, Peter Berling Dzieci Graala Krew krolow 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.Iwo Bretończyk całymi dniami nie spuszczał z oczu bramy Maupas, aby tylko nieprzeoczyć odjazdu templariuszy pod wodzą komandora Gawina Montbarda z Béthune.Po ostatniej rozmowie z Karolem z Anjou zobaczył jasno swoją drogę: jak długo służyłbykrólowi Ludwikowi i tym samym pozostawał nieuchronnie w atmosferze dworu Kapetyngów,Karol, ten sęp, zawsze próbowałby dostać go w swoje szpony, sprowadzić na złą drogę,wynajmować, gnębić, nakłaniać do zbrodni.Iwo znał siebie i wiedział, że kiedyś uległbyperfidnym podszeptom, obietnicom podwyższenia swego świeckiego stanu.Marzył o żelaznej dyscyplinie jakiegoś rycerskiego zakonu, w którym służyłby sprawieBożej, boskiemu prawu, i jeśli w warunkach takiej karności i posłuszeństwa musiałby sięgnąćpo miecz, wówczas walczyłby nie za feudalnego pana, lecz za wiarę.* Divine nutu.(łac.) – w braku Bożej ³aski pozostaje nam tylko hrabia z Szampanii.Został strażnikiem przybocznym królewskiego dziecka wbrew swej woli, gdyż także tacórka Graala była podporządkowana świeckiej władzy, była igraszką dynastycznych dążeń.Jeśli dziś wdał się w rolę strażnika, jutro może być znowu egzekutorem czyichś interesów.W kościele Świętego Andrzeja nad brzegiem morza i w świątyni Świętego Sabbasa wdzielnicy pizańskiej odezwały się dzwony na Anioł Pański.Koło własnego szańca, wraz zktórym podwójny mur miejski na najbardziej na północ wysuniętym cyplu kończył się wmorzu, pojawili się templariusze.Musieli przejechać całe stare miasto i nową dzielnicęMontmusart, aby zbliżyć się do bramy Maupas.W zwartym szyku galopowali po bruku za Gawinem Montbardem z Béthune.Ich białepłaszcze z czerwonymi krzyżami błyszczały w świetle zachodzącego słońca.Był to okazałyoddział, gdyż Renald z Vichiers, nowy wielki mistrz, chciał pokazać królowi, że tutaj, w sercuZiemi Świętej on sam decyduje, jakie siły zakonu i w jakim miejscu stacjonują.Krucjata się skończyła, do Akki powróciła codzienność Outremer i należało znowuobsadzić zewnętrzne bastiony, aby nie wyjść źle w codziennych sporach o trybut, handel izysk.Stolicy Królestwa wystarczała symboliczna obecność wielkiego mistrza.Dla komandora z Rennes-le-Château*, niezwykłego, zbyt niezwykłego posła zakonu pozazakonem, wtajemniczonego w tajne sprawy i w Wielki Plan oraz uwikłanego w intrygi, któreczęsto przebiegały poza plecami wielkiego mistrza, nie było już tutaj miejsca.Gawin spostrzegł Bretończyka natychmiast i zatrzymał oddział.Iwo musiał podejść.– Na jedno słowo w cztery oczy, komandorze – powiedział skromnie – długo na wasczekałem.– Czemu mam przypisać ten zaszczyt? – Gawin skierował konia w bok, nie zsiadając zniego.Iwo przełknął to upokorzenie.Było częścią próby, którą zamierzał przetrwać.– Stoję przed wami jako postulant, panie Gawinie – wyznał cicho – proszę o przyjęcie dowaszego zakonu.Templariusz uniósł brwi bardziej skonsternowany niż skłonny do szyderstwa.– Proszę was, panie Iwonie, zastanówcie się, co mi przedkładacie.Przy całym respekciedla znakomitego królewskiego człowieka, nie mówicie chyba poważnie!– Wypróbujcie mnie! – powiedział Iwo.– Probat spiritus, si ex Deo sit* – dorzuciłspiesznie.– Pragniecie, jak się zdaje, usłyszeć to z moich ust, aby jeszcze bardziej mnieznienawidzić.Każdy człowiek Kościoła wie, że takim jak wy przyjęcie jest na zawszezabronione.Po pierwsze, otrzymaliście święcenia kapłańskie.– Nie zostałem ekskomunikowany! – oburzył się Iwo.* Rennes-le – Château – siedziba templariuszy w południowo-zachodniej Francji.* Probat spiritus.(łac.) – zbadajcie mój zamiar, czy jest kierowany przez Boga (formuła przy rytualeprzyjmowania do grona templariuszy).– To byłoby dla was lepsze – roześmiał się oschle Gawin.– Ale także by wam, panieIwonie, nie pomogło, gdyż po drugie, niechybnie wam postawią pytanie: „Czy jesteściesynem rycerza i jego małżonki, czy wasi rodzice są rycerskiego rodu?” Jak odpowiecie?Bretończyk milczał zmieszany.Dlaczego sądził, że elitarny zakon zrobi dla niegowyjątek? Zgoda, stan rycerski zależał od jednego uderzenia królewskiego miecza, duchownejprzeszłości wszakże nie mógł się Iwo pozbyć, chyba że przez dyspensę.– Widzę, że nie muszę przytaczać dalszych pytań.– Gawin okiełzał konia.– Mogliściesobie oszczędzić tej rozmowy, ale chyba chcieliście się podręczyć.– Pragnę uciec od grzechów tego świata – powiedział Iwo – i jestem w stanie znieśćwszelkie cierpienia.– Do tego wystarczy surowe klasztorne życie.– Jestem człowiekiem miecza, jak chyba wiecie, panie Gawinie.Mogę walczyć, mógłbymbyć strażnikiem dzieci.Templariusz ściągnął jeszcze raz konia i pochylił się lekko ku Iwonowi.– To nie jest wasze przeznaczenie, Iwonie – rzekł z rozwagą.– Jesteście niebezpiecznymkamieniem probierczym, nie zaś obrońcą królewskich dzieci.Próbujecie uniknąć swego losu– dodał cicho – co dowodzi mi tym bardziej, że jesteście wybrani.Niech Bóg broni przedwami dzieci.– Poderwał konia.– Bądźcie zdrowi!Dołączył do rycerzy, którzy powiewając płaszczami wyjechali przez bramę.Słońcezachodziło krwawo.Iwo patrzył za jeźdźcami, póki nie ucichł tętent kopyt.Kasr al-Amir, pałac emira w Homsie, ciągnął się od nisko położonego madina szeregiemwznoszących się dziedzińców aż do najwyższego wzniesienia miejskich murów, w którychostrym kącie wyrastała cytadela.Drogi dojazdowe przebiegały zadaszonymi serpentynami.Tak więc można było dojechać konno aż na samą górę do prywatnych komnat, ale nie doharemu, który górował nad najwyższym dziedzińcem i był dostępny tylko z pomieszczeńwładcy [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl