,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Maszyna ta przypominała kabinę do wykonywania zdjęć rentgenowskich - wyposażono ją nawet w podobny stół, na którym układano pacjentów.David włączył licznik Geigera.Wskazówka na ukrytej za szkłem skali nawet nie drgnęła, co znaczyło, że instrument nie wykrył żadnego promieniowania.- Gdzie umieszcza się w takiej maszynie źródło mocy? - zapytała Angela.- Chyba tam, gdzie ruchome ramię styka się z podtrzymującym je wspornikiem - odparł David.Podniósł licznik i ustawił go tam, gdzie, jego zdaniem, powinien się znajdować materiał radioaktywny.Wskazówka licznika nadal stała w miejscu.- Fakt, że ten licznik nie odkrył żadnego promieniowania, niczego jeszcze nie dowodzi - stwierdziła Angela.- Jestem pewna, że źródło promieniowania jest po prostu dobrze ukryte.David skinął głową.Obszedł aparat dookoła i spróbował dokonać pomiaru w innym miejscu.I tym razem jednak licznik nie wykazał żadnego promieniowania.- Ho, ho - powiedziała nagle Angela.- Chodź tutaj i popatrz - zwróciła się do męża, wskazując na wysięgnik aparatu.David podszedł bliżej i zerknął na metalową płytkę przymocowaną do ramienia maszyny czterema śrubami.Część z nich nie była dokręcona.Lekarz wrócił do pokoju recepcyjnego i wziął stamtąd krzesło - dopiero stanąwszy na nim, znalazł się dostatecznie wysoko, by móc dosięgnąć płytki.Odkręcił mocujące ją śruby i podał je Ronniemu.Za płytką znajdował się metalowy krążek umocowany za pomocą ośmiu uchwytów.David poprosił Angelę, by podała mu licznik Geigera, i wsunął go do odsłoniętego wnętrza aparatury.Nie wykazał on jednak żadnego promieniowania.Oddał licznik żonie i sięgnął do pierwszego z uchwytów.Ku swemu przerażeniu odkrył, że był on odkręcony.Kolejno sprawdził wszystkie osiem - sytuacja wszędzie wyglądała tak samo.- Jesteś pewien, że powinieneś to robić? - zaniepokoiła się Angela.Pomimo braku wskazań licznika wciąż obawiała się, że działania Davida mogą być niebezpieczne, poza tym nie żywiła zaufania do zręczności męża.- Musimy się upewnić.Usunął uchwyty i wyjął ze środka aparatu ciężką metalową obudowę.Podał ją Ronniemu, sam zaś zerknął w środek długiego, cylindrycznego otworu o średnicy około czterech i pół cala.Z wyglądu przypominał on lufę olbrzymiej strzelby.Bez dodatkowego światła nie mógł, niestety, zajrzeć zbyt głęboko.- Z pewnością konstruktor nie zakładał, że ktoś będzie w ten sposób zaglądać do wnętrza pojemnika z materiałem radioaktywnym - powiedział.- Tu powinien być specjalny czop uniemożliwiający przedostawanie się promieniowania na zewnątrz, w czasie gdy aparat nie jest używany.Wyłącznie po to, by zyskać stuprocentową pewność, Wilson zbliżył licznik Geigera do otworu w wysięgniku.I tym razem odczyt był zerowy.- Tutaj nie ma materiału radioaktywnego - stwierdził, schodząc z krzesła.- Został zabrany.- Co teraz zrobimy? - zapytała Angela.- Która jest godzina? - chciał wiedzieć David.- Piętnaście po siódmej - odparł Ronnie.- Założymy fartuchy chroniące przed promieniowaniem, a potem spełnimy nasz obowiązek - oświadczył David.Opuścili dawny oddział radioterapii i skierowali się prosto do Imaging Center.David poprosił dozorcę, by poszedł tam razem z nimi i pomógł im nieść ołowiane fartuchy.Ronnie nie wiedział, o co w tym wszystkim chodzi, czuł jednak, że dzieje się coś bardzo ważnego, starał się więc być tak pomocny, jak to tylko możliwe.Pełniący dyżur rentgenolog odniósł się podejrzliwie do prośby Wilsona o pożyczenie ołowianych fartuchów, uznał jednak, że jeśli nie zostaną one wyniesione poza obręb szpitala, nie ma powodu odmówić lekarzowi.Dał Davidowi, Angeli i Ronniemu dziewięć fartuchów oraz jedną parę ołowianych rękawic używanych do fluoroskopii.Uginając się pod ciężarem fartuchów, cała trójka wróciła do głównego budynku szpitala.Personel oraz odwiedzający chorych goście patrzyli na nich ze zdziwieniem, kiedy objuczeni wspinali się na piętro, nikt jednak nie próbował ich zatrzymać.- W porządku - powiedział David, z trudem łapiąc oddech, gdy podeszli do drzwi sali konferencyjnej [ Pobierz całość w formacie PDF ] |
Archiwum
|