,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Odczepił jego klamrę i kazał podejść do drzwi następnemu szeregowcowi, kobiecie.- Jeszcze trochę! - krzyknął jego instruktor, gestem polecając mu się bardziej wychylić.Faulk znów przesunął linę w dłoniach o kilka centymetrów.Zadarł głowę i popatrzył na wirujący rotor.Ujrzał też twarz pilota, który wykręcił się na swoim fotelu i spoglądał do tyłu przez boczną szybę.Miał na głowie zielony hełm z uniesioną osłoną przeciwsłoneczną.Andre pomyślał, że jeszcze chwila, a znajdzie się w poziomie, w pozycji, z której nie będzie już odwrotu.Jeszcze parę sekund.Stopy zsunęły mu się z krawędzi podłogi helikoptera.Z całej siły zacisnął palce na linie i podkurczył nogi.Ujrzał przed sobą podwozie śmigłowca.Instruktor w drzwiach wyciągnął w jego stronę pięść z kciukiem uniesionym do góry.Po drugiej stronie maszyny ukazały się zgrabne kobiece pośladki.Zjeżdżał krótkimi odcinkami, po dwa, trzy metry, wyhamowując pęd.Szybko opanował nerwy.Jeszcze nim znalazł się w połowie drogi do ziemi, stwierdził, że to najprostsza rzecz pod słońcem.Zwolnił jeszcze bardziej, aby nacieszyć się wyjątkową chwilą.Popatrzył na koleżanką, która także zjeżdżała dość śmiało, chociaż dodatkowo przytrzymywała linę między silnie zaciśniętymi udami.Resztę drogi pokonał z radością.Wylądował na lekko ugiętych nogach i szeroko uśmiechnięty popatrzył na stojącego w drzwiach śmigłowca instruktora.- Jesteś pod ostrzałem, palancie! - krzyknął sierżant, robiąc taki ruch, jakby chciał go uderzyć pięścią.Andre szybko się opanował.Błyskawicznie wyciągnął liny z klamry, chyląc nisko głowę podbiegł na skraj strefy zrzutu i padł plackiem na ziemię, wyciągając przed siebie nie nabity pistolet.Wybrał sobie nawet cel, słupek hydrantu na skraju parkingu.- Jesteś pod ostrzałem, skarbie! - doleciało od strony helikoptera.Chwilę później na trawie obok Faulka wyciągnęła się kobieta.Promieniała z radości.- Cholera, jakie to proste! - syknęła.- Uczestniczyliśmy w zrzucie, koleś!Uniosła lewą rękę w jego kierunku.Ukradkiem trącił otwartą dłonią jej dłoń, obawiając się, że lada moment mogą zostać skarceni przez sierżanta.Ale obaj instruktorzy byli już zajęci następnymi żołnierzami.POKŁAD F-117A, NAD HARBINEM, CHINY7 marca, 16.00 GMT (2.00 czasu lokalnego)Major Lauren Russell prowadziła nighthawka na wysokości trzech tysięcy metrów wprost na rozległą przemysłową zabudowę chińskiego miasta.Noc była pogodna, ale w Harbinie obowiązywało zaciemnienie, nie paliły się żadne światła.Ona jednak nie miała żadnej wątpliwości, że bez trudu odnajdzie swój cel.Ciągłe odczyty systemu GPS na odstawie sygnałów z satelity wskazywały bieżącą pozycję z dokładnością do pięciu metrów.Bursztynowy trójkącik, który na ekranie nawigacyjno-taktycznym symbolizował jej samolot, ani na chwilę nie zbaczał z wytyczonego kursu.Przy krawędzi ekranu wyłoniło się wygięcie białej linii, oznaczające ostry zwrot przed podejściem nad cel.Nagle przed dziobem ukazały się w powietrzu jaskrawe smugi włączonych szperaczy.Chwilę później zaczęły się rozrywać pociski artylerii przeciwlotniczej.Strzelały na oślep chyba wszystkie baterie rozmieszczone wokół Harbinu.Noc rozświetliła się nagle kolorowymi rozbłyskami, które można by podziwiać jak fajerwerki, gdyby nie były śmiercionośne.Widocznie posterunki na przedmieściach musiały usłyszeć odgłos dwóch turboodrzutowych silników nighthawka i dlatego padł rozkaz, żeby strzelać na oślep.Na nieszczęście dla Russell jej kurs wiódł prosto przez krzyżujące się mleczne snopy szperaczy i skupiska fajerwerków powstających po eksplozji pocisków.Wszędzie dookoła rozbłyski oznaczały rozszerzające się szybko śmiertelne sfery odłamków.Lauren musiała zebrać całą siłę woli, żeby nie sprowadzić maszyny z kursu wiodącego prosto na gromadę ognistych kuł.Musiała dokonać wyboru, ale olbrzymią zaletą F-117 było to, że miała sporo czasu do namysłu.Zerknęła na odczyt szybkościomierza wyświetlany po wewnętrznej stronie osłony hełmu.Leciała z prędkością czterystu sześćdziesięciu węzłów.Gdyby została w swojej poprzedniej eskadrze i nadal pilotowała F-15E Strike Eagle, pewnie przemykałaby teraz z szybkością półtora macha tuż nad wierzchołkami drzew, z kabiną wypełnioną denerwującymi piskami elektronicznych układów ostrzegania.Tu także namiar radarowy popiskiwał, ale przedtem ściszyła go prawie do końca.Zagrożenie nie było zbyt wielkie dla niewykrywalnej przez radary maszyny.Może gdyby skierowała się bezpośrednio nad talerz anteny, na ekranach chińskiej stacji naziemnej pojawiłoby się słabe echo [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|