, Gulland Sandra Józefina i Napoleon 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ludwik Bodin zrzucił kota na podłogę, poprawił się w fotelu i złożyłdłonie na kolanach.- Madame Bonaparte, czy byłaby pani.To znaczy, czy byłaby paniskłonna.- Podrapał się po czubku nosa.Wiedziałam, o co chce zapytać, ale czekałam.Ludwik Bodinpodciągnął koronkowe mankiety, błyskając ogromnymi szmarag-dowymi spinkami, i przeniósł ręce na oparcia fotela.- Czy byłaby pani skłonna działać w imieniu naszej kompanii? Toznaczy dyskutować jej sprawy z dyrektorem Barrasem.Jesteśmyskłonni rozważyć układ partnerski.- To zależy.- Od warunków.Doskonale to rozumiem.Pozwoliłem sobieprzygotować wstępny szkic kontraktu.- Sięgnął po teczkę leżącą nabocznym stoliku.- Madame, gdyby zechciała pani zabrać tendokument i w wolnej chwili zapoznać się z naszą propozycją.Wzięłam podawaną mi teczkę, ale nie zajrzałam do środka.Postanowiłam, że po powrocie do Paryża przestudiuję jej zawartośćrazem z moim prawnikiem i dopiero wtedy zadecyduję.Wiedziałam,że moja deklaracja - na tak czy na nie - będzie miała znaczącekonsekwencje, przede wszystkim dla mnie samej.Jeśli odpowiem nie", przyjdzie mi szukać innego sposobu poradzenia sobie z wciążnarastającymi długami.Odpowiedz  tak" będzie oznaczała zyski - może nawet ogromne zyski -wiążącesię jednak ze sporym ryzykiem.- Obywatelu Bodin, czy mogę zakładać, że mój udział wprzedsięwzięciu nie zostanie ujawniony?- Zapewniam panią, że w pełni rozumiemy delikatną naturę paniobecnej pozycji.- W takim razie zgoda - oświadczyłam.- Przejrzę ten dokument izastanowię się nad nim.28 GRUDNIA, JEDEN PRZYSTANEK ZA NEVERS Lisette i jawietrzyłyśmy właśnie pościel, kiedy rozległo się pukanie do drzwi -cztery szybkie uderzenia, jedno po drugim.- Tak zwykł pukać kapitan Charles - zauważyła Lisette, idącotworzyć.- No proszę, wiedziałam, że to pan.W progu istotnie stał kapitan Charles, przemoczony, ubłocony, zezłamanym piórem smętnie zwisającym z boku kapelusza.Mopsnatychmiast uniósł się na poduszce i zaczął radośnie merdać ogonem.- Pan tutaj ? - zapytałam zdumiona.- I czemu w tak opłakanymstanie?- Pędziłem jak szalony, w nadziei, że uda mi się panią dogonić -odparł, z galanterią zrywając z głowy zrujnowany kapelusz izamiatając podłogę połamanym pióropuszem.Wskazałam mu fotel przy ogniu.- Co za nieoczekiwana przyjemność.- Bałem się, że nie dopadnę pani przed Paryżem.- Kapitanpospiesznie oczyścił skórzane bryczesy z oblepiającego je błota, lekkopociągnął Mopsa z ogon i usiadł.- Po drodze nasz powóz zaszwankował kilka razy - powiedziałam.-A w każdym mieście czekała nas ceremonia powitalna -uzupełniłaLisette.- Madame musiała wygłaszać przemowy.Otworzyłam wachlarz.Zależało mi na jak najszybszym zre-lacjonowaniu kapitanowi mojej wizyty u obywatela Bodina, niemogłam jednak zrobić tego przy Lisette.- Przynieś nam, proszę, jakiś lekki posiłek i butelkę dobregolokalnego wina - powiedziałam do niej.Kiedy wyszła, zwróci- łam się do kapitana: - Mamy tylko chwilę.Przede wszystkimchciałam panu powiedzieć, że w Lyonie odbyłam spotkanie z pańskimwspólnikiem, obywatelem Bodinem.- Tak, wspomniał mi o tym.Jak rozumiem, w Paryżu ma się panispotkać z jego bratem Hugonem.Zapewniam panią, madame.Uniosłam w górę dłoń.- Obiecałam jedynie, że się zastanowię.- Tak naprawdę miałam corazwięcej wątpliwości.- Mam nadzieję, że rozumie pan, jak ważne jest,aby nikt nie dowiedział się o tym, o czym teraz rozmawiamy.-Ależ oczywiście.Nigdy bym.- urwał raptownie, spoglądając ponadmoim ramieniem.Odwróciłam się.W drzwiach stała Lisette z tacą.- Och, jesteś już - powiedziałam.NOWY ROK, 1798, GODZINA 1 po POAUDNIUDzień pełen nieoczekiwanych zwrotów akcji.Powinnam była byćmądrzejsza i nie próbować zabawiać się w swatkę.Dziś rano, kiedyLisette pomagała mi przy toalecie, powiedziałam do niej:- Lisette, zauważyłam, że ty i kapitan Charles odnosicie się do siebie zwielką serdecznością.Czy zastanawiałaś się kiedyś nad małżeństwemz nim?- Mówi pani serio? Ja i kapitan Zawsze w Pogotowiu? - Zachichotała.- Na razie kapitan nie dysponuje majątkiem, ale już wkrótce możedojść do wielkiej fortuny.Czy zgadzasz się, abym porozmawiała z nimna wasz temat?Obiad jedliśmy we trójkę: Lisette, kapitan Charles i ja.Oberżystkaprzygotowała prosty, ale smaczny posiłek: zupę z zielonego groszku(zimą przechowuje jarzyny w piwnicy, zatopione w baranim łoju),karpia z marynowanymi grzybkami i cebulkami, a na deser sery isłodkie kasztany.Kiedy służąca zebrała talerze, Lisette zwróciła się do kapitana:- Czy zgodzi się pan zastąpić mnie dzisiaj przy planszy do tryktraka?Madame dała mi wolny wieczór, abym mogła pójść do kościoła.- (Tak naprawdę madame powiedziała jej, że musiporozmawiać z kapitanem w cztery oczy, więc czy Lisette nie miałabynic przeciwko pójściu na dłuższy spacer).Kapitan Charles popatrzył najpierw na Lisette, potem na mnie, apotem znowu na nią.- Pani chodzi do kościoła?- Najwyrazniej nie wie pan o Lisette jeszcze wielu rzeczy - za-uważyłam, maczając kawałek roqueforta w ponczu z korzeniami(którego wszyscy wypiliśmy dość sporo). Pod tą maską wesołości ibeztroski skrywa się prawdziwie uduchowiona natura.Kapitan Charles roześmiał się.Lisette cisnęła w niego kawałkiemsuchej bułki, przed którym uchylił się zręcznie.Pomyślałam, że tochyba nie jest najlepszy prognostyk dla ich związku [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl