, Forsyth Frederick Negocjator (3) 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Ronnie miał jej rysopis, który jednak nie zdradzał wszystkiego.Podobnie jak Bernie i Arthur, Ronnie był żonaty i jego stara, tak samo jak pozostałe żony, była tlenioną blondyną, rozjaśnioną niemal na biało wskutek nieustannego oddawania czci słońcu, a swą jaszczurczą skórę także zawdzięczała promieniom nadfioletowym.Ronnie z apro­batą oceniał bladą, północną cerę nowo przybyłej oraz jej figurę, która przywodziła na myśl smukłą sylwetkę klepsydry.- Superglina - zamruczał Bernie.- Pyszne - powiedział Tel.Był to jego ulubiony, jeśli nie jedyny, przymiotnik.Co tylko zdołało go zaskoczyć lub zadowolić, określał jako “pyszne”.Ronnie ruszył do przodu.- Panna Somerville?- Tak.-.bry wieczór.Ja jestem Ronnie.To Bernie.Arfur i Tel.Quinn prosił nas, żebyśmy się panią zajęli.Samochód stoi tam.Quinn jechał do Marsylii w zimny, deszczowy poranek ostatniego dnia listopada.Miał do wyboru: albo polecieć do Ajaccio, stolicy Korsyki, z lotniska Marignane i być na miejscu jeszcze tego samego dnia, albo wsiąść na nocny prom i zabrać ze sobą samochód.Wybrał prom.Po pierwsze, nie będzie musiał wypożyczać samocho­du w Ajaccio; po wtóre, bezpiecznie przewiezie Smith&Wessona, za­tkniętego wciąż za paskiem, a po trzecie czuł, że powinien przezornie poczynić pewne drobne zakupy na czas pobytu na Korsyce.Drogowskazy do portu przy Quai de la Joliette były w miarę czytel­ne.Port świecił pustkami.Poranny prom z Ajaccio stał przycumowa­ny; pasażerowie opuścili go ponad godzinę temu.Kasa biletowa na Boulevard des Dames była jeszcze zamknięta.Zaparkował więc sa­mochód i czekając na otwarcie zjadł śniadanie.O dziewiątej wykupił bilet na wieczorny prom Napoleon, który odpływał o ósmej wieczorem i zawijał na miejsce o siódmej rano na­stępnego dnia.Z biletem w kieszeni mógł umieścić Asconę na parkin­gu dla pasażerów, nie opodal nabrzeża J4, skąd miał odpłynąć prom.Tak też zrobił, po czym udał się spacerem do miasta na zakupy.Zdobycie płóciennej torby nie nastręczyło mu kłopotów, a drogeria udostępniła przybory do mycia i golenia, których nie miał, bo zostały przy rue de Colisee w Paryżu.W sklepach z odzieżą męską kręcono nad nim głowami, lecz wreszcie znalazł to, o co mu chodziło, w za­mkniętej dla ruchu kołowego uliczce St Ferreol, dokładnie na północ od Starego Portu.Młody sprzedawca był bardzo uprzejmy i kupno butów z cholewami, dżinsów, pasa i kapelusza odbyło się bez problemu.Jednak kiedy Quinn wyraził swe ostatnie żądanie, młody człowiek uniósł brwi.- Co takiego podać, m'sieur? Quinn powtórzył, czego mu trzeba.- Przykro mi, ale chyba to nie jest na sprzedaż.Wpatrywał się w dwa banknoty o dużym nominale, przesuwane kusząco między palcami Quinna.- Może w magazynie? Jakiś stary, niepotrzebny? - podpowie­dział Quinn.Młody człowiek rozejrzał się.- Zobaczę, proszę pana.Mogę wziąć pańską torbę?Zniknął na dziesięć minut w magazynie na zapleczu.Kiedy wrócił, rozchylił torbę, żeby Quinn mógł zajrzeć.- Znakomicie - powiedział Quinnn.- O to mi chodziło.Spakował się, dał sprzedawcy napiwek zgodnie z obietnicą i wy­szedł.Niebo się rozchmurzyło, zjadł więc obiad w kawiarnianym ogródku niedaleko Starego Portu i nad filiżanką kawy spędził godzinę studiując szczegółową mapę Korsyki.Z wykazu nazw dowiedział się jedynie, że Castelblanc leży w górach Ospedale, daleko na po­łudniu wyspy.O ósmej Napoleon odbił od nabrzeży Gare Maritime i skierował dziób do tyłu, w stronę sieci dróg.Quinn raczył się właśnie lampką wina w barze “Des Aigles”, prawie pustym o tej porze roku.Prom dokonał manewru biorąc kurs w morze i światła Marsylii przedefilo­wały za oknem, zastąpione wkrótce widokiem starej fortecy-więzienia.Chateau d'If, przesuwającym się kilkadziesiąt metrów od burty.Piętnaście minut później minęli Przylądek Croisette, by znaleźć się wreszcie na pełnym morzu, w otulającej ciemności.Quinn poszedł na kolację do Malmaison, wrócił do kabiny na pokładzie D i położył się spać przed jedenastą, bo budzik miał nastawiony na szóstą rano.Koło jedenastej Sam siedziała ze swymi gospodarzami w niewiel­kiej wiejskiej chałupie, postawionej na uboczu, wysoko w górach za Esteponą.Żaden z nich nie mieszkał tam stale; chałupy używało się do przechowywania różnych rzeczy i w rzadkich momentach, kiedy któryś z przyjaciół potrzebował “chwili samotności” z dala od na­chalnych detektywów wymachujących wnioskami o ekstradycję.Siedzieli w pięcioro w pokoju z zamkniętymi okiennicami, zasnu­tym dymem papierosów i grali w pokera.Pomysł rzucił Ronnie [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl