, Erikson Steven Bramy Domu Umarlych 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]
.– L’oric – wyszeptała, ponownie spoglądając na południe.– Co w nim dostrzegłeś?– Twoja wiedza przerasta moją, dziewczyno.– Wszystko jedno.– Myślę, że wyczuwa pakt.– Pakt?Heboric stanął obok niej, opierając wytatuowane przedramiona na drewnianej balustradzie.– Ten, który zawarła z tobą bogini, który dowodzi, że w rzeczywistości wcale nie doszło do ponownych narodzin.– Na pewno, Heboric?– Na pewno.Dzieci nie decydują, czy chcą się narodzić.Nie mają w tej sprawie nic do powiedzenia.W twoim przypadku było inaczej.Sha’ik nie urodziła się na nowo.Została odtworzona.L’oric może się tego uczepić, w przekonaniu, że to stanowi lukę w twej zbroi.– W ten sposób narazi się na gniew bogini.– Tak, i nie sądzę, by nie zdawał sobie z tego sprawy, dziewczyno.Dlatego właśnie trzeba go obserwować.I to uważnie.Milczeli przez chwilę, wpatrując się w nieprzenikniony całun na południu.Wreszcie Heboric odchrząknął.– Być może dzięki swym nowym darom potrafisz mi odpowiedzieć na pewne pytania.– A mianowicie jakie?– Kiedy Dryjhna cię wybrała?– Nie rozumiem.– Kiedy zaczęła się manipulacja? Tutaj, na Raraku? W Czerepie? Czy na odległym kontynencie? Kiedy bogini po raz pierwszy zatrzymała na tobie spojrzenie, dziewczyno?– Nie zatrzymała.Heboric poderwał się nagle.– To wydaje się.– Nieprawdopodobne? Rzeczywiście.Niemniej jednak, to prawda.Ta podróż należała wyłącznie do mnie.Musisz zrozumieć, że nawet boginie nie są w stanie przewidzieć nagłych śmierci, tych kaprysów śmiertelności, podejmowanych decyzji, ścieżek wybranych i ścieżek odrzuconych.Starsza Sha’ik miała dar proroctwa, lecz podobny dar jest jedynie nasieniem, które kiełkuje w wolnej ludzkiej duszy.Jej wizje bardzo zaniepokoiły Dryjhnę.Nie było w nich sensu.Sugerowały niebezpieczeństwo, ale nie mówiły nic pewnego.Poza tym – dodała ze wzruszeniem ramion – strategia i taktyka są całkowicie obce Apokalipsie.Heboric wykrzywił twarz.– To nie wróży dobrze.– Błąd.To znaczy, że możemy stworzyć własne.– Nawet jeśli bogini nie kierowała twoimi krokami, ktoś, czy może coś z pewnością to czyniło.W przeciwnym razie Starszej Sha’ik nie nawiedzałyby te wizje.– Teraz mówisz o losie.Na ten temat możesz sobie podyskutować z innymi uczonymi, Heboric.Nie każdą tajemnicę da się rozwikłać, choćbyś nie wiem jak mocno wierzył, że jest inaczej.Przykro mi, jeśli sprawia ci to ból.– Nawet nie w połowie tak przykro jak mnie.Nasuwa mi się jednak myśl, że choć śmiertelnicy są tylko pionkami w grze, to samo dotyczy bogów.– „Przeciwstawność elementarnych sił” – powiedziała z uśmiechem.Heboric uniósł brwi, a potem wykrzywił twarz.– To cytat.Skądś go znam.– Nic dziwnego.Ostatecznie umieszczono go na Bramie Imperialnej w Uncie.To słowa samego Kellanveda, które miały usprawiedliwić równowagę budowania i niszczenia, ekspansję imperium w całej jej głodnej chwale.– Na oddech Kaptura! – wysyczał starzec.– Czyżbym nakierowała twe myśli na jakiś inny problem, Heboric?– Tak.– Możesz nie strzępić gęby po próżnicy.To będzie temat do twojego następnego traktatu.Z pewnością ta garstka nikomu nieznanych starych głupców zatańczy z podniecenia.– Starych głupców?– Twoich kolegów, uczonych.Twoich czytelników, Heboric.– Ach.Przez pewien czas milczeli.W końcu były kapłan odezwał się znowu.– I co zrobisz teraz? – zapytał cicho.– W sprawie tego, co się wydarzyło?– W sprawie tego, co wciąż się dzieje.Korbolo Dom dokonuje w twe imię bezsensownej rzezi.– W imię bogini – poprawiła go, słysząc nerwowy gniew we własnym głosie.Zamieniła już na ten temat ostre słowa z Leomanem.– Wieści o „ponownych narodzinach” na pewno już do niego dotarły.– Nie dotarły.Zamknęłam Raraku, Heboric.Otaczająca nas burza potrafi zerwać mięso z kości.Nawet T’lan Imass nie przeszedłby przez nią żywy.– Ale przecież ogłosiłaś swe nadejście – zauważył starzec.– Poprzez Tornado.– Które wzmocniło wątpliwości Korbolo Doma.I jego obawy.Bardzo gorąco pragnie wykonać zadanie, które sobie wyznaczył.Dopóki nie zostanie ponownie ujęty w ryzy, może swobodnie kierować się własnymi obsesjami.– Co więc zrobisz? Możemy wymaszerować, ale nim dotrzemy na Równinę Areńską, miną miesiące i do tego czasu Korbolo dostarczy Tavore wszelkich możliwych pretekstów potrzebnych do wymierzenia bezlitosnej kary.Rebelia była krwawa, ale w porównaniu z tym, co uczyni twoja siostra, wyda się jedynie draśnięciem.– Zakładasz, że jest ode mnie lepsza, nieprawdaż, Heboric? Jeśli idzie o taktykę.– Istnieje precedens odnośnie tego, jak daleko twoja siostra potrafi się posunąć w okrucieństwie, dziewczyno – warknął.– W końcu tu jesteś.– I na tym właśnie polega mój główny atut, starcze.Tavore jest przekonana, że ma się zmierzyć z pustynną czarownicą, której nigdy w życiu nie widziała na oczy.Nieznajomość nie złagodzi jej pogardy dla kogoś takiego.Ja jednak znam swego wroga [ Pobierz całość w formacie PDF ]
  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • anikol.xlx.pl