, J. K. Rowling 2 Harry Potter i Komnata Tajemnic 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Dokładnie pod pierwszą.Jej szkielet będzie spoczy-wać w Komnacie na wieki.Profesor Flitwick wybuchnął płaczem. Kto to jest?  zapytała pani Hooch, opadając na krzesło. Czyja uczen-nica? Ginny Weasley  odpowiedziała profesor McGonagall.Harry poczuł, że Ron osuwa się cicho na podłogę. Będziemy musieli jutro wysłać wszystkich uczniów do domu  oświad-czyła profesor McGonagall. To koniec Hogwartu.Dumbledore zawsze mó-wił.Drzwi do pokoju nauczycielskiego otworzyły się z hukiem.Przez chwilę Har-ry był pewien, że to Dumbledore.Ale nie, wszedł Lockhart, jak zwykle bardzoz siebie zadowolony. Tak mi przykro.Co mnie ominęło?189 Zdawał się nie dostrzegać, że reszta nauczycieli patrzy na niego z wyraznąniechęcią.Snape zrobił kilka kroków w jego stronę. Oto nasz człowiek  powiedział. Właściwy człowiek.Potwór porwałdziewczynkę.Zawlókł ją do samej Komnaty Tajemnic.Nadeszła chwila, abyś za-czął działać, Lockhart.Lockhart zbladł. Tak, Gilderoy  zaszczebiotała profesor Sprout. Czy to nie ty mówiłeśwczoraj wieczorem, że doskonale wiesz, gdzie jest wejście do Komnaty Tajem-nic? Ja.tego.ja. wybąkał Lockhart. Tak, czy nie mówiłeś mi, że dobrze wiesz, co jest w tej Komnacie? pisnął profesor Flitwick. J-ja? Naprawdę.nie pamiętam. Ale ja bardzo dobrze pamiętam, jak mówiłeś, że żałujesz, że nie rozwaliłeśtego potwora, zanim aresztowano Hagrida  powiedział Snape. Nie mówiłeś,że wszystko spartaczono i że od samego początku powinni ci dać wolną rękęw rozprawieniu się z potworem?Lockhart wytrzeszczył oczy na kamienne twarze swoich kolegów. Ja.ja naprawdę nigdy.Musiałem zostać zle zrozumiany. A więc teraz masz wolną rękę, Gilderoy  oświadczyła profesor McGona-gall. Dziś wieczorem nadarza się świetna okazja, aby to uczynić.Zadbamy, abynikt nie wchodził ci w drogę.Będziesz mógł robić z potworem, co ci się spodoba.Masz pełną swobodę działania.Lockhart rozejrzał się rozpaczliwie, ale nikt nie kwapił się, by mu pomóc.Nie był już owym przystojnym, pewnym siebie mężczyzną z wiecznym szerokimuśmiechem na twarzy.Wargi mu drżały, szczęka opadła, ramiona obwisły. N-n-no dobrze  wyjąkał. B-b-będę w swoim gabinecie, muszę sięprzygotować.I wyszedł. Zwietnie  powiedziała profesor McGonagall, której nozdrza drgały groz-nie. Przynajmniej zszedł nam z oczu.I sprzed naszych butów.Opiekunowiedomów pójdą poinformować uczniów, co się stało.Powiedzcie im, że jutro ranowsiądą do ekspresu Hogwart-Londyn.Reszta niech zadba o to, żeby żaden uczeńczy uczennica nie wystawili nosa spoza swojego dormitorium.Nauczyciele powstali i jeden po drugim opuścili pokój.Był to chyba najgorszy dzień w życiu Harry ego.On, Ron, Fred i Georgesiedzieli razem w kącie pokoju wspólnego Gryffindoru, niezdolni do rozmowy.Percy ego z nimi nie było.Poszedł wysłać sowę do państwa Weasleyów, a potemzamknął się w swoim dormitorium.190 %7ładne popołudnie nie ciągnęło się tak długo jak to i jeszcze nigdy wieżaGryffindoru nie była tak zatłoczona, a jednak cicha.Fred i George poszli spaćo zachodzie słońca, nie mogąc dłużej tak siedzieć. Ona się czegoś dowiedziała  powiedział Ron, odzywając się po razpierwszy od czasu, gdy ukryli się między płaszczami w pokoju nauczycielskim. Dlatego ją porwano.I nie były to żadne głupoty o Percym.Wykryła coś, cowiąże się z Komnatą Tajemnic.To dlatego została. potarł szybko oczy.Przecież ona jest czystej krwi.Nie było innego powodu.Harry patrzył przez okno na krwawoczerwone słońce, zachodzące za linię ho-ryzontu.Jeszcze nigdy nie czuł się tak okropnie.Gdyby tylko było coś, co możnaby zrobić.Nic. Harry  powiedział Ron  czy myślisz, że w ogóle są jakieś szansę, żeona nie.no wiesz.Harry nie wiedział, co powiedzieć.Trudno mu było założyć, że Ginny nadalżyje. Wiesz co?  powiedział Ron. Myślę, że powinniśmy porozmawiaćz Lockhartem.Powiemy mu, co wiemy.Zamierza spróbować dostać się do tejKomnaty.Możemy mu powiedzieć o bazyliszku i o tym, gdzie, według nas, trzebajej szukać.Harry nie był w stanie wymyślić nic innego, a sam bardzo chciał coś zro-bić, więc się zgodził.Reszta Gryfonów wokół nich była w tak żałosnym staniei tak współczuła Weasleyom, że nikt nie próbował ich zatrzymywać, kiedy wstali,przeszli przez pokój i opuścili go przez dziurę w portrecie.Kiedy szli do gabinetu Lockharta, zapadała już ciemność.Zatrzymali się poddrzwiami, zza których dochodziły dziwne odgłosy: jakieś szurania, dudnienia,trzaski i pospieszne kroki.Harry zapukał i nagle wszystko ucichło.Po chwili drzwi się uchyliły i zoba-czyli jedno oko Lockharta łypiące na nich przez bardzo wąską szparę. Och.pan Potter.pan Weasley. wybąkał, uchylając drzwi niecoszerzej. Jestem akurat trochę zajęty.Gdybyście mogli się streszczać. Panie profesorze, mamy dla pana pewne informacje  powiedział Harry. Sądzimy, że mogą panu pomóc. Ee.no.to nie jest aż tak. Przynajmniej na tej stronie twarzyLockharta, którą widzieli przez szparę, było widać ogromne zmieszanie. Toznaczy.no.dobrze.Otworzył drzwi i weszli do środka.Jego gabinet został prawie całkowicie ogołocony.Na podłodze stały dwa wiel-kie kufry.Do jednego wrzucono w nieładzie ciemnozielone, jasnoróżowe, śliw-kowe i granatowe szaty, w drugim znajdowały się byle jak ułożone książki.Foto-grafie, które zwykle wisiały na ścianach, teraz leżały w pudełkach na biurku. Wybiera się pan gdzieś?  zapytał Harry.191  Eee.no [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl