,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Folko westchnął.Malec wykrzywił się z rozczarowaniem, Torin spuścił głowę.Nie oczekiwali niczego innego, ale.jakoś mimo wszystko nie dawali temu wiary.- Pułk łuczników trafił pod dowództwo tego, jak mu tam, Siódmego Marszałka Marchii, zapomniałem jego imię - ciągnął Farnak.- Chłop to może i odważny, ale Morski Ojciec nie obarczył go zbyt wielkim umysłem.Wyprowadził swoich pięciuset łuczników w szczere pole przeciwko hazskiemu atakowi.Chciał osłonić królewską jazdę.No i położył połowę swoich ludzi.Folko aż do bólu walnął pięścią w stół.Był pewien! Jego pułk! Przez niego skompletowany, wykształcony, przyzwyczajony do jego rozkazów!.Oczywiście! Teomund! Siódmy Marszałek! Nie powinien nawet dziesięcioma ludźmi dowodzić, co dopiero pułkiem! Przekleństwo! Żeby go Szeloba pożarła!- Co się stało, nie odstanie się, Folko - mruknął ponuro Torin, obserwując przyjaciela.- Tak.Tak.Masz rację.Nie odstanie się.- Hobbit niewidzącym wzrokiem patrzył w bok.Jego pułk!- Nie zapomnij, dlaczego tak się stało - przypomniał Malec.Machnąwszy ręką, Folko przyssał się do kufla.Cierpkie gondorskie.pił je teraz jak wodę.- Nie możemy tu siedzieć - rzucił gwałtownie.- Musimy iść na Południe.- Na Południe? - Zdziwiony Farnak uniósł brwi.- Właśnie tak, potężny tanie.- Wingetor oparł dłoń na rękojeści miecza.- Właśnie na Południe.Ja też początkowo sądziłem, że należy znaleźć dla siebie dobre schronienie na Północy, żeby między nami i napierającymi z Południa znalazł się i Gondor, i Harad.a teraz widzę, że się myliłem.Ratunek jest tylko w natarciu.Szybkim, błyskawicznym.Jak wtedy, w tym roku, kiedy został wzięty Torhood.- Fjergun! Proponujesz.fjergun? - zdziwił się Farnak.- Gdybym mógł „proponować”! - Wingetor ze złością wzruszył ramionami.- Czy Rada mnie posłucha? Twoje słowo, potężny tanie, też tam niespecjalnie się liczy!- Myślisz, że południowcy wkrótce zmiażdżą Harad i zwalą się na nas?O ile wcześniej Harad nie zwali się na was - pomyślał Folko.- Sądząc z tego, jak się urządzają na nowych włościach bez wątpienia.- Zawsze lepiej jest nie doceniać niebezpieczeństwo, niż je przecenić.- burknął Farnak.- Ale, przekleństwo, moi ludzie są zmęczeni, klnę się na Morskiego Ojca! A połowa drużyny została w Tharnie!- Do zwiadu więcej nie trzeba, przyjacielu - uśmiechnął się Wingetor.- Zbierzemy ochotników.- Dwie drużyny na jednym okręcie? - Folko zmarszczył czoło.- To się musi skończyć mordobiciem, przecież wiesz!- Nie.Dwa niewielkie okręty.Twój „Skrzydlaty Smok” i mój „Rybołów”.Dwanaście dziesiątków mieczy.Wystarczy.- Klnę się na Morskiego Ojca! Gdyby nie ten pierzastoręki w twojej piwnicy.i opowieści moich starych przyjaciół.Powiedziałbym, że masz straszne sny, o potężny, nie gniewaj się, że mówię wprost!.Przy okazji, o pierzastorękim - rzucił ponuro Wingetor.- Fellastr uciekł.Jak to: „uciekł”? - zawołali jednocześnie obecni.Właśnie tak.- Wingetor ze złością zacisnął pięści.- Dał radę uciec spod klucza, zabijając trzech strażników - doświadczonych, sprawdzonych wojowników.Podejrzewam, że pomógł mu ktoś z czeladzi.Nie będę marnował czasu moich szanownych rozmówców tymi szczegółami.Ważne jest jedno: Fellastr uciekł i, niewątpliwie, wkrótce o nim usłyszymy.Zresztą, nie przeszkodzi nam to w przygotowaniach.A zwlekać nie należy.- Zgadza się, wkrótce zaczną się jesienne sztormy.- burknął Farnak.- Dobrze by było, gdybyśmy przemknęli im pod nosem.Tam, dalej na południu, morze będzie spokojniejsze.- Mam nadzieję, że za tydzień odcumujemy.- Wingetor nieoczekiwanie się podniósł.- Muszę jednak uprzedzić starszyznę.A ja muszę ruszyć swoich.- Farnak dopił piwo.- Idziemy, przyjaciele.21 Września, UmbarFolko stał na wąskim dziobowym pokładzie „Rybołowa”.Ten okręcik, zaledwie o sześciu parach wioseł, raczej zasługiwał na nazwę „smoczek” niż dumny „smok”.Lekki, zwrotny i szybki, przeznaczony był do błyskawicznych rajdów, zwiadu i nalotów na bezbronne kraje.Teraz miał rzucić wyzwanie po tężnemu i tajemniczemu mocarstwu, jak Feniks z popiołów powstałemu za najodleglejszymi rubieżami znanych w Gondorze i Amorze ziem.W ślad za „Rybołowem” z zatoki wypływał „Skrzydlaty Smok” - też na sześciu parach wioseł, tak samo długi, wąskii szybki.Wiatr zmieniał się; ważne było, by złapać północny lub północno- zachodni i przeskoczyć tereny Umbaru w ciągu kilku dni, nie zatrzymując się na noclegi.Sternicy ponaglali pokładową załogę.I mieli rację.Folko przez kilka miesięcy nie był w Umbarze i nie mógł nadziwić się panującemu w mieście zaniepokojeniu.Co rusz wybuchały bójki z Haradrimami, po ulicach ciągle przechadzali się wartownicy.Południowcy nie zostawali dłużni, dlatego wszystkie oberże, zajazdy i inne ulubione przez Eldringów miejsca wystawiły solidne ochrony.Z pustyni dochodziły zło wieszcze plotki: władca Haradu jakoby postanowił raz i na zawsze zdławić Umbar i przechwycić jedyną wielką zatokę na wybrzeżu Tcheremu.Co prawda, pogłoski te nie przeszkadzały umbarskim handlarzom niewolników z powodzeniem i zyskiem sprzedawać żywy towar haradzkim klientom - wszystkich niewolników zabierał sam władca Wielkiego Tcheremu.Palące, złe Światło jak poprzednio bez przeszkód rozlewało się po południowych ziemiach; a tam, gdzie nie mogło przeniknąć, nieuchronnie zaczynał gromadzić się taki sam niedobry Mrok.Szpiedzy powiadomili tana Starcha: jego wrogowie wyszli w morze.Uważał Farnaka za swojego największego wroga od chwili, gdy ten wyprzedził go w wyścigu do umbarskich pirsów.I nawet nie zastanawiał się nad tym, że wcześniej nie chciałoby mu się o tej sprawie myśleć - pewnie postarałby się sprawić Farnakowi kilka „miłych” niespodzianek.Ale tym razem nie udało się niczego takiego przygotować, i to dziwnie pozbawiło Starcha snu i spokoju.Nie cieszyły go nawet duże zyski ze sprzedaży rabów.- Mój tanie! - Hirbach, jeden z dziesiętników Starcha, przestępował z nogi na nogę w drzwiach.- Wyszli w morze, mój tanie.Dwa okręty.„Skrzydlaty Smok” starego lisa Farnaka i „Rybołów” tego gondorskiego węża Wingetora.Na obu pokładach, świadkiem mi Morski Ojciec, zaledwie półtorej setki mieczy - a najprawdopodobniej i tylu się nie nazbiera.- Wspaniale - wycedził przez zęby Starch.- Płyniemy za nimi.Ich skorupy, choć i szybkie, to do Dwurogiej Skały nie oderwą się od nas.Dawać mi tu gołębiarza!Po jakimś czasie wytrenowany ptak wzbił się pod niebiosa, niosąc zawinięty w rurkę list Starcha, zaadresowany do potężnego tana Skilludra.Ten Sam Dzień, Zachodni Kraniec Gór Hlawijskich- No, to jesteśmy na miejscu - zauważył spokojnie Sandello.- Dotarliśmy - sapnęła Tubala.Po prawej mieli kolosy Gór Hlawijskich, w języku Tcheremczyków - Gór Lodowych Potoków.Garbus i wojowniczka ominęli olbrzymi grzbiet wąskim, przybrzeżnym pasem między skałami i oceanem, szerokim najwyżej na trzy czwarte mili.Tu kończyły się ziemie należące do Wielkiego Tcheremu.Kiedyś od Morza do gór ciągnął się prawdziwy wysoki mur z wieżami, ale potem krainy od strony gór wyludniły się i władca Tcheremu uznał utrzymywanie wielkiego garnizonu tak daleko od stolicy za zbyt kosztowne.Mur powoli zaczął zamieniać się w ruinę, bujny miejscowy las jak fala zalał ją, oplótł gibkimi łozami, podkopał się korzeniami, rozchwierutał kamienne bloki przerastającą spoiny trawą.Wieże strażnicze zostały porzucone.ale tak się tylko wydawało [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|