,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Lekki wietrzyk przeganiał chmury, toteż okolica zaczęła intensywnie parować.Wyszliśmy na asfaltową drogę, co znacznie ułatwiło marsz.Droga obsadzona była wysokimi drzewami, zwiadowcy nie nawiązali jeszcze kontaktu z wrogiem, zdążyli natomiast spenetrować jego uprawy.- Panie kapitanie, zwiadowcy znaleźli sad z dojrzałymi avalgwlankami - zameldował Blogh.- Nazywa się obrzydliwie.Co to takiego?- Owoc, który rośnie na Zemliji.Pyszny, sir.- No to niech dostarczą próbki do analizy - zdecydowałem.Zwiadowca zjawił się czym prędzej z hełmem pełnym zwykłych, dojrzałych brzoskwiń.Powąchałem jedną i przyjrzałem się dokładniej zwiadowcy.- Widzę, żołnierzu, że zrobiliście już analizę.Mordę macie całą w soku.Jakie toto jest?- Wspaniałe, sir - oświadczył z pełnym przekonaniem.Ugryzłem słodki owoc i przyznałem mu całkowitą rację.Przełknąłem czym prędzej.- Profilaktycznie ukryjemy się w sadzie, sierżancie.Piętnaście minut przerwy na zameldowanie się reszty zwiadowców.Gdy wyszliśmy ponownie na drogę, głośniejsze od tupotu butów były odgłosy pracy pełnych żołądków mojego wojska.Tama rosła w oczach, wszędzie panował całkowity spokój, ani żywego ducha.Nakazałem postój i przywołałem podoficerów.- Teraz podam plan ataku, ale najpierw sprawdzę broń.Zaczynamy od was, sierżancie sztabowy.Blogh z kamienną twarzą pokazał mi automat.Sprawdziłem magazynek i komorę, jedno i drugie puste, i oddałem mu broń bez słowa.To samo powtórzyło się z pozostałymi, aż dotarłem do ostatniego w szeregu kaprala Aspyi.Ten, zamiast podać mi karabin, przycisnął go do piersi.- Mogę panu oszczędzić trudu, sir - oznajmił.– Jest nabity.- To niewykonanie rozkazu, ekskapralu.Szeregowy Aspya, wasza broń!- Żołnierz bezbronny nie jest żołnierzem, sir - odparł ponuro, pozostając w bezruchu.- Prawda - zgodziłem się odwracając, ale nadal obserwując go kątem oka.Ledwie przestał na mnie patrzeć, rąbnąłem go z półobrotu wyciągniętą ręką pod ucho.Runął jak kłoda, bo cios nie był markowany, ostatecznie facet miał przy sobie nabitą broń.Bez trudu wyjąłem automat z bezwładnych dłoni i rozładowałem.- Sierżancie, ten żołnierz resztę drogi odbędzie pod strażą w pancerce.Jest aresztowany.- Czy strażnik ma być uzbrojony, sir?- Jak najbardziej.Broń nabita i ma strzelać bez uprzedzenia.Strażnikiem będzie porucznik.Teraz wracamy do planu.Zatem.Słuchali w milczeniu, nadal pozostając pod wrażeniem moich umiejętności i szybkiej reakcji.Morton na pewno nie będzie skłonny do pochopnego użycia broni, zatem tę sprawę miałem z głowy.Przy okazji usunąłem go całkiem legalnie z pierwszej linii.Przydzieliłem cele wszystkim plutonom, dyspozytornię pozostawiając sobie.- To byłoby wszystko.Rozstawcie ludzi i zameldujcie się po wykonaniu.Gdy wszyscy będą gotowi, spróbuję zająć bez walki dyspozytornię, tak by nie przerwać dostawy prądu.Wykonać!Moje wojsko rozpierzchło się niczym stado tresowanych zajęcy, atakując dokładnie według instrukcji: kilka skoków do przodu, w bruzdę, ubezpieczenie następnych i zmiana.Po paru minutach zaćwierkała radiostacja meldunkami tej samej treści: cel osiągnięty, brak oporu jak i kontaktu z przeciwnikiem.Nadszedł mój czas.Razem z sierżantem sztabowym i jego dwoma pomocnikami pomaszerowaliśmy do głównego budynku.Otworzyłem pierwsze z brzegu drzwi.Prowadziły do hali turbin, które pracowały sobie bez żadnego nadzoru.- W pełni automatyczne - ocenił sierżant.- Na to wygląda.Szukamy dyspozytorni.Napięcie narastało w miarę przeszukiwania budynku.Raz po raz gratulowałem sobie pomysłu z bronią.Moją trzymałem w garści, ale zabezpieczoną.- Tu ktoś jest, sir! - zameldował jeden z wojaków sprawdzając korytarz.Czym prędzej podszedłem bliżej.Faktycznie, przez matowe szkło widać było poruszającą się postać.- Dobra robota - pochwaliłem.- Wchodzicie za mną jako osłona.Wziąłem głęboki oddech i otworzyłem drzwi rzucając się do wnętrza szczupakiem, by uniknąć ewentualnego ostrzału.Potoczyłem się, wstałem i rozejrzałem.Przy pulpicie sterowniczym siedział szpakowaty facet i stukał w jakiś zegar.Poza nim i moimi podwładnymi nie było tu nikogo więcej.- Ne fant nenionl - poleciłem.- Vi estas kaptito.Manoj en la aeronl- Ciekawe - odezwał się z uśmiechem.- Obcy gość i obcy język.Witajcie, przybysze, w Elektrowni Bellegarrique.- Mówisz odmianą dolnoinglisskiego, którą posługują się na Rajskim Zakątku - ucieszyłem się, przechodząc na tenże dialekt.- Nigdy nie słyszałem o takim miejscu, ale pomimo dziwnego akcentu rozumiem cię doskonale.- Co on mówi, sir? - spytał Blogh.- Skąd pan zna ten slang, sir?- Ze szkoły.- Była to święta prawda.- Wita nas.- Jest tu ktoś jeszcze?- Zaraz, po kolei, sierżancie.Są tu inni pracownicy?- Naturalnie, ale śpią.Pracujemy na zmiany, najliczniejsza jest nocna.Musisz opowiedzieć o sobie i kolegach.Ja jestem Stirner, a ty?W ostatniej chwili ugryzłem się w język [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|