, Spotkanie z Rama 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Norton zaczął się pasować z na­gromadzoną pracą biurową i robić plany na przyszłość; ale nie chciał nikomu udzielić wywiadu, chociaż prośby o to były nadsyłane do obwodów radiowych Nadzoru Prze­strzeni Kosmicznej, a nawet Straży Kosmicznej.Z Mer­kurego żadnych wiadomości nie było, więc Zgromadzenie Ogólne Planet Zjednoczonych odłożyło obrady.Z tym że delegaci mieli być gotowi do zebrania się w ciągu godziny.Norton dopiero w trzydzieści godzin po powrocie z Ra­my zasnął zdrowym, spokojnym snem, ale prawie zaraz został z tego snu wyrwany.Zaklął bełkotliwie, otworzył zaspane oczy i zobaczył Karla Mercera.Od razu, jak przystało na dobrego dowódcę, całkowicie oprzytomniał.- Przestała się obracać?- Tak.Nieruchoma jak skała.- Chodźmy na mostek.Nikt na pokładzie Śmiałka już nie spał, nawet małpy wiedziały, że coś się święci, i popiskiwały niespokojnie, dopóki sierżant McAndrews ich nie uspokoił szybką znaną im gestykulacją.A przecież Norton, gdy wsunął się w swój fotel i zapiął pasy bezpieczeństwa, zastanowił się, czy to nie jest jeszcze jeden fałszywy alarm.Rama teraz była krótkim grubym walcem, zza którego krawędzi wysunął się gorejący brzeżek Słońca.Norton wymanewrował Śmiałka delikatnie z powrotem w środek obszaru sztucznego zaćmienia i zobaczył, jak perłowa wspaniałość korony Słońca ukazuje się ponownie na tle jaśniejszych gwiazd.Ogromna, o wysokości co najmniej pół miliona kilometrów, wzbijała się tak daleko, że jej górne odgałęzienia wyglądały jak drzewa z karmazynowe­go ognia.Więc teraz musimy czekać - powiedział sobie Norton.­Najważniejsze to być wciąż w pogotowiu do zareagowania w każdej chwili, utrzymywać wszystkie instrumenty gotowe do pomiarów, pilnować, żeby pracowały, i nie znudzić się tym czekaniem, choćby miało trwać bardzo długo.To dziwne.Pole gwiazd się obracało, jak gdyby w takt wirowania statku.A on przecież nawet nie dotknął zespołu przyrządów sterowniczych; ruchy Śmiałka, gdyby jakiekol­wiek były, wyczułby natychmiast.- Kapitanie! - powiedział raptownie Calvert ze stano­wiska nawigacyjnego.- Obracamy się, popatrz na gwiaz­dy! Ale przyrządy tego nie rejestrują!- Żyroskopy działają?- Normalnie.bez najmniejszych pląsów.Ale my się obracamy kilka stopni na sekundę!- To niemożliwe!- Oczywiście, że niemożliwe.Ale sam zobacz.Gdy wszystkie inne przyrządy zawodzą, człowiek musi polegać na instrumencie, jakim są jego oczy.Norton już nie miał wątpliwości, że panorama gwiazd rzeczywiście powoli się obraca - oto Syriusz za lewą burtą.Albo wszechświat, stosując się znowu do kosmologii przedkope­rnikańskiej, nagle zdecydował się kręcić wokół Śmiałka, albo też gwiazdy się zatrzymały, a Śmiałek się obraca.To drugie wytłumaczenie wydawało się bardziej praw­dopodobne, były w nim jednak niewytłumaczalne paradok­sy.Gdyby statek rzeczywiście obracał się w tym tempie ­myślał Norton - czułbym to przecież dosłownie przez skórę, jak się to mówi.I przecież trudno uwierzyć, żeby wszystkie żyroskopy zawiodły tak jednocześnie i niezależ­nie od siebie.Pozostawało jedno jedyne rozwiązanie.Najwidoczniej Śmiałek każdym swoim atomem zdany jest na pastwę jakiejś wielkiej siły, a tylko potężne pole grawitacyjne może wywoływać taki skutek.Przynajmniej żadne inne znane pole.Nagle gwiazdy zniknęły.To gorejący dysk Słońca, który już się wynurzył spoza tarczy Ramy, sprawił, że stały się niewidoczne.- Możesz odczytać wskazania radaru? Co z efektem Dopplera?Norton był w pełni przygotowany na to, że urządzenie radarowe także jest do niczego, ale mylił się.Jak się okazało, Rama była wreszcie w drodze, przy­spieszając w skromnym tempie piętnastu setnych grawi­tacji.- Doktor Perera - powiedział Norton - będzie zado­wolony.Przepowiedział maksimum: dwie setne.- Śmia­łek jakoś schwytany w kilwater Ramy, po prostu unosił się jak szczątki na wodzie wirujące w kółko i w kółko za chyżym statkiem.Mijały godziny, a przyspieszenie nie ulegało zmianie.Rama oddalała się od Śmiałka z prędkością coraz więk­szą.I gdy tym samym odległość się powiększała, nienor­malne ruchy Śmiałka powoli ustały: zaczęło znów działać prawo inercji.Można było tylko snuć domysły, roz­mawiając o tych energiach, które ich na krótko po­chwyciły.I Norton był sam sobie wdzięczny, że przesunął Śmiałka na bezpieczną odległość, zanim Rama włączyła napęd.Co do natury napędu, jedno już było pewne, chociaż wszystko inne pozostawało tajemnicą.To nie dysze gazowe i nie strumienie jonów czy plazmy dają Ramie odrzut na jej nową orbitę.Najlepiej ujął tę sprawę sierżant-profesor Myron, gdy wstrząśnięty, pełen niedowierzania powiedział: - No i żegnaj, trzecie prawo Newtona.Jednakże od trzeciego prawa Newtona musiał być Śmia­łek zależny nazajutrz, gdy zużył do cna ostatnie rezerwy paliwa, żeby odchylić własną trajektorię dalej od Słońca.Zmiana położenia niewielka, ale dzięki temu jego odległość od peryhelium miała się powiększyć o dziesięć tysięcy kilometrów.Była to zatem różnica pomiędzy działaniem systemu chłodzenia statku przy dziewięćdziesięciu pięciu procentach mocy - a niewątpliwą ognistą śmiercią.Gdy już dokonali tego manewru, Rama była oddalona o dwieście tysięcy kilometrów i trudno [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl