,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Su Ling po wyjściu męża zapadła z powrotem w lekki sen.Nat, inaczej niż zwykle, nie czekał na windę, lecz zbiegł na dół, przeskakując po dwa, trzy stopnie naraz.Zazwyczaj wstawał o szóstej rano i telefonował do biura, żeby usłyszeć najświeższe nowiny.Nieczęsto musiał podejmować ważne decyzje przez telefon, gdyż większość pozycji ulokowano na dłużej.Potem brał prysznic, golił się i ubierał do wpół do siódmej.Czytał „Wall Street Journal”, kiedy Su Ling przygotowywała śniadanie, i opuszczał mieszkanie o siódmej, zajrzawszy uprzednio do Luke’a.Czy deszcz, czy pogoda, przemierzał pieszo pięć - przecznic do biura, po drodze biorąc egzemplarz „New York Timesa” ze skrzynki na rogu ulic Williama i Johna.Od razu otwierał gazetę na kolumnach finansowych i jeżeli jakiś tytuł zwrócił jego uwagę, czytał artykuł po drodze, ale mimo to dwadzieścia po siódmej był za swoim biurkiem.„New York Times” poinformuje czytelników o dewaluacji franka dopiero jutro rano, a wtedy dla większości bankowców będzie to już historia.Znalazłszy się na ulicy, Nat zatrzymał pierwszą nadjeżdżającą taksówkę i wyjmując banknot dziesięciodolarowy jako zapłatę za tę krótką trasę, powiedział, że chciałby dotrzeć na miejsce wczoraj.Taksówka ruszyła jak torpeda i cztery minuty później zatrzymała się przed jego biurem.Nat wbiegł do budynku i wpadł do pierwszej otwartej windy.Tłoczyli się w niej maklerzy bankowi, wszyscy mówili podniesionymi głosami.Nat nie dowiedział się nic nowego poza tym, że komunikat został ogłoszony przez francuskiego ministra finansów o godzinie dziesiątej czasu środkowoeuropejskiego.Klął, kiedy winda przystawała osiem razy w niespiesznej podróży na jedenaste piętro.Steven i Adrian siedzieli już przy swych biurkach w sali operacyjnej.- Podajcie mi ostatnie notowania! - krzyknął, zrzucając płaszcz.- Wszyscy tracą - rzekł Steven.- Francuzi oficjalnie zdewaluowali franka o siedem procent, ale rynki zdyskontowały to, jakby to było za mało i za późno.Nat spojrzał na monitor.- A inne waluty? - zapytał.- Funt, lir i peseta też lecą w dół.Dolar idzie w górę, jen i frank szwajcarski utrzymują się na stałym poziomie a marka niemiecka się waha.Nat nadal wpatrywał się w ekran, obserwując, jak cyfry co kilka sekund skaczą w górę i w dół.- Spróbujmy kupić jeny - powiedział, patrząc, jak funt spada o jeden punkt.Steven podniósł słuchawkę telefonu łączącego go bezpośrednio z biurem zleceń.Nat spojrzał w jego kierunku.Tracili cenne sekundy, czekając, aż makler się odezwie.- Ile za ile? - warknął Steven.- Dziesięć milionów po dwa tysiące sześćdziesiąt osiem.Adrian odwrócił wzrok, gdy Steven dawał zlecenie kupna.- I spuść wszystkie funty i liry, jakie jeszcze mamy, bo zostaną zdewaluowane w następnej kolejności - rzekł Nat.- Po jakiej cenie?- Do diabła z ceną, po prostu sprzedawaj - rzekł Nat - i obróć na dolary.Jak zrywa się prawdziwy sztorm, każdy chce się schronić w Nowym Jorku.- Nata aż dziwił własny spokój wśród krzyków i przekleństw rozlegających się wokół.- Nie mamy lirów - zameldował Adrian.- Oferują nam jeny po dwa tysiące dwadzieścia siedem.- Bierz! - prawie zapiał Nat, nie odrywając wzroku od ekranu.- Poszły funty - rzekł Steven - po dwa trzydzieści siedem.- Dobrze, przerzuć połowę naszych dolarów na jeny.- Nie mam guldenów! - krzyknął Adrian.- Obróć wszystkie na franki szwajcarskie.- Czy chcesz pozbyć się naszych lokat w markach niemieckich? - spytał Steven.- Nie - rzekł Nat.- A może kupić marki?- Nie - powtórzył Nat.- One siedzą na równiku, to znaczy nie wahają się ani w jedną, ani w drugą stronę.Zakończył podejmowanie decyzji w niespełna dwadzieścia minut i później mógł tylko patrzeć na ekrany i czekać, żeby się przekonać, jakie ponieśli straty.Większość walut wykazywała tendencję spadkową i Nat uświadomił sobie, że inni ucierpią znacznie bardziej niż on.Ale to go nie pocieszało.Gdyby tylko Francuzi poczekali do południa, kiedy zwykle ogłasza się komunikaty o dewaluacji, wtedy byłby na stanowisku.- Cholerni Francuzi - powiedział Adrian.- Sprytni Francuzi - odparł Nat - że ogłosili dewaluację, kiedy spaliśmy.Francuska dewaluacja, o której przeczytał Fletcher w „New York Timesie” następnego dnia w pociągu, kiedy jechał do pracy, niewiele go obeszła.Kilka banków poniosło poważne straty, a jeden czy dwa musiały nawet zgłosić Komisji Papierów Wartościowych i Giełd problemy z wypłacalnością.Przewrócił stronę i zaczął czytać artykuł na temat człowieka, który z pewnością będzie rywalem Forda do stanowiska prezydenta.Fletcher niewiele wiedział o Jimmym Carterze poza tym, że był gubernatorem Georgii i właścicielem dużej farmy orzeszków ziemnych.Przerwał na chwilę lekturę i pomyślał o swych ambicjach politycznych, z których chwilowo zrezygnował, usiłując wyrobić sobie pozycję w firmie.Fletcher postanowił, że się zgłosi, by w wolnych chwilach pomóc w Nowym Jorku w kampanii „poprzyj Cartera”.Wolne chwile? Harry i Martha skarżyli się, że nigdy go nie widują.Annie włączyła się w prace kolejnego, nienastawionego na zyski komitetu, a Lucy miała ospę.Kiedy zatelefonował do matki, żeby spytać, czy chorowała kiedyś na ospę, jej pierwsze słowa brzmiały: „Witaj, nieznajomy”.Jednak te wszystkie sprawy uleciały mu z głowy w chwili, gdy wszedł do biura.Zapowiedź kłopotów nastąpiła, kiedy pozdrowił Meg w recepcji.- Jest spotkanie wszystkich adwokatów w sali konferencyjnej o wpół do dziewiątej - powiedziała bezbarwnym głosem.- Czy wiadomo, w jakiej sprawie? - rzucił Fletcher, od razu uświadamiając sobie, że to głupie pytanie.Dyskrecja była dewizą firmy.Kilku wspólników siedziało już na swoich miejscach, rozmawiając przyciszonym głosem, kiedy Fletcher wkroczył na salę dwadzieścia po ósmej i prędko zajął miejsce za krzesłem Matta.Czy możliwe, żeby dewaluacja franka francuskiego w Paryżu dotknęła w jakiś sposób firmę prawniczą w Nowym Jorku- Wątpił w to.Czy starszy wspólnik chce poruszyć sprawę umowy z Higgsem i Dunlopem? Nie, to nie w stylu Alexandra.Przyjrzał się ludziom zgromadzonym wokół stołu obrad.Jeżeli ktoś wiedział, jaki będzie temat spotkania, nie zdradzał tego.Ale musiała to być zła wiadomość, bo dobre nowiny zawsze ogłaszano na spotkaniu o szóstej wieczorem.Dwadzieścia cztery po ósmej do sali wkroczył starszy wspólnik.- Muszę panów przeprosić za to, że oderwałem was od pracy - zaczął - ale uważam, że tej sprawy nie można było ująć w notatce służbowej czy w moim miesięcznym sprawozdaniu.- Przerwał i odchrząknął.- Siłą tej firmy zawsze było to, że nigdy nie została zamieszana w skandal natury prywatnej czy finansowej, toteż uznałem, że nawet z czymś, co zwiastuje taki problem, trzeba się prędko uporać.- Fletcher był jeszcze bardziej zaintrygowany.- Doszło do moich uszu, że członek naszej firmy był widziany w barze uczęszczanym przez prawników z konkurencyjnych kancelarii.- Ja to robię codziennie, pomyślał Fletcher, ale to nie przestępstwo.- I chociaż samo w sobie nie jest to naganne, mogłoby w przyszłości zaszkodzić interesom firmy.Na szczęście jeden z naszych członków, któremu leży na sercu interes firmy, uznał, iż powinien poinformować mnie o sprawie, która mogłaby mieć dla nas przykre konsekwencje.Pracownika, o którym mówię, widziano w barze rozmawiającego z członkiem konkurencyjnej firmy [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|