, Joseph Conrad Jadro ciemnosci 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wydało mi się, że słyszę, jak wykrzykuje szeptem: «Zgroza! Zgroza!»Zapadł zmierzch.Czekałem w wysokim salonie o trzech długich oknach, sięgających od posadzki do sufitu, oknach, które wyglądały jak trzy jaśniejące, udrapowane kolumny.Wygięte, pozłacane nogi i oparcia mebli lśniły niewyraźnie krzywymi liniami.Wyniosły marmurowy kominek miał zimną, monumentalną białość.Masywny fortepian stał w rogu; jego płaska powierzchnia połyskiwała mrocznie jak ciemny, polerowany sarkofag.Wielkie drzwi otworzyły się - zamknęły.Wstałem z miejsca.Zbliżyła się, cała w czerni; jej blada głowa płynęła ku mnie w zmierzchu.Była w żałobie.Więcej niż rok upłynął od jego śmierci, więcej niż rok od czasu, gdy przyszła o tym wiadomość; zdawało się, że ta kobieta będzie go zawsze pamiętać i opłakiwać.Ujęła obie moje ręce szepcząc: - Uprzedzono mnie o pańskim przyjściu.- Zauważyłem, że nie była bardzo młoda - to znaczy nie wyglądała na dziewczątko.Czuło się w niej dojrzałą zdolność do wierności, do zaufania, do cierpienia.Miałem wrażenie, iż pociemniało w pokoju, jakby całe światło chmurnego popołudnia schroniło się na jej czole.Te jasne włosy, ta blada twarz, to czyste czoło były, rzekłbyś, otoczone szarą jak popiół aureolą, z której patrzyły ku mnie ciemne oczy.Spojrzenie ich było otwarte, głębokie, spokojne i ufne.Trzymała swą bolejącą głowę, jakby była dumna ze swego bólu, jakby chciała powiedzieć: ja - ja jedna umiem opłakiwać tego człowieka tak, jak na to zasługuje.Lecz w chwili, gdy nasze dłonie trwały jeszcze w uścisku, wyraz strasznej rozpaczy pojawił się na jej twarzy i pojąłem, że ta kobieta należy do istot, które nie są igraszką Czasu.Dla niej on umarł zaledwie wczoraj.I, na Jowisza! to wrażenie było takie potężne, że i mnie również wydało się, iż umarł zaledwie wczoraj - nie, w tej właśnie chwili: Zobaczyłem i ją, i jego w tej samej minucie - jego śmierć i jej ból - zobaczyłem jej ból w momencie jego śmierci.Rozumiecie? Widziałem ich razem - słyszałem ich razem.Powiedziała z głębokim westchnieniem: - Przeżyłam go - a mój wytężony słuch zdawał się słyszeć wyraźnie, obok jej głosu pełnego rozpaczliwej żałości, szept, w którym Kurtz zawarł swoje wieczyste potępienie.Zapytałem siebie, co tutaj właściwie robię, z uczuciem przerażenia w sercu, jak gdybym był zabłądził i trafił do miejsca pełnego okrutnych i bezsensownych tajemnic, których ludzka istota nie powinna oglądać.Wskazała mi krzesło.Usiedliśmy.Położyłem paczkę delikatnie na małym stoliku, a ona nakryła ją dłonią.- Pan go znał dobrze - szepnęła po chwili żałobnego milczenia.- Ludzie tam się prędko zbliżają - powiedziałem.- Znałem go o tyle, o ile człowiek może poznać drugiego człowieka.- I podziwiał go pan - powiedziała.- Niepodobna było go znać i nie podziwiać, prawda?- Był to wybitny człowiek - powiedziałem niepewnie.I zniewolony jej nieruchomym, wymownym wzrokiem, który zdawał się śledzić dalsze słowa na moich ustach, dodałem: - Niepodobna go było.- Nie kochać - dokończyła żarliwie; oniemiałem z przerażenia.- Jaka to prawda! Jaka prawda! Ale niech pan pomyśli, że nikt go nie znał tak jak ja! Jego szlachetna dusza ufała mi bez granic.Ja go znałam najlepiej.- Pani go znała najlepiej - powtórzyłem.I może tak było istotnie.Ale z każdym wymówionym słowem pokój się stawał ciemniejszy; tylko jej czoło, gładkie i białe, jaśniało niewygaszalnym światłem wiary i miłości.- Pan był jego przyjacielem - ciągnęła.- Przyjacielem - powtórzyła trochę głośniej.- Pan musiał być jego przyjacielem, jeśli panu to powierzył, jeśli pana do mnie przysłał, czuję, że mogę z panem mówić - i - och, muszę z panem mówić! Chcę, aby pan, pan, który słyszał jego ostatnie słowa, wiedział, że byłam godna tego człowieka.To nie jest duma.Chociaż - tak! Jestem dumna z tej świadomości, że rozumiałam go lepiej niż ktokolwiek inny na ziemi - sam mi to powiedział.A odkąd jego matka umarła, nie mam nikogo, nikogo - aby.aby.Słuchałem.Ciemność się pogłębiała.Nie byłem nawet pewien, czy Kurtz dał mi właściwą paczkę.Podejrzewam raczej, że chciał mi powierzyć inny plik papierów, które widziałem po jego śmierci w rękach dyrektora przeglądającego je pod lampą.A dziewczyna mówiła dalej, dając folgę swojemu bólowi, w przekonaniu, że jej współczuję; mówiła tak, jak człowiek spragniony pije.Wspominano mi, że jej rodzina sprzeciwiała się zaręczynom z Kurtzem.Nie był dość bogaty czy coś w tym rodzaju.I rzeczywiście nie jestem pewien, czy nie żył zawsze w niedostatku.Były pewne podstawy do przypuszczenia, że miał już dosyć tej względnej biedy i że właśnie to go tam wygnało.-.Czy można było nie stać się jego przyjacielem, jeśli go się choć raz słyszało - mówiła dalej.- Pociągał ludzi ku sobie tym, co w nich było najlepsze.- Patrzyła we mnie usilnie.- To właściwość ludzi wielkich - mówiła, a jej niskiemu głosowi zdawały się towarzyszyć wszystkie dźwięki, które słyszałem kiedyś, dźwięki pełne tajemnicy, rozpaczy i smutku - szmer rzeki, szum drzew miotanych wiatrem, pomruk tłumów, słaby dźwięk niezrozumiałych słów krzykniętych z oddali, szept głosu odzywającego się zza progu wieczystej ciemności.- Ale pan go słyszał! Pan wie! - zawołała.- Tak, wiem - odpowiedziałem, czując w sercu coś na kształt rozpaczy, lecz pochyliłem głowę przed wiarą, która była w tej dziewczynie, przed jej wielkim i zbawczym złudzeniem, błyszczącym nieziemskim blaskiem wśród ciemności, wśród tryumfującej ciemności, przed którą nie byłbym mógł jej obronić - przed którą nie mogłem obronić nawet samego siebie.- Co za strata dla mnie.dla nas! - poprawiła się ze szlachetną wspaniałomyślnością, po czym dodała szeptem: - Dla świata.- W ostatnich przebłyskach mierzchnącego dnia widziałem blask jej oczu pełnych łez - łez, które nie chciały spłynąć.- Byłam bardzo szczęśliwa.bardzo hojnie obdarowana przez los.bardzo dumna - mówiła dalej.- Zbyt hojnie obdarowana.Zbyt szczęśliwa przez krótką chwilę.A teraz jestem nieszczęśliwa.na całe życie.Podniosła się: jej jasne włosy zdawały się chwytać wszystko pozostałe światło i lśnić złotem.Wstałem także [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl