, Lovecraft H.P 16 Opowiadan (www.ksiazki4u.prv 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Krótko mówiąc - było to pospolite, ochrypłe skrzeczenie pingwina.Zduszony dźwięk dochodził z lodowcowego zapadliska, prawie naprzeciwko korytarza, którym nadeszliśmy - z okolic tunelu wiodącego ku ogromnej otchłani.Obecność żywego ptaka morskiego w takim miejscu - w świecie, którego powierzchnia była od wieków niezmieniona i pozbawiona życia mogła prowadzić tylko do jednego wniosku - tak więc pierwszą naszą reakcją była chęć weryfikacji źródła dźwięku.Odgłos powtarzał się, a niekiedy wydawało się, iż dobywa się on z kilku gardeł.Szukając owego źródła przeszliśmy przez łukowato sklepione wejście, z którego uprzątnięta została większość gruzu.Gdy znaleźliśmy się poza zasięgiem płynącego z zewnątrz światła, ponownie zaczęliśmy znaczyć drogę strzępami papieru, korzystając z nowych jego zapasów, które, z niebywałym wstrętem i obrzydzeniem, wyciągnęliśmy z jednego z brezentowych zawiniątek na saniach.W miarę jak zlodowaciała podłoga ustępowała miejsca warstwie tryptonu, spostrzegliśmy wyraźnie pewne osobliwe, długie, ciągnące się ślady.W pewnej chwili Danfbrth dostrzegł wyraźny odcisk, którego opis byłby rzeczą absolutnie zbędną.Kierunek wskazywany przez skrzeczenie pingwina pokrywał się dokładnie ze wskazaniami mapy i kompasu i prowadził nas bezpośrednio ku północnemu wejściu do tunelu.Z zadowoleniem przyjęliśmy fakt, iż zarówno pozbawione mostu przejście na powierzchni gruntu, jak również korytarze piwnic nie były zasypane.Początek tunelu, zgodnie z mapą powinien znajdować się w podziemiach wielkiej budowli w kształcie piramidy, którą przypominaliśmy sobie dość mgliście z obserwacji dokonanych z pokładu samolotu, jako obiekt nadzwyczaj dobrze zachowany.Światło latarki wyłuskiwało z ciemności ciągnące się wzdłuż korytarza rzędy płaskorzeźb, nie zatrzymaliśmy się jednak, by poświęcić którejś z nich choć chwilę uwagi.Kiedy niespodziewanie zamajaczył przed nami gruby, biały kształt włączyliśmy drugą latarkę.Zadziwiające, jak te nowe poszukiwania odwróciły naszą uwagę od wcześniejszych lęków przed tym, co mogło czaić się w pobliżu.Tamci, zostawiwszy swoje zapasy na ogromnym, kolistym placu planowali zapewne powrót po przeprowadzeniu rekonesansu do wejścia, lub być może nawet w głąb tajemniczej otchłani; porzuciliśmy jednak wszelką ostrożność, tak jakby w ogóle nie istnieli.Ów biały, o kaczkowatym chodzie stwór mierzył wprawdzie pełne sześć stóp wzrostu, ale natychmiast zorientowaliśmy się, że nie jest jednym z tamtych.Tamci byli więksi, ciemni a zgodnie z wizerunkami na freskach poruszali się na lądzie zdumiewająco szybko - co mogłoby kogoś zdziwić z uwagi na osobliwość ich przystosowanych do środowiska morskiego macek, nie będę upierał się, że ów biały stwór nie napędził nam stracha, gdyż mijałoby się to z celem.Przez chwilę ogarnęło nas dojmujące, pierwotne - żeby nie powiedzieć - prymitywne przerażenie, większe nawet od najgorszego, acz w pełni uzasadnionego lęku przed tamtymi.Kiedy jednak biały kształt znikł w głębi bocznego, łukowato sklepionego wejścia po naszej lewej stronie, dołączając do dwóch innych, które wzywały go głośnym, ochrypłym skrzeczeniem, poczuliśmy głębokie rozczarowanie.Był to bowiem tylko pingwin - jakkolwiek olbrzymiego, nieznanego gatunku - większy, niż najpotężniejszy ze znanych pingwinów królewskich i odrażający z uwagi na potworne połączenie albinizmu i zupełnego braku oczu, Kiedy podążyliśmy śladem stwora wchodząc w głąb łukowego przejścia i skierowaliśmy światło obu latarek na obojętną i lekceważącą nas grupkę trzech niezwykłych istot ujrzeliśmy, że wszystkie one są pozbawionymi oczu albinosami z tego samego, gigantycznego gatunku.Rozmiarem przypominały pewne archaiczne pingwiny przedstawiane na płaskorzeźbach Starych Istot; doszliśmy do wniosku, że muszą pochodzić z tego samego pnia, który przetrwał dzięki wycofaniu się w cieplejsze, podziemne regiony, a nieustanny mrok pozbawił ich ciała pigmentu i spowodował regresję oczu do stanu wąskich, zgoła bezużytecznych szparek, nie wątpiliśmy ani przez chwilę, że ich obecną siedzibą jest olbrzymia otchłań, której poszukiwaliśmy, a naoczny dowód, że w rozpadlinie zachowało się ciepło i panowały warunki możliwe do utrzymania życia przepełnił nas bezgranicznym zdumieniem i zgoła mieszanymi uczuciami.Zastanawialiśmy się również co sprawiło, że ptaki odważyły się opuścić swoje terytoria.Spokój i cisza panująca w wielkim wymarłym świecie oraz jego stan świadczyły dobitnie, że nie było ono nigdy normalnym, sezonowym siedliskiem pingwinów; osobliwą mogła się wydawać niezwykła, wręcz ostentacyjna obojętność pingwinów na naszą obecność - wszak przechodząca przed nami grupa tamtych wyraźnie je wystraszyła.Czy to możliwe, by tamci podejmowali przeciw pingwinom jakieś wrogie działania, lub próbowali na nie polować, aby powiększyć w ten sposób swoje zapasy mięsa? Wątpiliśmy też, by ostry fetor, którego psy tak nie znosiły, mógł budzić podobną antypatię u pingwinów - przecież ich przodkowie, jak wszystko na to wskazywało, byli ze Starymi Istotami w doskonałej komitywie - i przyjacielskie stosunki musiały przetrwać w otchłani tak długo, jak długo przetrwała ostatnia flara Istota [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl