, Cook Glen A Imie Jej Ciemnosc 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Potem nagle znalazłem się w ciemnym, zimnym, strasznym miejscu, gdzie, jak miałem zrozumieć, umieszczona zostanie Sarie, jeśli nie przybędę po nią, by poprowadzić do światła.Nie było to szczegól­nie subtelne.Sądzę, że Kina nigdy nie potrzebowała subtelności.Zrozumienie głupoty tego tricku sprawiło, że łzy stanęły mi w oczach.Choć przecież.Wyraźnie zaznaczona zewnętrzna ingerencja wydatnie wpłynęła na przyśpieszenie moich procesów myślowych, jak również emocji.Zro­zumiałem, że Kina odgrywa swoją sztukę przed tubylczą widownią, jak­bym pochodził z Taglios lub jednej z pokrewnych mu krain, gdzie reli­gie są ściśle ze sobą splecione.Nie potrafiła wziąć pod uwagę faktu, że nie wychowałem się w kręgu południowej mitologii.Nawet to, że zdol­na była nawiązać ze mną kontakt poprzez sny, nie przekonało mnie, iż mam do czynienia z boginią.Jej machinacje nie przekraczały tego, co potrafiłaby uczynić Pani, gdy znajdowała się u szczytu swej potęgi, a co jej mężowi udało się w istocie przeprowadzić zza grobu.Nie połknąłem haczyka, choć przynęta była słodka.A więc wtedy obnażyła cały ból mojej duszy i wyciągnęła na po­wierzchnię, tak że wrzeszczał, jakby kłuły go tysiące kolców.Obudziłem się i stwierdziłem, że Thai Dei szarpie mnie za ramię.Warknąłem na niego:- Daj spokój, człowieku! Co się stało?- Krzyczałeś przez sen.Rozmawiałeś z Matką Nocy.Pamiętałem.- Co mówiłem?Thai Dei pokręcił przecząco głową.Kłamał.Zrozumiał wszystko.A to, co pojął, zdenerwowało go w najwyższym stopniu.Próbowałem uporządkować myśli, nadać twarzy obojętny wyraz.Potem powlokłem moją martwą dupę do miejsca, gdzie spał Kapitan.Z tym człowiekiem najwyraźniej było coś nie w porządku.Sam je­stem typem o raczej spartańskich upodobaniach, ale potrafiłbym sobie wyobrazić kilka luksusów, jakich mógłbym zażądać, gdybym był woj­skowym dyktatorem ogromnego imperium, potężnym wojownikiem i ge­nerałem, Kapitanem Czarnej Kompanii, a wokół znajdowało się pełno ludzi, którzy aż się rwali do tego, by zapewnić mi wszelkie wygody.Ale on żył w przewracającym się schronie wykonanym z połówki namiotu, w drugiej połowie stanowiącym zaś rodzaj szałasu z darni, tak jak najpośledniejszy chłopak od koni.Tyle tylko, że zabezpieczał go przed wiatrem.Jedyną oznaką statusu było to, że nie musiał dzielić go z nikim innym.Nie rozstawił nawet wart, by go strzegły, chociaż znajdowaliśmy się głęboko na terytorium wroga, pomimo iż podejrzewaliśmy, że co najmniej kilku zdeklarowanych Dusicieli wciąż waruje w naszych szeregach.Być może uważał, że nie potrzebuje wart, ponieważ nad jego schro­nieniem pochylało się wielkie, stare drzewo.Nieomal uginało się pod brzemieniem siedzących na nim wron.Pozwoliłem sobie wejść do środka.- W nazbyt wielkim stopniu ufasz obsesjom Duszołap, Szefie.- A przecież, kiedy podchodziłem do namiotu, nie mogłem pozbyć się uczucia, że jestem obserwowany.Być może Konował miał dobre powo­dy, by czuć się pewnym siebie.Spał.Zostawił zapaloną lampę.Podkręciłem trochę knot, zabrałem się do budzenia śpiącego.Oprzytomniał w końcu, ale nie był szczegól­nie uradowany.Rzadko udawało mu się wyspać w takim stopniu, jakie­go by chciał.- Lepiej, żeby to było coś ważnego, Murgenie.- Nie mam pojęcia, czy to jest ważne, czy nie, ale wydaje mi się, że coś zrozumiałem - zapewniłem go.- Spróbuję wszystko szybko stre­ścić.- Opowiedziałem mu sen.A potem wszystkie pozostałe sny, jakie przydarzyły mi się wcześniej.- Pani powiedziała mi, że możesz się okazać podatny na ciosy.Po­nieważ nie wie nic o Kopciu, nie miała też pojęcia, w jaki sposób można by do ciebie dotrzeć.- Pewien jestem, że istnieje powód - powiedziałem.- Sądzę, że wiem, co ona próbuje osiągnąć.Nie rozumiem jednak dlaczego.- Wynika stąd, że nie zastanowiłeś się nad wszystkim porządnie.- Co?- Wiesz doskonale dlaczego, ale jesteś zbyt leniwy, by sam do tego dojść.- Brednie - powiedziałem, ale zdławiłem w sobie gniew.Czułem, że oto zaraz stanę się słuchaczem jednego z jego wykładów.- Stałeś się przedmiotem jej zainteresowania, ponieważ jesteś Cho­rążym, Murgenie.Spędziłeś ostatnich kilka lat na uzupełnianiu nowym materiałem moich i Pani Kronik, a więc powinieneś się w nich dobrze orientować.W obecnej chwili winieneś już zdawać sobie sprawę, że sztandar jest czymś szczególnym.- Lanca Namiętności?- Wedle Władców Cienia.Nie mamy pojęcia, co ta nazwa oznacza.Być może odpowiedź zagrzebana jest w tych Kronikach, które schowa­łeś gdzieś w Pałacu.Nieważne, o co dokładnie chodzi, jasne jest, że niektórzy ludzie z chęcią dostaliby ten sztandar w swoje ręce.- Włączywszy w to Kinę.To chcesz powiedzieć?- Oczywiście.Badałeś mit Kiny, w czasie kiedy byłeś uwięziony w Dejagore.Czy sztandary Wolnych Kompanii Khatovaru nie miały być kutasami demonów, czy czym tam?To doprowadziło nas do obleśnych nieco spekulacji na temat tego, do czego Kinie potrzebny byłby nasz sztandar, potem trochę się pośmia­liśmy, wreszcie Kapitan powiedział:- Dobrze zrobiłeś, że mi powiedziałeś.W głowach nas wszystkich dzieją się ostatnimi czasy dość dziwne rzeczy.Trzymamy je zamknięte przed światem, otaczamy tajemnicą i w ten sposób dajemy się wykorzy­stywać.Tak przynajmniej sądzę.Rozejrzyj się trochę, zostań tutaj przez jakiś czas.Staraj się trzeźwo na wszystko spoglądać.Jednooki będzie tu jutro, najdalej pojutrze.Porozmawiaj z nim.a potem zrób dokładnie to, co ci powie.Zrozumiałeś?- Pojąłem.Ale teraz, co mam z tym wszystkim zrobić?- Przetraw to sobie.- Przetrawić sobie.W porządku.- Kiedy będziesz wracał do swej nory, spójrz na Kiaulune i zadaj sobie pytanie, czy jesteś pierwszym facetem na świecie, który stracił kogoś, kogo kochał.Oho.Zaczynał go już niecierpliwić mój opór i niechęć, by wy­zdrowieć.- W porządku.Dobrej nocy - życzyłem mu.Reszta nocy upłynęła mi naprawdę paskudnie.Prawdziwe piekło.Za każdym razem, gdy przy­sypiałem, trafiałem prosto na równinę śmierci.Wielokrotnie zwiedza­łem jaskinie starców.Gdy tylko robiło się naprawdę źle, budziłem się, zazwyczaj sam, bez niczyjej pomocy, dwukrotnie jednak szarpany za ramię przez Thai Deia.Biedny chłopak.Nie było sposobu, by stwier­dzić, co naprawdę o mnie myśli po tych czterech latach spędzonych na obserwowaniu dziwacznych zachowań.Na koniec, najprawdopodobniej znużona moim brakiem podatności, Kina opuściła mnie - zostawiła po sobie więcej niż lekki tylko ślad peł­nej irytacji groźby.A kiedy wszystko już się skończyło, nie byłem do końca pewien, czy cała sprawa nie była tylko potworem wylęgłym z głębin mojej imaginacji.Spałem.Potem obudziłem się.Wypełzłem z mojego schronienia [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl