola sierpnia roz-ciągały się w dal, cierpliwe i nieograniczone, w mgiełkę września.Kiedy Paul obudził sięnastępnego dnia, od razu wiedział, że jest jesień i środa. Dzisiaj jest środa  powiedział do Zidy  jutro czwartek, a potem piątek i wy-jeżdżamy.Ja nie wyjadę  odparła obojętnie i poszła do Małego Lasu pracować nad pułapkąna jednorożce.Była zrobiona ze skrzynki na jaja i kawałków materiału.Zida włożyła doniej różne przynęty.Robiła ją od czasu, kiedy znalezli tropy, ale Paul wątpił, czy złapiew nią choćby wiewiórkę.On sam, świadom czasu i pory roku, pobiegł do WysokiegoUrwiska, by przed powrotem do miasta dokończyć budowę tunelu.W domu głos baronowej ześlizgiwał się niczym jaskółka ze schodów prowadzącychna strych: O, Rosa! To gdzie jest ten niebieski kufer?A ponieważ nie było odpowiedzi, poszła za swym głosem, szukając Rosy i zaginio-nego kufra na schodach i w coraz odleglejszych korytarzach, aż wreszcie z radością na-tknęła się na nią pod drzwiami do piwnicy.Potem baron usłyszał w swoim gabinecie,jak Tomas i kufer zmierzają ze stękaniem po jednym stopniu na górę, podczas gdy Rosai baronowa zaczęły opróżniać szafy dzieci, znosząc na dół naręcza koszul i sukienek ni-czym delikatne, metodyczne złodziejki. Co robicie?  zapytała surowo Zida, wróciwszy po wieszak, w którym mogłoby142 uwięznąć kopyto jednorożca. Pakujemy  odpowiedziała pokojówka. Moich rzeczy nie  rozkazała Zida i wyszła.Rosa dalej przeglądała jej szafę.Baron czytał w swoim gabinecie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl