, Hram Antoni W szponach szantażu 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
. Tak, jestem tylko cowby em; pastuchem i nic więcej. powiedział Jack z goryczą. Idlatego moja urocza wróżka odwraca się ode mnie, dając mi w zamian Arikę.Dziękuję,Miss!  rzekł, i już szykował się do skoku na siodło, gdy Anita, spostrzegłszy się, że niecoprzeholowała, chwyciła go za ramię i z jakimś nagłym ożywieniem spojrzała mu w oczy. Nie chciałam panu dokuczyć, panie Jack u  rzekła  proszę się uspokoić.63 Cowboy zawahał się, lecz widocznie słowa dziewczyny rozbudziły w nim jakieś nadzieje,bo twarz powoli poczęła mu się wypogadzać, a grozne szaleńcze przebłyski na powrót zaga-sły w jego ciemnych zrenicach. Gdzie pan chciał jechać?  spytała teraz Anita, kiedy Jack wypuścił z rąk uzdę i pogod-niejszym wzrokiem spojrzał przed siebie. A czy ja wiem?. odparł ze smętnym uśmiechem. Może na wietrze rozpędzić smutek,co zalewa mi serce, zachłysnąć się wiatrem, upić szalonym biegiem konia, a może rozbić nie-szczęsną głowę o skały Czarciego uroczyska.Sam nie wiem. Jak można tak mówić panie Jack u? Jest pan młodym, przystojnym, chłopcem, a życieprzed panem dopiero się otwiera.Trzeba pojechać na wschód.do ludzi. Nie, Miss; ja tu zostanę!.Chyba, że rozkażesz mi jak psu wlec się za tobą, to pójdę,choćby do Wielkiej Wody, gdzie słońce wynurza się z morza o poranku i gdzie piętrzą sięwasze kamienne wigwamy, niby olbrzymie, niebosiężne skały Kolorado.Gdzie mrowie złychludzi kłębi się od rana do nocy w ciasnych wąwozach ulic, staczając nieustanne walki o kęschleba, czy łyżkę strawy, złorzecząc tym, co fałszem i obłudą wciągnęli ich do niewolniczegozaprzęgu, w pogoni za szeleszczącym banknotem dolara.To wstrętny, przeklęty świat.Nie-spokojnym spojrzeniem zawisnął na twarzy Anity, jakby czekając wyroku, który ma zadecy-dować o losie wolnego syna stepu. I po co tam iść za mną, panie Jack u  odparła dziewczyna, a głos jej tym razem brzmiałjakoś niepewnie  kiedy ja sama należę do tego przeklętego, przez pana, świata obłudy, fałszui niewolnictwa. Nie, Miss, ty jesteś inna; ciebie się zło nie ima, a że w tym ludzkim piekle nie zatraciłaśpiękna duszy, tym więcej jesteś godną prawdziwej miłości i uwielbienia.Miłości czystej, taknieskalanej, jak ten kwiat, co jest jej symbolem, a który znajdziesz tu na szerokim stepie,gdzie wszystko jest inne, piękniejsze i bardziej wzniosłe, niż tam na ruchliwym wschodzie.Jeśli więc pójdę za tobą, Miss, to jedynie po to, aby cię strzec i spragnione oczy napawaćtwoim, widokiem. Ty nie wiesz, jak cię kocham  mówił po małej przerwie  i nie wiesz, jaki okropny bólprzeszywa me serce, gdy wspomnę, że cudną, dobrą wróżkę, co tak niespodziewanie zjawiłasię na mej drodze i dała mi przedsmak niepojętego wyrost szczęścia, mogę utracić bezpow-rotnie. To jest straszne, Miss; gorsze niż ten złowieszczy, ścinający krew w żyłach, ryk tornado,co obala wigwamy, łamie potężne sekwoje i wyrywa dech z piersi.Gorsze niż oszalały beł-kot spienionych na wiosnę wód rozkapryszonej Platy, gdy jednym chluśnięciem żółtej wodyzabiera cały dobytek biednego cowboy a; gorsze niż susza, rzucająca zarazę na stada!. Po co tu przyszłaś, Miss.po co stanęłaś na mej drodze, skoro twe serce nie może nale-żeć do cowboy a?.Jack umilkł i szli teraz wolno obok siebie, odgrodzeni olbrzymim bukietem pąsowychkwiatów.Wzruszona do głębi Anita, widząc beznadziejność wynurzeń cowboy a nie mogła znalezćw sobie nawet jednego wyrazu pociechy.W milczeniu więc, niemal bezwiednie, posuwała sięobok niego, choć ta cisza, jaka zawisła między nimi, ciążyła jej niepomiernie jakby w prze-czuciu czegoś strasznego, co nieuchronnie musi nastąpić.A kiedy w chwilę pózniej posły-szała trzask płonącego ogniska i uniosła zwieszoną głowę, dostrzegła nadmiernie rozszerzone,pałające wprost żywiołową nienawiścią, złe oczy metyski Ariki.Dziewczyna pod wpływem tego spojrzenia zadrżała całym ciałem, przed oczyma zamigo-tały jej miliony srebrzystych pyłków i bezwolnie osunęła się w ramiona Jack a cowboy a.64 ROZDZIAA XIVZEMSTA ARIKIPo strasznym niemal podzwrotnikowym upale, zapadł cichy pogodny wieczór.Olbrzymia,słoneczna kula, niemal biała za dnia, a teraz przechodząca wyraznie z barwy roztopionegozłota w odcień nasyconej czerwieni, powoli opuszczała się za odległe wierzchołki Gór Skali-stych [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl