,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wszyscy pozostali - tak mieszkańcy, jak i żołnierze - znieruchomieli, obserwując przebieg wydarzeń.Wódz ciął na odlew, najwyraźniej zamierzając pozbawić przeciwnika głowy.Ten zasłonił się megafonem, który charknął i zamilkł.Kapitan próbował jeszcze dyskutować, lecz nie dość, że teraz jego głos był znacznie cichszy, to stary i tak nie zwracał nań żadnej uwagi.Wymierzył dwa kolejne ciosy sparowane megafonem, który błyskawicznie zmienił się w pogięty kawał złomu.Gdy wódz zamierzył się do kolejnego ciosu, Carter stracił cierpliwość.- Szeregowy Truscoe, wyłączcie go - polecił nie odwracając się.- Co za dużo, to niezdrowo.Billy oczekiwał tego rozkazu, toteż odruchowo zrobił tak jak go szkolono: krok do przodu, broń do ramienia, odbezpieczyć; gdy głowa przeciwnika znalazła się w celowniku, nacisnął na spust.Broń kopnęła, parsknęła i wypluła chmurę sprężonego gazu, która trafiła w twarz wodza.- Maski włóż! - rozkazał Carter i ponownie zadziałały odruchy.Broń do lewej dłoni, prawą sięgnąć po uchwyt pod okapem hełmu i pociągnąć.Przezroczysty plastik zjechał w dół i dwoma ruchami dał się zahaczyć o podbródek.Billy popatrzył dookoła i stwierdził, że coś się spieprzyło.Mace-IV, jaki wypełniał kanistry, był gazem obezwładniającym, który w trzy sekundy powinien każdego pozbawić przytomności.Stary tymczasem, choć zarzygany po pas,bynajmniej nie był nieprzytomny, a co gorzej był zdolny do ruchu.Przez płynące łzy zogniskował spojrzenie na tym, kto do niego strzelił (czyli na szeregowcu Truscoe), i zataczając się ruszył ku niemu nie wypuszczając miecza z ręki.Billy przerzucił broń do prawej, ale przeciwnik był zbyt blisko, by ryzykować, toteż walnął go na odlew w ucho używając M-13 jako maczugi.Wódz runął na ziemię i nie próbował już wstać, a w Billy'ego wstąpił szał: przeładował, wymierzył i pociągnął za spust.i jeszcze raz.i jeszcze, aż broń szczęknęła głucho - wywalił do leżącego cztery pozostałe naboje, okrywając go dosłownie kłębami gazu, wolno rozpływającymi się w powietrzu.Carter w spóźnionym geście wybił mu broń z ręki i ryknął:- Sanitariusz! - po czym dodał ciszej, wyraźnie pod adresem Billy'ego: - Ty cholerny durniu!Billy otrząsnął się z amoku, gdy koło nich zahamowała wyjąca syreną karetka, z której wyskoczyli dwaj sanitariusze i lekarz i zabrali się za starego.Maska tlenowa, jakieś zastrzyki, nosze i do środka.- Powinien wyżyć, ale niewiele brakowało, sir - stwierdził doktor.- Może mieć pęknięcie kości czaszki i na-wdychał się masę tego cholernego świństwa.Jak to się stało?- Wszystko będzie w moim raporcie - odparł Carter dziwnie bezbarwnym tonem.Lekarz chciał coś powiedzieć, rozmyślił się jednak i bez słowa wsiadł do sanitarki, która czym prędzej ruszyła, lawirując między wjeżdżającymi do wioski ciężarówkami.Mieszkańcy zbici w gromadki ignorowali to wszystko, dyskutując zawzięcie acz cicho.Wyglądało na to, że nikt nie zamierzał stawiać dalej oporu.Billy zsunął maskę na miejsce i uświadomił sobie, że Carter spogląda na niego, i to w taki sposób, w jaki zwykle tygrys patrzy na potencjalną ofiarę.- To nie moja wina, sir - powiedział cicho.- Zaatakował mnie.- Mnie też, i nie rozwaliłem mu jakoś głowy.To twoja wina.- Nie, sir.Musiałem się bronić.A co, miałem może czekać, aż ten brudas nadzieje mnie na swój zardzewiały rożen?- On nie jest brudasem, szeregowy Truscoe.To obywatel tego kraju cieszący się poważaniem w tej wiosce.Bronił swego domu, do czego miał pełne prawo.Billy poczuł, że ogarnia go gniew.Zdawał sobie sprawę, że wszelkie plany jakie wiązał z Korpusem wzięły w łeb, ale nie to go zezłościło.Wkurzyła go cała ta kretyńska sytuacja, a ponieważ nie miał już nic do stracenia, wypalił:- To jest stary brudas z zawszonego Brudasowa.A jeśli on miał prawo się przed nami bronić, to co my tu, do kurwy nędzy, w ogóle robimy?- Zostaliśmy tu zaproszeni przez rząd i parlament tego kraju - odparł Carter z lodowatym spokojem - o czym wiesz równie dobrze jak ja.Obok z rykiem przejechała ciężarówka, stanęła i saperzy błyskawicznie zładowali z niej plastikowe rury.Gdy odjechała w kłębach kurzu, Billy przyjrzał się kapitanowi i wygarnął mu prosto w oczy to, co od samego początku tej zasmarkanej akcji miał ochotę mu wygarnąć:- Jasne jak cholera! Ktoś nas tu ściągnął dla własnej frajdy, a pozostali z tego ich całego rządu dowiedzieli się o tym dopiero wtedy, kiedy spadliśmy im na łeb.Ale o to mniejsza: znacznie gorsze jest to, że wywalamy miliony dolców, żeby jakimś zawszonym brudasom dać wygody, o których nie mają pojęcia, których nie potrzebują i nawet nie chcą.Kurwa, zmuszamy ich do tego grożąc im jeszcze bronią! Przecież to kwadratowy kretynizm w czystej postaci!- Lepiej byłoby pomóc im tak jak Wietnamczykom,co? - spytał cicho Carter.- Spalić wioski, wytruć lasy i wstrzelić ich prosto w epokę kamienną?Kolejna ciężarówka zwaliła muszle klozetowe, umywalki i prysznice.- A dlaczego by nie? Jeśli sprawiają kłopoty Wujowi Samowi, to proszę bardzo, a jak nie, to nie ruszać gówna, bo śmierdzi - kogo, do cholery, oni obchodzą? Na pewno nie obywateli, których podatki tu marnujemy.- Pojęcia nie mam, jak udało ci się znaleźć w Korpusie Pomocy, ale jedno wiem na pewno: nie pasujesz tu - w głosie Cartera było coś, czego Billy nigdy dotąd u niego nie słyszał i co spowodowało, że nie przerwał oficerowi [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|