,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.- Ale dedukować możemy.Zaskoczył go.- Tyle to było widać, dedukcja niepotrzebna.On chyba mieszka w tamtym domu, tam.l bał się, że przed wejściem będą na niego czekać, dlatego lazł od tej strony.- To i drugie wejście musi być od tej strony, bo w innym sensie to nie ma sensu.- Musi być, jasne.Ten zamszowy zgadł i możliwe, że się nawet ucieszył.- Też bym się ucieszył.Warunki jak ze złota.- Co mnie dziwi, to to, że sam przyjechał.Przedtem byli we dwóch.- Po pierwsze primo do kościotrupka też był sam.A po drugie, na co mu drugi, ta łajza tak się bała, że z samego strachu mógł go szlag trafić.- Ale piechotą nie przyszedł.Ciekawe, gdzie zostawił samochód.- Z drugiej strony pewno i mnie się zdaje, że tam nawet dojazd może być.Bym też popatrzył.Na to zgodziłam się bez chwili wahania, powrót do samochodu pantoflom niczym nie groził.Objechaliśmy dookoła pół.Goc-ławka i z pewnym wysiłkiem odnaleźliśmy właściwe wejście.Po drodze ustaliliśmy, że trzeba obejrzeć listę lokatorów, nazwiska nic nam nie powiedzą, ale pękaty ma na imię albo Roman, albo Waldemar.Gdyby było więcej Romanów i Waldemarów niż jeden, zadzwonimy do wszystkich i zobaczymy ich w naturze.Romana na liście nie było ani jednego, Waldemar występował samotnie.Mieszkał na drugim piętrze i nazywał się Kozłowski.Przypomniało nam się, że przyjechaliśmy tu w celu znalezienia pustego samochodu, który powinien czekać na zamszowego.Pustych samochodów stała ilość, mogąca zaspokoić najwybredniejsze wymagania, chociaż parking jeszcze nie istniał.Na odgadnięcie właściwego nie było szans, poddaliśmy się od razu i wróciliśmy do budynku.- A właściwie po co mu mamy składać wizytę? - spytał Gucio w zamyśleniu.- Ostrzegać go już nie potrzeba całkiem wcale.Sprawdzić, jak się czuje?- Nie wiem.Przekonać się, czy żyje.Może ten drugi czekał przed drzwiami.W tym momencie jeden z pustych samochodów okazał się pełny.Ktoś otworzył drzwiczki i wyjrzał, spoglądając do góry, na budynek.Dedukcja we mnie ruszyła pełną parą.- Guciu, to jest ten drugi.Ten gruby, zdenerwowany kretyn zapalił światło w mieszkaniu i on tam patrzy, l dziwi się, bo to już powinny być zwłoki, a zwłokom byłoby trudno.- Albo może myśli, że kumpel tam poszedł.?Patrzący wysiadł z samochodu, usuwając wszelkie wątpliwości, tak jest, to był ten drugi, pamiętałam go z wizyty u mnie.Zamknął samochód, wszedł do budynku i wyszedł na drugą stronę.Zgodnie z przewidywaniami Gucia, drugie wejście istniało.Ruszyłam biegiem, Gucio nadążył za mną.Objechałam teren dookoła i zaparkowałam w tym samym miejscu co poprzednio, ciemne było i osłonięte niewykończoną budowlą.Podkradliśmy się za narożnik.Kumpel zamszowego już nadchodził, szedł powoli, rozglądając się uważnie i penetrując reflektorkiem wszystkie wykopy.Trafił.Cienki promień światła na moment znieruchomiał, potem zgasł.Kumpel rozejrzał się, najwidoczniej szukał jakiejś możliwości zejścia do kanału.Cofnął się kilkanaście kroków, znalazł drogę, zjechał po stromym zboczu i wrócił dołem tam, gdzie szarżował pękaty.Odgadywaliśmy gdzie się znajduje, bo świecił sobie latarką, widocznie te rury stwarzały pewne niedogodności.Co robił przy kumplu.Bóg raczy wiedzieć, w każdym razie po dość długiej chwili wyszedł i szybkim krokiem ruszył z powrotem.W rękach coś niósł, zapewne torbę pękatego.Drogę objazdową poznałam już dokładnie, zdążyliśmy przed nim.Nie pchał się do budynku i nie usiłował pękatego dobijać, wsiadł do samochodu, zapalił silnik i wystartował z poślizgiem.- No to teraz już naprawdę musimy zobaczyć, co się tam dzieje w tym kanale - zaopiniował Gucio stanowczo.- Jak nie chcesz, to ja mogę sam.Nic wcale nie rozumiem, bo chyba się nie zabił, z dziesiątego piętra nie leciał, więc dlaczego ten go nie próbuje ratować, pojęcie przechodzi.Jazda, ruszaj!Ruszyłam, wysuwając supozycję, że może on zrobił to samo, objechał wszystko i będzie go wlókł do samochodu z tamtej strony.Tam jest bliżej.Gucio nie krytykował przypuszczenia, twierdził tylko, że tym bardziej trzeba to zobaczyć.Piąty raz objechałam dookoła ten cały teren w celu znalezienia jakiegoś telefonu.- Będę gadał cudzym głosem i powiem, że nazywam się Pę-dziak - mówił Gucio nieco ochryple.- A potem zobaczymy, co te gliny zrobią [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|