, Herbert Frank Bog Imperator Diuny (SCAN dal 7 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Wyprowadziła go ze stanowiska dowodzenia w przejmująco chłodną noc z gwiazdami błyszczącymi jak oszlifowane diamenty.Dopiero gdy dotarli do ornitoptera i Idaho rozpoznał czekającą tam Sionę, zaczął zastanawiać się nad celem tego lotu.W ciągu nocy Idaho powoli uświadamiał sobie, że nie wszystkie akty przemocy wywołane zostały przez zorganizowanych buntowni­ków.Kiedy zapytał o Sionę, Moneo przesłał wiadomość, że jego cór­ka “została wyłączona z tego, co się dzieje", dodając na końcu odpowiedzi: "Polecam Ją twojej opiece".W ornitopterze Siona nie odpowiadała na pytania Idaho.Nawet te­raz siedziała obok niego w ponurym milczeniu.Przypominała mu je­go samego z tych gorzkich dni, kiedy poprzysiągł zemstę Harkonnenom.Zastanawiał się nad jej goryczą.Co nią powodowało?Idaho zorientował się, że nie wiedząc dlaczego, porównuje Sionę z Hwi Noree.Nie było łatwo spotkać się z Hwi, ale dopiął swego, mimo natrętnych napomnień Mówiacych-do-Ryb, by wypełniał swo­je obowiązki gdzie indziej."Łagodna", to było słowo doskonale pasujące do Hwi.Jej zacho­wanie powodowane było absolutną łagodnością i na swój sposób mia­ło jakąś nadzwyczajną moc.To go niesamowicie pociągało."Muszę się jeszcze z nią spotkać."Na razie musiał się zadowalać ponurym milczeniem Siony, usado­wionej obok niego.Cóż.na milczenie najlepiej jest odpowiadać mil­czeniem.Idaho spojrzał w dół na mijany krajobraz.Tu i ówdzie widział światła wiosek, gasnące wobec zbliżania się dziennej światłości.Pu­stynia Serir leżała daleko stąd, a ta ziemia, sądząc po wyglądzie, nigdy nie mogła być spalona i jałowa.“Niektóre rzeczy wiele się nie zmieniają - pomyślał.- Są po prostu brane z jednego miejsca i istnieją nieco odmienione gdzie indziej."Ten pejzaż przypominał mu bujne ogrody Kaladanu i sprawiał, że Idaho zastanawiał się, co się stało z tą zieloną planetą, na której Atrydzi żyli przez tak wiele pokoleń, zanim przybyli na Diunę.Mógł roz­różnić wąskie drogi, szlaki handlowe z niewielkim ruchem pojazdów ciągniętych przez sześcionogie zwierzęta, które, jak pamiętał, nazy­wane tu były thorsami.Moneo powiedział kiedyś, że thorsy - przysto­sowane do specyfiki tutejszego terenu - były głównymi zwierzętami roboczymi nie tylko tutaj, ale w całym Imperium."Populację, która chodzi, łatwiej jest kontrolować."Słowa Monea zadźwięczały w pamięci Idaho, gdy patrzył w dół.Przed ornitopterem pojawiły się pastwiska - zielone wzgórza regular­nie podzielone przez czarne, kamienne mury.Idaho dostrzegł pasące się owce i kilka gatunków bydła.Ornitopter przeleciał nad wąską do­linką, wciąż pogrążoną w mroku, w której głębi rozbłyskiwał płynący strumień.Pojedyncze światło i kłąb dymu unoszący się z parowu świadczył, iż mieszkają tam ludzie.Siona drgnęła nagle i klepnęła pilotkę w ramię, wskazując coś w przodzie, nieco na prawo.- Czy to nie Gojgoa? - zapytała Siona- Tak - odpowiedziała nie odwracając się Inmeira, głosem stłu­mionym i zabarwionym jakimś uczuciem, którego Idaho nie potrafił zidentyfikować.- Czy tu jest bezpiecznie? - spytała Siona.- Tak.Siona spojrzała na Idaho.- Rozkaż jej, by nas zabrała do Gojgoi.Nie wiedząc dlaczego tak łatwo poddaje się nowej sugestii, Idaho rzekł:- Zabierz nas tam.Inmeira odwróciła się, a jej twarz, o której Idaho myślał, że jest wykuta z kamienia, zdradzała ślad jakiejś głębokiej emocji.Kąciki ust strażniczki opadły w dziwnym grymasie.Kącik jej oka drgał w ner­wowym tiku.- Nie do Gojgoi, dowódco - powiedziała Inmeira.- Są lepsze.- Czy Bóg Imperator kazał ci zabrać nas w określone miejsce? - zapytała Siona z naciskiem.Inmeira zareagowała na to wtrącenie pełnym gniewu spojrzeniem.- Nie, ale on.- Zatem zabierz nas do Gojgoi - powiedział Idaho.Inmeira nagłym ruchem głowy opuściła wzrok na przyrządy ornitoptera i Idaho wpadł na Sionę, gdy maszyna nagle zanurkowała, kie­rując się ku okrągłej niecce znajdującej się wśród zielonych wzgórz.Idaho wyciągnął szyję ponad ramieniem Inmeiry, by zobaczyć cel ich lotu.W samym środku doliny leżała wieś, której domy zbudowane były z tego samego czarnego kamienia, co otaczające je ogrodzenia.Idaho dojrzał sady na niektórych zboczach oraz tarasowate ogrody, wznoszące się stopniami ku małej przełęczy, nad którą majestatycznie szybowały jastrzębie.Spoglądając na Sionę, Idaho zapytał:- Co to jest ta Gojgoa?- Zobaczysz.Inmeira wprowadziła ornitopter w płytki ślizg, który zakończył się miękkim lądowaniem na płaskim pasie trawy na skraju wioski.Jedna z Mówiących-do-Ryb otworzyła drzwi.Nozdrza Idaho natychmiast zaatakowała drażniąca mieszanina aromatów - trawy, zwierzęcych odchodów, duszących zapachów kuchennych.Wyśliznął się z ornitoptera i spojrzał w kierunku krótkiej uliczki, na którą zaczęli wylęgać ludzie.Idaho zobaczył starą kobietę w długiej zielonej sukni, szepczą­cą coś do stojącego obok dziecka, które natychmiast odwróciło się i puściło biegiem w głąb ulicy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl