, Chmielewska Joanna Duza polka (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Cały zespół śledczy słuchałz szalonym zainteresowaniem, najgorsze zaś było to, że przypomniałam sobie o sprawiesprzed dwóch lat.Nie kto inny, a właśnie mecenas Koczarko bronił najmniej winnegoczłonka ruskiej wyścigowej mafii, która strzelała do siebie wzajemnie, płaciła zaś zaobronę mafia ożarowska.Z pewnością o tych wszystkich mafiach mecenas wiedziałwięcej ode mnie.Z dużym wysiłkiem zdołałam ominąć ten temat.Poświęciłam także i siebie, osobiście wyciągając Zygmusia od majora.Dawałam mudo zrozumienia, że mam interes dyskrecjonalny, mrugałam jednym okiem, krzywiłamgębę, pukałam go w łokieć, pukanie miało ten skutek, że roztargnionym gestem chwyciłmnie w objęcia, wysyczałam mu wreszcie do ucha świszczącym szeptem, że musimyomówić jego twórczość.To go wreszcie ruszyło, zerwał się, złapał walizkę, z obciążeniemw dłoni zaczął się żegnać, przemocą oderwałam go od Bodzia, który szczęśliwie przestałkryć uczucia i wyraz twarzy miał taki, jakby spotkały go wszystkie katastrofy świata.Jako wstęp do pogawędki o stratach, wręcz wymarzony. Nie należało mówić o tym przy wszystkich  rzekłam już na zewnątrz, ocierającpot z czoła. I to już zatrzymaj przy sobie.Ta cała afera, to nie tylko zwyczajni złodzieje i mętyspołeczne, sam ich widziałeś.Biorą w tym udział wyższe sfery, wmieszali w to ojca Bo. zająknęłam się i ugryzłam w język. Pana Bolesława!  podchwycił Zygmuś, wstrząśnięty. Zwiętej pamięci! Tak jest, świętej.No i niestety, Jacek stracił wszystkie pieniądze.Musiał ratowaćhonor ojca, sam rozumiesz.Nie rób mu już przykrości i nie przypominaj tego.Dla Zygmusia wrażeń było za dużo jak na jeden dzień.Pogodził się z upadkiemfinansowym Bodzia, bo własna chwała głuszyła w nim wszystko, musiał ją zapewneprzemyśleć, a może uwiecznić.Chwycił mnie w objęcia zaledwie połowicznie, ucałowałpowietrze obok mojego łokcia i odbiegł.Odetchnęłam bardzo głęboko, postanowiłam omijać go bezwzględnie aż do końcapobytu, pomyślałam, że może by tak teraz odrobinę odpocząć i wtedy zobaczyłamJacka, czekającego na mnie w samochodzie.* * * Pogadaliśmy wszyscy poważnie i Bodzio wytrzyma  powiadomił mnie, jadącpowoli w kierunku morza. To jedno przynajmniej będzie z głowy.Co do reszty toniby niezle, majorowi świta na horyzoncie, ale sama pani rozumie.Sam bym zacząłprzebijać te łapówki, ale nie będę ich przecież mordował! Szkoda.Sposób, jak widać, jest nie najgorszy.Ale przestańmy rozmawiać o polityce,bo już dostaję od tego skrętu kiszek.Nie po to przecież na mnie czekałeś, żeby taplać185 się w łajnie! Nie  odparł Jacek. O.!Zatrzymał samochód w porcie.Zaczynało się ściemniać, panował tam spokój, ludziesię już nie plątali, chociaż wiatr ucichł.Na jaśniejszym tle morza i nieba widać byłosylwetkę, siedzącą na burcie najwyżej wyciągniętej łodzi.Marzena. Co pani o niej myśli?  spytał szczerze i bez owijania w bawełnę.Zastanawiałam się krótko. Powiem ci prawdę.Nie wiem, czy ona umie gotować, i nie wiem, jaki ma stosunekdo wyczynów, na przykład, alpinistycznych.Nie wiem także, czy nie lubi czegoś, czegoty nie znosisz, pomijając już to, że nie wiem, czego nie znosisz. Zastoju  powiedział Jacek stanowczo. Rozlazłości i łgarstwa. Zastoju i rozlazłości to się pewnie po niej nie doczekasz.A co do łgarstwa, totak mi się widzi, że ona ma więcej rozumu ode mnie.Lubić, zdaje się, że też nie lubi,woli stawiać sprawy jasno, natomiast niekoniecznie musi wywalać na ławę wszystkieszkodliwe prawdy.Bywają prawdy szkodliwe.Ja jestem głupsza od niej i tak sięograniczać nie potrafię. Z panią bym się ożenił.Omal mnie nie zatchnęło. Zwariowałeś.?!!! Nie.Ja przecież wiem, co ojciec o pani myślał.To pani jego nie chciała.Ożeniłbymsię z panią bez chwili wahania. Puknij się bardzo silnie, gdzie tylko zdołasz  poradziłam z naciskiem. Osobiście, gdybym się miała żenić, to już z pewnością prędzej z nią niż ze sobą.A jeśli już tak przerazliwie ci się podobam, to przyjmij do wiadomości, że od pierwszejsekundy znalazłam z nią wspólny język.To też o czymś świadczy.Jacek łypnął na mnie okiem i znów utkwił wzrok w nieruchomej sylwetce.Jakbyzmiękł w sobie i nieco się rozjaśnił. Wie pani, tak myślałem, ale miałem obawy, że się może mylę.Wzięło mnie toz ojcem, a ta cała polka do reszty ogłupiła.Mogłem reagować nieprawidłowo mam namyśli te tam takie, no.Dziewczyna jak balsam, a może, w tej sytuacji, na każdy balsambym poleciał? Nie  odparłam cicho. Nie na każdy.Znów spojrzał na mnie, a potem na nią i sam do siebie kiwnął głową. Ona studiuje  zauważyłam ostrzegawczo. No to co?  zdziwił się. Przecież zarabiać nie musi! Ekonomię, bardzo dobrze,może pójdzie na maklerstwo, dla mnie raj Mahometa, ale jak nie, to nie.Pani mnie z niąnie swata na siłę?Wzruszyłam ramionami i popukałam się w czoło186  To ja się właśnie z nią ożenię.Ojciec by mnie pochwalił.Na moment straciłam go z oczu i z pamięci, bo pomyślałam o tych dwóch ojcach,Bodzia i Jacka.Jeden ustawił syna życiowo, nauczył pracy i sztuki myślenia, finansowozabezpieczył niczym Rockefeller, wpoił elementarną uczciwość, drugi zrobił ze swojegopółgłówka, bezradnego w realnym świecie, zaharowanego bez efektów, i nie dał mu nic,w dramatycznych momentach zaś stał mu się niedostępny.Wypiął się, krótko mówiąc.I tego pierwszego ja nie chciałam, a w tym drugim kochałam się śmiertelnie, ChrystePanie.! Kretynka to przy mnie Einstein.Jacek też prawie o mnie zapomniał, wpatrzony w nieruchomą sylwetkę Marzeny,wysiadł z samochodu.Wysiadłam również. Nie będę tu przeczekiwać twoich oświadczyn.Wracam do domu, a wy róbcie, cochcecie. Pani będzie świadkiem na ślubie  powiadomił mnie stanowczo i ruszył kumorzu.Ruszyłam w stronę przeciwną.Mieszkałam na drugim końcu Krynicy, tam też stałmój samochód, do przejścia miałam ładne parę kilometrów [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl